Wimbledon. Janowicz senior: Wybieram się na półfinał

- Będę kibicował ?Jerzykowi?, ale nie chcę mówić o jego atutach i o mocnych stronach Łukasza. Obaj są Polakami, najważniejsze jest teraz to, co dzięki nim przeżywamy - mówi Jerzy Janowicz senior przed ćwierćfinałem Wimbledonu, w którym jego syn zagra z Łukaszem Kubotem. Wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego przekonuje, że federacja zrobi wszystko, by dyscyplina świętowała takie sukcesy częściej. Mecz Janowicz - Kubot w środę. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE!

Łukasz Jachimiak: Nie kusiło pana, żeby wyłączyć telefon zaraz po tym, jak stało się jasne, że pański syn i Łukasz Kubot zmierzą się w ćwierćfinale Wimbledonu?

Jerzy Janowicz: Co mam odpowiedzieć? Powiem tylko, że bardzo się cieszę z sukcesu polskiego tenisa. I z tego, że jest tak podkreślany.

Przed meczem Jurka z Nicolasem Almagro zaskoczył pan, twierdząc, że na 99 proc. pański syn wygra. Oszacuje pan jego szanse w meczu z Kubotem?

- W meczach z zagranicznymi rywalami zawsze mogę ocenić szanse syna. Przed spotkaniem z innym Polakiem nie będę tego robił. Cieszmy się, że tak fajnie to wszystko się ułożyło, i oglądajmy mecz. Oczywiście będę kibicował "Jerzykowi", ale nie chcę tego analizować, nie chcę mówić o jego atutach i o mocnych stronach Łukasza.

Dlaczego?

- Bo obaj są Polakami i najważniejsze jest teraz to, co dzięki nim przeżywamy. Jeżeli Polski Związek Tenisowy wyciągnie z tej sytuacji wnioski, a w tym związku teraz jestem i nie pozwolę, żeby dyscyplina dalej kulała, to będziemy takie sukcesy przeżywali częściej. To jest teraz najważniejsze. Mamy prezesa, który jest wielkim fachowcem, ma wokół siebie oddanych ludzi. Zrobimy coś nowego, pomożemy naszym zdolnym juniorom. Oni już nie będą musieli robić takiej partyzantki, jaką my przeżywaliśmy.

Jak to zrobicie?

- Zlikwidujemy tenis w Sopocie, bo to wielki niewypał. Wymienimy trenerów. Nie może być tak, że wyautowani są ludzie, którzy zawodowo grali w tenisa. Oni muszą przekazywać młodzieży swoją wiedzę. Zmienimy system, ludzi i myślenie. Koniec z towarzystwem wzajemnej adoracji. Wszystko musi mieć zapach zawodowego tenisa. Teraz, bądźmy szczerzy, bez Janowicza i Agnieszki Radwańskiej nasz tenis byłby bardzo nisko. Trzeba to zmienić i na fali popularności tenisa wszystko naprawić. Prezes na zjeździe mówił, że idzie nowe i to nowe naprawdę idzie. Koniec ze złotoustymi, pora wziąć się za robotę. Dlatego dotychczasowym trenerom dziękujemy. Nie za pracę, bo oni żadnej pracy z naszą młodzieżą nie zrobili. Młodzi ludzie, którzy niedawno grali zawodowo w tenisa, to fajne osobowości. Mają odpowiednie charaktery, postawimy na nich. Zgrupowania skrócimy, nie będą trwały po dwa-trzy tygodnie, ale po kilka dni przed ważnymi zawodami. I na tych zgrupowaniach młodzież wreszcie będzie mogła pograć z trenerem, który jest zawodowcem, a nie odbijać z człowiekiem, który ma ładną czapeczkę, a rakietę najlepiej trzyma pod pachą. Pomysłów mamy dużo, energii też. Takie sukcesy jak ten wimbledoński jeszcze bardziej nas napędzają.

Pokazowy mecz Janowicza z Federerem na Stadionie Narodowym to temat aktualny?

