Janusz Kubot: Postrzegam to wszystko bardzo normalnie. Nawet uważam, że to całe zainteresowanie nabrało nienormalnego przyspieszenia.
- Rozumiem, co się stało, ale przypominam, że Łukasz na dobrym poziomie gra już ileś lat. A ćwierćfinału Wimbledonu był przecież bardzo bliski dwa lata temu [wtedy w spotkaniu czwartej rundy z Feliciano Lopezem nie wykorzystał dwóch piłek meczowych]. OK, teraz zagrają w tej fazie dwaj Polacy, pewnie ludzie myślą, że będzie między nimi wielka rywalizacja.
- Patrzę na ten mecz, wiedząc, że dwaj koledzy mogą się spotkać i wymienić uściski. Poza tym nie rajcuje mnie fakt, że syn zmierzy się z Janowiczem. To będzie dla niego mecz jak każdy inny. Tak musi podejść do sprawy profesjonalista.
- Dla mnie nie jest zaskoczeniem, że ludzie zauważają to, co ja w Łukaszu widzę od zawsze. On nie jest tak utalentowany jak Jurek i wielu innych zawodników. Ale potrafi to nadrobić swoją solidnością, dbaniem o każdy detal, bardzo ciężką pracą. Teraz nie nastawia się nie wiadomo na co. Nie myśli, że to jakieś superwydarzenie. Lubią się z Jurkiem poza kortem, a na korcie po prostu dadzą nam bardzo ciekawy mecz, bo obaj grają w tym momencie bardzo dobry tenis.
- Ma pan rację, jeśli obaj zagrają najlepiej, jak potrafią, walka będzie zacięta.
- Bardzo mocno wierzę, że on wygra. Jesteśmy w kontakcie, wiem, że się dobrze czuje. To jest najważniejsze, dzięki temu wynik jest sprawą otwartą. Przypominam, że Łukasz występował też w deblu, przez to w jednym dniu rozgrywał mecze singla i debla. Cieszę się, że radzi sobie z tym obciążeniem. Oczywiście takie granie kosztuje dużo zdrowia i w każdym momencie może się zdarzyć kontuzja, ale na razie wszystko jest w porządku.
- Nie wolno go jeszcze żegnać, on nie kończy kariery. Bardzo dobrze gra w debla, a tam nawet do 40. roku życia sobie zawodnicy radzą [Kubot w maju skończył 31 lat]. Może jeszcze będą do mnie dziennikarze dzwonić przed jakimś wielkim, deblowym finałem syna? A może jeszcze z Jurkiem Janowiczem gdzieś wysoko zagra? Ja w niego wierzę.