Australian Open. Janowiczowi odcięło prąd

Polak przegrał z Niemcem Florianem Mayerem 5:7, 2:6, 2:6 w trzeciej rundzie Australian Open.- Przez kontuzję stopy byłem do tego turnieju zupełnie nieprzygotowany - przyznał po porażce.

Mayer (ATP 37), solidny niemiecki rzemieślnik bez wielkich sukcesów, nie musiał się nawet mocno wysilać, żeby powalić Jerzego Janowicza. Zagrał po prostu solidnie - trafiał serwisami, atakował drugie podania Polaka, starał się dominować w dłuższych wymianach. Ten tenisowy elementarz wystarczył, by awansować do 1/8 finału, bo rozstawiony z nr. 20 Janowicz pogrążył się sam. Nie trafiał dobrze w piłki, psuł forhendy, bekhendy pakował w siatkę, gubił się przy returnach, gasł z każdym gemem. Właściwie tylko w pierwszym secie gra była wyrównana, potem Niemiec rządził, a Janowicz walczył już tylko z własnym cieniem.

- Było mi strasznie niedobrze, bolała mnie głowa, nie widziałem piłki, miałem mroczki przed oczami, nie byłem w stanie przebić poprawnie dwa razy z rzędu. Myliłem się o kilka metrów z piłek, które zawsze zabijam - opowiadał smutno Janowicz, który znów musiał wzywać na kort lekarza i wziąć leki przeciwbólowe, bo przeszkadzał mu upał.

W pierwszej rundzie mimo podobnych kłopotów potrafił odrobić straty od stanu 0-2 w setach z Australijczykiem Jordanem Thompsonem, a w drugiej rundzie - od 0-1 z Hiszpanem Pablo Andujarem. Teraz zmartwychwstania jednak nie było.

Analiza przyczyn porażki nie jest specjalnie trudna. Polak pod koniec poprzedniego sezonu złamał małą kostkę w stopie (trzeszczkę).

W grudniu, gdy cały świat przygotowywał się do sezonu, on chodził o kulach na rehabilitację, ćwiczył tylko górne partie mięśni w siłowni, do kortu tenisowego się nie zbliżał. - Trudno jest zagrać trzy mecze w 40-stopniowym upale bez porządnego treningu. Nie miałem możliwości przygotowania się do turnieju, taka jest prawda - przyznał Janowicz, który dopiero w styczniu, po przylocie do Australii zaczął ćwiczyć na nieco większych obrotach.

Czy udział w turnieju był błędem? Może gdyby został w Polsce i wykurował się do końca, to w dalszej części sezonu wcześniej zacząłby grać na 100 proc. możliwości?

- Lekarze byli nastawieni sceptycznie, ale ja bardzo chciałem jechać. I nie żałuję, bo te dwie rundy, które przeszedłem, bardzo wzmocniły mnie psychicznie. Teraz nie chodzi już o stopę, bo ona jest wyleczona, ale o to, że brakuje mi treningu, ogrania; muszę to nadrobić - stwierdził półfinalista Wimbledonu.

Janowicz za kilka dni wróci do kraju i będzie mógł zabrać się ostro do pracy. Pod koniec miesiąca czeka go wyjazd do Moskwy, gdzie reprezentacja zmierzy się z Rosją w Pucharze Davisa. Oprócz niego w drużynie zagra Michał Przysiężny oraz debliści Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. Łukasz Kubot poprosił tym razem Polski Związek Tenisowy, by nie brać go pod uwagę, bo ma inne plany.

Stawką meczu z Rosją jest awans do drugiej rundy Grupy I Strefy Euro-Afrykańskiej, czyli na odległość dwóch spotkań od 16-zespołowej Grupy Światowej. W zeszłym roku Polacy przegrali decydujący mecz o wejście do elity z Australią 1-4, ale Janowicza zabrakło, bo leczył kontuzję pleców.

Faworyci w Melbourne na razie nie zawodzą. Novak Djoković ograł Denisa Istomina z Uzbekistanu, a Serena Williams pokonała w trzeciej rundzie Słowaczkę Danielę Hantuchovą. Amerykanka odniosła 61. singlowe zwycięstwo w Australian Open i pobiła rekord 11-krotnej triumfatorki imprezy z lat 60. i 70. Margaret Smith-Court. Williams, pięciokrotnej zwyciężczyni, pomogło to, że kiedyś w Wielkich Szlemach rozgrywano mniej meczów.

Sporą niespodzianką była porażka rozstawionego z dziewiątką Francuza Richarda Gasqueta z 31-letnim Hiszpanem Tommym Robredo (ATP 18). W hitowym meczu kobiecym Serbka Ana Ivanović pokonała Australijkę Samanthę Stosur. Gospodarze też mają jednak powody do radości - do 1/8 finału przedarła się Casey Dellacqua.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.