Roland Garros. Wrócić jak Brian Baker

Nie grał w tenisa sześć lat, przeszedł pięć poważnych operacji, ale gdy wrócił, ciężko było go zatrzymać. W Nicei doszedł do finału, pokonując Monfilsa i Dawidienkę, w Paryżu przegrał w II rundzie, ale tenisowy świat i tak oszalał na jego punkcie. - Mam nadzieję, że będę miał okazję z nim potrenować - stwierdził Roger Federer.

Czytaj o Roland Garros na blogu Marka Furjana

Nieczęsto się zdarza, że tenisista odpadający z wielkoszlemowego turnieju w II rundzie jest chwalony przez wszystkich, a wśród piejących z zachwytu są Federer i Novak Djoković.

Sześć lat temu Baker w rozgrywkach juniorskich ogrywał Djokovicia, Tomasza Berdycha, czy Jo-Wilfrieda Tsongę. Każdy z nich jest teraz w pierwszej dziesiątce rankingu, ale Baker przez kilka sezonów ich mecze oglądał jedynie w telewizji. Jego kariera załamała się bowiem przez kontuzje. Po przejściu pięciu operacji - m.in. zabiegu, po którym więzadło w łokciu tenisisty zastąpiono ścięgnem z przedramienia - wiara w powrót do rozgrywek ATP stopniowo w nim gasła. Zdążył ułożyć sobie życie na nowo, wrócił na studia na Uniwersytecie Belmont w rodzinnym Nashville. Wybrał kierunek biznesowy. Po zajęciach pomagał trenerowi w prowadzeniu tenisowej drużyny uniwersyteckiej. - Obserwowanie, jak rozwija się kariera Djokovicia czy Tsongi, było dla mnie ciężkie. Przeżyłem wiele momentów, w których mogłem zapytać: "Dlaczego właśnie ja?", ale próbowałem się uporać z problemami i wierzyłem, że nadejdą lepsze czasy - wspomina Amerykanin. - W Nashville cały czas odbijałem piłkę, ale nie miało to nic wspólnego z grą na punkty przez pięć dni z rzędu - opowiadał Baker. Decyzję o powrocie do zawodowego cyklu podjął znienacka. - Latem ubiegłego roku, kiedy poczułem się lepiej pod względem fizycznym, powiedziałem sobie: "Teraz albo nigdy!" - mówi 27-letni Amerykanin.

Aby móc konkurować z najlepszymi, zaczął od najmniejszych turniejów regionalnych, najdalszych krewnych imprez wielkoszlemowych. Następnie brał udział w kwalifikacjach futuresów i challengerów, w których mógł już kolekcjonować drobne punkty do rankingu ATP. Najważniejsze okazały się dla niego starty w Sarasocie i Savannah, w których osiągnął odpowiednio II rundę i wygraną. Bomba wybuchła jednak tuż przed Rolandem Garrosem, gdy doszedł do finału dużego turnieju ATP w Nicei. Wygrał tam siedem meczów (bo zaczął od kwalifikacji) i wyrzucił z imprezy m.in. Gaëla Monfilsa i Nikołaja Dawidienkę, czyli czołowych tenisistów świata.

Po tych zwycięstwach Baker stał się gwiazdą, amerykańskie media zwariowały na jego punkcie, a potem ten szał udzielił się też w Europie. Brian zagrał w Rolandzie Garrosie, bo za świetną grę w amerykańskich challengerach dostał od własnej federacji dziką kartę (Amerykanie i Francuzi wymieniają się kartami na US Open i Roland Garros). I w Paryżu wciąż zachwycał, bo w I rundzie pokonał doświadczonego Belga Xaviera Malisse'a, który siedem lat wcześniej wyeliminował go z US Open. W II rundzie jak równy z równym walczył z 12. na świecie Gilles'em Simonem. Przegrał, ale po pięciu setach walki, zresztą pięciosetowy pojedynek rozegrał pierwszy raz w życiu. - Podziwiam go. Z łatwością zagrywa niesamowite piłki. Uderza wcześnie po koźle, a na korcie jest bardzo zrelaksowany - oceniał Simon.

- Usłyszałem o nim dopiero tydzień temu, kiedy z 700. miejsca w rankingu wskoczył w okolice 150. pozycji, co w tak krótkim czasie jest zdumiewające - stwierdził przed rozpoczęciem paryskiego turnieju Federer. - Takie historie zawsze są niesamowite. Trzymam za niego kciuki. Mam nadzieję, że zagramy kiedyś wspólnie na treningu - dodał Szwajcar.

Za kolegą z juniorskich czasów tęskni też Djoković. - Byłem pozytywnie zaskoczony jego powrotem i rezultatami, jakie osiągnął. Był jednym z czołowych, być może najlepszym juniorem świata. Jest bardzo utalentowany. Zawsze grał mądrze, różnorodnie. Miło widzieć go z powrotem - stwierdził lider rankingu ATP.

"Inspirująca historia" - napisał na Twitterze dziennikarz "New York Timesa" Ben Rothenberg. Ostatniego seta z Simonem Baker przegrał 0:6. Rozmiary porażki tłumaczył brakiem świeżości. Trudno się dziwić - w 12 dni rozegrał dziesięć spotkań w dwóch oddalonych o niespełna tysiąc kilometrów miastach. - Zagrałem przecież pięć setów na korcie centralnym. Mam tylko nadzieję, że szybko zapomnę o tym, co wydarzyło się w tym decydującym - żartował po spotkaniu Amerykanin, który od poniedziałku sklasyfikowany będzie około 110. miejsca na liście ATP.

Nieoficjalnie mówi się, że Baker ma ogromne szanse na otrzymanie dzikiej karty od organizatorów Wimbledonu. Nacisk próbują wywrzeć na nich internauci wpisujący liczne prośby na oficjalnym Twitterze imprezy. Jeżeli jednak przepustkę do turnieju głównego otrzyma ktoś inny, Baker i tak stanie przed szansą zaprezentowania się na słynnej londyńskiej trawie. Pod warunkiem że przedrze się przez kolejne eliminacje rozgrywane tradycyjnie na kortach w Roehampton.

26 urodziny Rafaela Nadala. Zobacz jak świętował [GALERIA] ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.