Sport.pl Ekstra. Moda na retrotrenerów

- Z legendarnym szkoleniowcem jest jak z pierwszymi randkami z dziewczyną. Na treningi chodzisz podekscytowany i lekko zestresowany, starasz się niczego nie zepsuć. Z czasem przestajesz się denerwować, zaczynasz lepiej słuchać i rozumieć różne sprawy - opowiadał Andy Murray, który zapoczątkował w wielkim tenisie modę na trenów z dużym nazwiskiem. Dlaczego czołowi zawodnicy sięgają po wielkich graczy, niedoświadczonych trenerów? - pisze Jakub Ciastoń w najnowszym numerze Sport.pl Ekstra.

Andy Murray od 2012 r. jeździ po świecie z Ivanem Lendlem, byłym zdobywcą ośmiu tytułów w Wielkim Szlemie, słynącym w latach 80. z doskonałego przygotowania fizycznego, odporności psychicznej i ponuractwa. Tego ostatniego Murray też miał w nadmiarze, brakowało mu reszty. Zaczynając pracę ze Szkotem, Lendl nie miał dużego doświadczenia jako trener, ale na efekty nie czekał długo. Brytyjczyk uwierzył przy nim w siebie, zaczął lepiej wytrzymywać trudne chwile na korcie. Wygrał US Open, sięgnął po złoto olimpijskie, a latem zeszłego roku triumfował w Wimbledonie, jako pierwszy Brytyjczyk od 77 lat.

Koledzy mu pozazdrościli. Djoković postawił na Borisa Beckera, Roger Federer - na Stefana Edberga. Kolejną reaktywowaną gwiazdą jest Michael Chang, były mistrz Rolanda Garrosa z 1989 r., który trafił do sztabu Japończyka Keiego Nishikoriego (ATP 17). Jeśli dodać do tego Chorwata Gorana Ivanisevicia, byłego zdobywcę Wimbledonu, pracującego z rodakiem Marinem Ciliciem i Tony'ego Roache'a, króla Rolanda Garrosa z 1966 r., doradzającego Lleytonowi Hewittowi, to obecnie siedmiu byłych mistrzów Szlema trenuje graczy z Top 50 rankingu. A jeśli komuś jeszcze mało powrotów, to 41-letni Patrick Rafter, wznowił właśnie karierę i wystartuje w deblu w parze z Hewittem. Bilety na ich mecze mają być najgorętszym towarem w Melbourne.

Zatrudnienie Beckera przez Djokovicia uznano za ruch dziwaczny, bo trzymający głowę w chmurach Becker nie pasuje do Serba ani charakterem, ani stylem. Niemiec, przezywany "Mr. Bum-Bum", doskonale serwował i atakował pod siatką, a Djoković to raczej król kontrataków przyklejony do linii końcowej. - Ale technika czy styl nie mają znaczenia. Boris ma inne spojrzenie na wiele spraw dotyczących mentalnej strony rozgrywania meczów, i to jest w tym wszystkim najważniejsze - odpowiedział broniący tytułu Serb, który ma szansę przejścia do historii zawodowego tenisa, wygrywając Australian Open po raz piąty. Mentalna pomoc na pewno mu się przyda, bo w zeszłym roku przegrał dwie kluczowe potyczki w Szlemach z Rafaelem Nadalem - w półfinale Rolanda Garrosa i finale US Open, co kosztowało go utratę prowadzenia w rankingu ATP.

Więcej w poniedziałkowej " Gazecie Wyborczej" albo w Magazynie Sport.pl Ekstra ?

W numerze także m.in.:

- Czy Atlético dotrwa do finału w lidze hiszpańskiej?

- Legia otwiera zupełnie nową erę w naszym futbolu - erę tolerancji, aż się prosi o nadanie im kolorów tęczy

- Jakie naprawdę bezpieczeństwo zapewniają kaski narciarskie?

- ME piłkarzy ręcznych. Przeżyć grupę śmierci

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.