- Tak, zrobimy to. Jestem organizatorem wspólnie z Piotrem Woźniackim. Będziemy bić rekord oglądalności, a szczegóły dopracujemy po Wimbledonie.

Media podają, że za chwilę poleci pan do Londynu, ale niektóre twierdzą, że na mecz syna z Kubotem, inne, że już szykuje się pan na półfinał. Jak jest naprawdę?

- Jadę na półfinał, w którym rywalem Jurka będzie najpewniej Andy Murray. Oczywiście, o ile Jurek wygra ćwierćfinał. Jeśli tak się stanie, to jestem już umówiony na wyjazd z panią Ewą Nadel. Pani prezes MKT Łódź ma bardzo duży wkład w sukces "Jerzyka". Teraz każdy się chełpi, każdy mówi, że nam pomagał, a to ona jest prawdziwą siłaczką w naszym regionie. Jeśli łódzkie władze powiedzą w końcu "dziękujemy, swoje zrobiliśmy" i odejdą, to będę się bardzo cieszył, bo to, co ci ludzie robili ze sportem, to skandal. Dobrze, że pan marszałek i pani prezydent na sport fajnie patrzą. Cenię właśnie takich ludzi, którzy naprawdę działają, a nie tych, którym zależy tylko na wypłacie.

Wróćmy do Wimbledonu. Nie ma pan wrażenia, że Jurkowi o półfinał mogłoby się grać łatwiej z rywalem wyżej notowanym niż Kubot?

- Dlaczego?

Już w meczu z Juergenem Melzerem w 1/8 finału długo się męczył. To na pewno za sprawą nieprzyjemnego stylu gry Austriaka, ale chyba też pański syn lepiej czuje się, kiedy nie jest faworytem?

- Jeśli ktoś myślał, że z Melzerem Jurek wygra gładko, to znaczy, że ten ktoś nie zna się na tenisie. Przecież Austriak to 37. zawodnik świata, który był w pierwszej "ósemce". To bardzo niewygodna lewa ręka. Zresztą, on niedawno w ćwierćfinale Rolanda Garrosa wyrzucił z gry Novaka Djokovicia [2010 rok]. Prawda jest taka, że w Wielkim Szlemie każdy rywal jest bardzo trudny. Już od pierwszej rundy. W takich turniejach ogórków nie ma. Dowód? Roger Federer wygrał tuż przed Wimbledonem w Halle, a więc był w formie, a w tym najważniejszym turnieju już dawno go nie ma.

Może w takim razie dobrze się stało, że Jurek w Halle odpadł już w pierwszej rundzie?

- Nie chcę być nieskromny, ale powiem, że to było przemyślane. Mamy swój sztab, ja z żoną też pomagam w tym wszystkim. Oczywiście najważniejszy jest "Jerzyk" i jego trener. Ale duży sztab na tym poziomie jest bardzo potrzebny. Teraz chcę do niego jeszcze dołączyć fizykoterapeutę. Nie jest tak, jak to widzą kibice. Oni patrzą w tabele, statystyki, a tu trzeba o wszystkim szerzej myśleć.

W meczu z Melzerem Jerzy często się ślizgał, zmieniał buty, wymieniał wkładki. Nie nabawił się żadnego urazu?

- Dziękuję za troskę, rzeczywiście miał problemy i też się martwiliśmy. Rozmawiałem z nim, coś tam sobie tylko troszkę naciągnął, ale generalnie jest OK. Z ręką też. A co do wkładek, to od czterech lat płacimy firmie za robienie specjalnych, których syn musi używać ze względu na swoje wielkie stopy. Ich rozmiar to 49,5, choć ostatnio mu zmalały do 49. Moja żona ma rozmiar 43, ja mam 47. Jurek miał więc w kogo pójść, jeśli chodzi o warunki fizyczne.

Te warunki pozwolą mu górować nad Kubotem?

- O ich meczu możemy porozmawiać, kiedy się skończy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA