Australian Open. Coś chrupnęło. I po Nadalu

Rafael Nadal poddał się w trzecim secie bitwy z Andym Murray'em, bo znów nie wytrzymały jego kolana. Z turnieju debla odpadł Łukasz Kubot. W środę o półfinał debla będzie walczyć Agnieszka Radwańska. Relacja na żywo na Sport.pl od godziny 14.

Broniący tytułu Hiszpan skreczował przy 3:6, 6:7 (2-7), 0:3. Poddał się i pokuśtykał do szatni ku rozpaczy kibiców na Rod Laver Arena, którzy wspierali go głośnym "Vamoooos" i innymi przyśpiewkami.

Murray zagrał genialnie taktycznie, świetnie serwował, był lepszy w ofensywie. Tak jak przewidywali jeszcze przed meczem m.in. John McEnroe i komentujący mecze dla ESPN Brad Gilbert, Szkot był dla Hiszpana zbyt szybki. - Dopadał do każdej piłki, więc Rafa musiał grać bliżej linii, czyli bardziej ryzykować, a przez to, częściej się mylił. Andy świetnie dobrał się też do bekhendu Rafy - komentował po meczu Gilbert.

- To jest ta sama kontuzja, co przed Wimbledonem. Zazwyczaj gram do końca, ale nie chciałem ryzykować - stwierdził na konferencji Rafa, który przez problemy z kolanami przegrał rok temu Roland Garros i wycofał się z Wimbledonu.

Na konferencję przyszedł tłum brytyjskich dziennikarzy, którzy pytali o szanse Murraya. Spodziewali się, że Hiszpan odburknie coś mało konkretnego. - Andy wygra turniej. Przez pierwsze dwa sety grałem na poziomie z zeszłego roku, czułem się bardzo mocny, a mimo to przegrałem - wypalił Nadal. - Rafie tylko się wydaje, że gra tak samo. Nawet wujek Toni podkreśla, że jego forhend ląduje bliżej niż kiedyś, a Rafa bez forhendu, to nie jest Rafa - powiedział mi dziennikarz "El Mundo". Skalę kryzysu pokazuje to, że Nadal nie wygrał z nikim z pierwszej dziesiątki od listopada, gdy w Paryżu pokonał Jo-Wilfrieda Tsongę.

Murray o finał zagra z nieobliczalnym Chorwatem Marinem Ciliciem, który w trzecim z rzędu pięciosetowym thrillerze pokonał tym razem kapryszącego na prawo i lewo Andy'ego Roddicka. Amerykaninowi od kilku meczów nie podobali się kibice, sędziowie, wczoraj przestał mu się podobać własny bark, który go rozbolał. Od dziś nie musi się już niczym martwić.

Cilić to dla Szkota niewygodny rywal, przegrał z nim na US Open. - Jest wysoki, trzeba mu grać pod nogi - to krótka recepta Murray'a.

Wśród kobiet jedną nogą w finale jest już Justine Henin, która pokonała Nadię Pietrową i zmierzy się teraz z łatwą dla siebie rywalką - Chinką Jie Zheng.

W środę nad ranem polskiego czasu Roger Federer powalczy z Nikołajem Dawidienką, a najwcześniej od 9.30 rano Jo-Wilfried Tsonga z Novakiem Djokoviciem w dwóch ostatnich męskich ćwierćfinałach. Ten drugi mecz to powtórka finału z 2008 r.

Po nich, być może nawet o 12 w nocy lokalnego czasu (ok. 14 w Polsce), na Rod Laver Arena wyjdą Agnieszka Radwańska i Rosjanka Maria Kirilenko, które w ćwierćfinale debla zmierzą się z australijsko-brytyjską parą Sally Peers, Laura Robson.

W 1/8 finału przegrali Łukasz Kubot i Oliver Marach, którzy mimo meczboli w drugim secie, ulegli po trzech godzinach 6:2, 6:7 (11-13), 6:7 (4-7) chorwacko-serbskiej parze Ivo Karlović, Duszan Vemić. Mecz zawalił fatalnie grający Austriak, który w końcówce psuł niemal każdą piłkę. - Na początku to mnie się urywał film, źle się czułem w słońcu, traciłem kontrolę nad piłką, ale potem faktycznie zablokował się Oli. Nie wiem dlaczego. Trudno, taki jest tenis - chrypiał po meczu Kubot, który ciągle walczy z wirusem - po meczu z Djokoviciem miał 39 stopni, a przed deblem "tylko" 38,2. - Return jest piętą achillesową Oliego. Powinien trenować to uderzenie, żeby złapać więcej pewności. Szkoda porażki, bo zależało nam na obronie punktów za zeszłoroczny półfinał - dodał Polak.

Australijski dziennik "The Age" napisał artykuł o Kubocie, w którym jednym z wątków jest zagrożenie jakie płynie dla wspólnej przyszłości pary Marach-Kubot po singlowym sukcesie Polaka. - Ciągle pamiętam, że to, gdzie jestem w singlu, zawdzięczam też deblowi. Na razie gram i singla, i debla. Powiedziałem jednak Oliemu uczciwie, że będę teraz mocno stawiał na singla. Jeśli on uzna, że potrzebuje zmiany partnera, po prostu się rozstaniemy. Póki co, jesteśmy umówieni, że gramy razem do końca Wimbledonu - stwierdził Kubot.

Polak dodał jednak, że coraz mniej trenują razem, bo jako singlista potrzebuje innego przygotowania niż grający wyłącznie debla Austriak, który swoją bazę treningową ma... w Panamie, czyli tam skąd pochodzi jego żona.

Kubot nie wiedział jeszcze we wtorek jakie będzie miał dalsze plany. Myślał o wylocie prosto z Australii na kilka imprez do Ameryki Południowej, ale teraz zastanawia się nad krótkim powrotem do Polski do rodziców i do Pragi, do trenera Tomasa Hlaska. - Myślałem, żeby się jednak chwilę zregenerować, wyleczyć. Zjeść coś dobrego w domu, poćwiczyć w Pradze. Decyzję podejmę w środę po konsultacji z trenerami i lekarzem. Zobaczymy jak się będę czuł rano, czy gorączka mi przejdzie - zaznaczył Kubot.

- Gdyby mi ktoś powiedział na początku stycznia, że dojdę do czwartej rundy singla, to wziąłbym taki wynik w ciemno. Teraz czuję się jednak źle, jestem chory i rozczarowany deblową porażką. Muszę chyba trochę odczekać, by ocenić ten turniej na spokojnie - zakończył Polak.

Specjalny serwis Sport.pl - Australian Open ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.