Puchar Davisa. Cilić, drugi cud z Medziugorie

Od piątku w Warszawie tenisowy mecz Polska - Chorwacja w Pucharze Davisa. Lider rywali to chłop jak dąb, grał w półfinale Wielkiego Szlema, a jego kariera przyśpieszyła po pokonaniu Andy'ego Murraya. Brzmi znajomo?

Największe podobieństwo z Jerzym Janowiczem widać gołym okiem - Marin Cilić ma 198 cm wzrostu, tylko o pięć mniej niż Polak.

Pochodzi z Medziugorie, miasteczka na południu Bośni i Hercegowiny, gdzie w 1981 r. sześciorgu dzieciom u podnóża wzgórza Crnica miała objawić się Matka Boska. Kościół katolicki wciąż oficjalnie nie uznaje cudu, ale do miejscowości i tak od trzech dekad pielgrzymują tysiące wiernych.

Legenda głosi, że to właśnie Matka Boska ustrzegła Medziugorie przed wojenną zawieruchą w Bośni z lat 1992--95 - miasteczko nie zostało nawet częściowo zniszczone. Gdy wybuchał najkrwawszy konflikt w Europie od zakończenia II wojny światowej, Marin miał cztery lata. Pamięta, że rodzice z dwójką starszych braci uciekli nad Adriatyk, bo tam było bezpieczniej. Wojnę rodzina Ciliciów przetrwała niedraśnięta.

Zdanko, ojciec Marina, odziedziczył kilka winnic i upraw tytoniu, ale obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby jego dzieci mogły ruszyć w świat. Zdanko był pasjonatem sportu, żałował, że nie miał czasu go uprawiać. Dlatego od początku pchał do niego dzieci. Marin od kołyski kopał piłkę z braćmi, do dziś jest wielkim fanem Milanu. Na kort tenisowy wyszedł jako trzylatek, choć na poważnie zaczął trenować cztery lata później pod wpływem kuzynki Tanji, która przyjeżdżała na wakacje z Niemiec.

Rodzice Marina - to kolejne podobieństwo z Janowiczem - zainwestowali w karierę syna spore pieniądze. Gdy miał 13 lat, wysłali go do Zagrzebia, bo tam były lepsze warunki i lepsi trenerzy. - Mieszkałem u wuja, dla młodego chłopaka taka rozłąka z rodzicami i rodzeństwem była ciężkim przeżyciem, ale wiele mnie to nauczyło i nie żałuję - wspominał Marin.

Cilicia na kortach w Zagrzebiu wypatrzył Goran Ivanisević, triumfator Wimbledonu z 2001 r., żywa legenda sportu w Chorwacji i być może najlepiej serwujący tenisista w historii. Lewą ręką posłał 10 183 asy w 766 oficjalnych meczach. - Ten chłopak będzie kiedyś w pierwszej dziesiątce - mówił Ivanisević o 13-latku.

- Trenując z Goranem, zrozumiałem, że tenis stał się najważniejszy w moim życiu - opowiadał Marin, który niedługo potem wybrał chorwackie obywatelstwo i z pomocą Ivanisevicia trafił do akademii w San Remo, gdzie jego technikę szlifował Australijczyk Bob Brett, były trener Ivanisevicia i Borisa Beckera.

Z San Remo było już właściwie z górki, choć kariera Cilicia rozpędzała się powoli. Jako junior wygrał Rolanda Garrosa, był drugi na liście najlepszych juniorów świata. W 2005 r. przeszedł na zawodowstwo, sezon kończył jako numer 660. na liście ATP, rok później był 173., a potem - 71.

Cilić mówi, że miał szczęście do trenerów, ale też do rywali, bo jest rówieśnikiem m.in. Juana Martina del Potro, Ernestsa Gulbisa czy Robina Haase. Rywalizacja między nimi od początku była zacięta.

W 2009 r. o tenisowym cudzie z Medziugorie usłyszał w końcu cały świat. 21-letni Cilić z hukiem wyrzucił z 1/8 finału US Open Andy'ego Murraya, finalistę poprzedniej edycji, numer dwa na świecie. To kolejna analogia do Janowicza, bo Polak też wystrzelił po efektownym zwycięstwie nad Szkotem - w 2012 r. w paryskiej hali Bercy. Rok później Cilić doszedł do półfinału Australian Open, tak jak Janowicz w 2013 r. w Wimbledonie. Obaj spotkania o finały przegrali z Murrayem.

Przepowiednia Ivanisevicia o awansie do Top 10 spełniła się w 2010 r., gdy Cilić przez moment był dziewiąty na świecie (teraz jest 26.). Chorwat wygrał 11 turniejów ATP, zarobił prawie 7 mln dol. i przeprowadził się z Medziugorie do Monte Carlo.

Jedyna rysa na wizerunku Cilicia to zeszłoroczna 9-miesięczna dyskwalifikacji dopingowa. Chorwat bronił się, że zakazaną substancję zażył niechcący, bo nie przeczytał uważnie ulotki na fiolce z glukozą kupioną we francuskiej aptece. Władze antydopingowe uwierzyły i skróciły karę do czterech miesięcy.

Janowiczowi do wyników Cilicia jeszcze sporo brakuje - Polak nie wygrał żadnego turnieju ATP. Różni ich też styl gry, bo Chorwat nieco słabiej serwuje, rzadziej ryzykuje, ale umie uderzać mocno z linii końcowej i jest dużo bardziej cierpliwy w długich wymianach. Polak to wulkan pod każdym względem.

Zła wiadomość dla biało-czerwonych jest taka, że Cilić znów współpracuje z Ivaniseviciem, który od kilku miesięcy oficjalnie jest jego trenerem. Od tego czasu Chorwat bardzo poprawił serwis - posyła już średnio 11 asów w meczu - i wygrywa. W tym sezonie jako pierwszy gracz ATP zanotował 20 zwycięstw. Triumfował m.in. w Zagrzebiu i Delray Beach, zagrał finał w Rotterdamie, a w 1/8 finału Indian Wells urwał seta Novakowi Djokoviciowi.

Relacje z meczu Polska - Chorwacja na platformie nc+, bilety na eBilet.pl.

Marin Cilić w piątek prawdopodobnie zagra z Michałem Przysiężnym. Jerzy Janowicz zmierzy się z Borną Coriciem

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.