Tenis. Murray: Nie będę przeklinał. Koniec z brzydkimi wyrazami na "k"

Wszyscy klną, ale najbardziej przerąbane mają ci, którzy robią to po angielsku, bo ten język znają wszyscy. To nie fair - mówi trzeci tenisista świata, ale zaklina się, że w 2013 r. kończy ze złym językiem na korcie

Pier... piłka, co ty ku... robisz, jak ty ku... grasz?! Gó..., po prostu gó...! - tak, mniej więcej, w luźnym tłumaczeniu, brzmią niektóre tenisowe wybuchy Murraya, mistrza olimpijskiego i US Open.

Gdy mu nie idzie, klnie jak szewc, wścieka się na siebie i patrzy z wyrzutem na ludzi siedzących w jego boksie na trybunach. Jego mina mówi: "Zaraz was wszystkich rozszarpię". Pomiędzy jedną a drugą taką werbalną eksplozją gra w tenisa, całkiem nieźle zresztą.

Jego język już nieraz był tematem w brytyjskich mediach. Najgorzej jest w trakcie Wimbledonu, bo za przekleństwa na antenie w porze tea time musi przepraszać BBC, która poczuwa się do odpowiedzialności, nawet jeśli sama winy nie ponosi.

Murray za kilka brzydkich słów dostał upomnienia od sędziów w Rzymie i Paryżu, wcześniej wiele razy płacił kary finansowe - po kilkaset dolarów. - Nie umiem nad tym zapanować, to silniejsze ode mnie - tłumaczył.

Aż przyszedł grudzień 2012 r. i fani Szkota usłyszeli od niego noworoczne postanowienie w "Daily Record": - Koniec z przeklinaniem. Od Australian Open będę trzymał język za zębami.

Murray obiecuje, że aby powstrzymać zalew "ku..." i "pi...", zrobi "wszystko, co w jego mocy", ale zauważa, że jest kozłem ofiarnym. - Wszyscy w tenisie klną, ale ci, którzy klną po angielsku, częściej płacą kary, bo wszyscy widzowie i sędziowie rozumieją przekleństwa w tym języku. Gdyby rozumieli, co mówią na korcie Hiszpanie, Serbowie czy Chorwaci, okazałoby się, że oni klną jeszcze gorzej - stwierdził Murray. I ma rację.

Kiedyś, w meczu z Davidem Nalbandianem, Murray dostał karę za przeklinanie, ale tak naprawdę dużo cięższym mięsem rzucał Argentyńczyk, ale arbiter nie zrozumiał hiszpańskiej wersji "ku...". - Wiem, co mówił, bo wiele lat trenowałem w Hiszpanii - mówił Szkot.

Federacje ATP, WTA i Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) zaczęły nawet szkolić sędziów z rozróżniania przekleństw w innych językach, ale poznanie zapisu fonetycznego to jedno, a wychwycenie siarczystej wiązki po hiszpańsku w feerii braw to drugie.

Nieanglosascy tenisiści sami zresztą przyznają, że rzucanie mięsem uchodzi im na sucho. Niemka serbskiego pochodzenia Andrea Petković klęła po niemiecku, aż dostała karę na Wimbledonie, bo okazało się, że jedna z sędzi liniowych była Niemką. - Teraz klnę po serbsku i mam święty spokój, bo nikt nie rozumie - mówi Petković. Równie bezkarni są też m.in. Chorwaci, Rosjanie, Czesi, Słowacy i Polacy, choć oni akurat są raczej zamknięci w sobie i klną niewiele. Łukasz Kubot - jeśli już mu się coś wypsnie - to po czesku, bo od lat trenuje i pomieszkuje w Pradze oraz obraca się w środowisku tamtejszych trenerów. Najwięcej przeklinała swego czasu... Urszula Radwańska, która ma dużo bardziej wybuchowy charakter od siostry Agnieszki. Pojedyncze "ku..." albo "pier..." wymknęło jej się kilka razy. Ale Agnieszka też potrafi syknąć coś niecenzuralnego. Obie siostry pilnują się jednak w turniejach pokazywanych w polskiej TV, od dawna uczulał je na to ojciec. - Emocje, nic na to nie poradzimy. Sędziowie nie karzą, bo nie rozumieją, ale trzeba uważać, bo kiedyś można trafić na sędziego Polaka - śmiała się kiedyś Urszula w Australii.

"Washington Post" wziął pod lupę łamanie tenisowej etykiety podczas US Open. Mężczyźni klęli, łamali rakiety i korzystali z niedozwolonej pomocy trenerów 77 razy i zapłacili w sumie 84,4 tys. dol. kar, kobiety przepisy łamały 28 razy i zapłaciły 42,9 tys. dol., ale... one częściej przeklinały, niż łamały rakiety.

Wszystko to jednak nic przy tym, co wyprawiał John McEnroe. Amerykanin wygrał siedem turniejów wielkoszlemowych, klnąc przez ponad dekadę. - Zły język i awantury napędzały go do lepszej gry, taki był - wspominał Wojciech Fibak.

Największy skandal z udziałem "Big Maca" miał miejsce u schyłku kariery w 1990 r. w Melbourne. Amerykanin pokłócił się z sędzią, a potem z supervisorem turnieju, a na koniec powiedział: - Idź, wyr... swoją matkę.

Został natychmiast zdyskwalifikowany i wyrzucony z imprezy.

Ale o jedno słowo za daleko potrafił zabrnąć nawet dżentelmen Roger Federer, który podczas US Open skrytykował sędziego, że za długo dyskutował z rywalem o powtórce wideo, a gdy arbiter próbował uciszyć Szwajcara, ten odparł: - Jak chcę, to mówię, i mam w d..., o czym z nim gadasz.

Zapłacił 1,5 tys. dol. kary.

Bukmacherzy w Londynie nie przyjmują jeszcze zakładów, czy Murray wytrwa w noworocznym postanowieniu, ale jeśli zaczną, stawki, że mu się uda, będę pewnie bardzo wyśrubowane.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.