Wimbledon. Agnieszka Radwańska przeskoczyła chiński mur

Potrzebowała do tego trzech dramatycznych setów i aż ośmiu piłek meczowych, ale w końcu się udało. Polka pokonała Na Li 7:6 (7-5), 4:6, 6:2 i tak jak przed rokiem znów powalczy o finał Wimbledonu. Jej rywalką w czwartek będzie Niemka Sabine Lisicki

To był dramat w trzech aktach. Rozstawiona z czwórką Radwańska nie była zdecydowaną faworytką, bo przegrała z szóstą w rankingu WTA Chinką cztery z ostatnich pięciu meczów. Li pokonała ją m.in. w styczniu w ćwierćfinale Australian Open. Dominowała nad Polką, bo była agresywniejsza, grała ryzykowniej, z większą pewnością siebie.

W pierwszym secie Chinka natarła wściekle, znów biła mocno, ale tym razem Radwańska umiała się przeciwstawić. Broniła się świetnie, przeszkadzała, wybijała z rytmu, ale potrafiła też ukąsić, odwinąć się groźnym forhendem. Obroniła cztery piłki setowe, wygrała po zaciętym tie-breaku. - Ona widzi wszystko, pięknie gra - mówił komentujący mecz w BBC John McEnroe. Li mogła wygrać tego seta, gdyby nie nerwy przy kilku atakach i błąd taktyczny - gdy zaserwowała asa w linię, a sędziowie błędnie wywołali aut, nie poprosiła o powtórkę wideo. Gdyby to zrobiła, miałaby seta. - Naprawdę? Teraz mi to mówicie? - uśmiechnęła się na konferencji prasowej.

W drugiej partii Polka prowadziła, ale dała się dogonić, trochę straciła koncentrację, a trochę mocniej przycisnęła Li. Trzeci set - przerwany przez deszcz i zasuwanie dachu - był już popisem Radwańskiej. Mistrzowsko rozrzucała Chinkę po korcie, dobijała ją długo, ale w końcu dopięła swego.

- Była agresja, więcej ryzyka, była kompletna Agnieszka. Ona doskonale zdawała sobie sprawę, że z Li musi zagrać inaczej, przycisnąć mocniej, i zrobiła to dobrze. To jeszcze nie było 100 proc., ale jakieś 90 proc. możliwości Agnieszki - powiedział "Gazecie" trener Tomasz Wiktorowski.

O finał rozstawiona z czwórką Polka zagra w czwartek z rozstawioną z nr. 23. Niemką Sabine Lisicki, pogromczynią Sereny Williams, która rozbiła Estonkę Kaię Kanepi 6:3, 6:3. Sabine to córka polskich emigrantów - Ryszarda i Elżbiety. Ojciec w dzieciństwie wysłał Sabinę do akademii Nicka Bolletteriego na Florydę. Tam ukształtowały się jej agresywny styl i potężne serwisy, którymi potrafi rozpędzić piłkę do 200 km/godz.

Ryszard Lisicki długo kierował karierą córki sam, ale w końcu oddał ją w ręce profesjonalistów. Niedawno Hiszpana Ricardo Sancheza zastąpił niemiecki szkoleniowiec Robert Orlik. Trawa jest ulubioną nawierzchnią Niemki. W 2011 r. doszła do półfinału Wimbledonu, potem na wiele miesięcy jej karierę zatrzymało złamanie stawu skokowego.

Z Radwańską spotkała się dwa razy. Dwa lata temu w Stanford minimalnie lepsza była Niemka, ale rok temu w Dubaju Polka wygrała łatwo 6:2, 6:1. - Kluczem będzie odbiór serwisów, wiadomo, że nimi Lisicki wygrywa mecze. Agnieszka miała już przetarcie z tak mocno serwującą dziewczyną, Amerykanką Madison Keys. Udowodniła, że potrafi takie serwisy odbierać. Z głębi kortu Sabine nie gra jednak tak dobrze jak np. Serena - powiedział Wiktorowski.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.