Zadyszka po Pucharze Hopmana? Radwańska: Nie ma się czym martwić

Polka nie obroni tytułu w Sydney. Na sześć dni przed Australian Open przegrała w pierwszym meczu turnieju z Bethanie Mattek-Sands (WTA 48). - To wpadka, nie ma się czym martwić - przekonuje piąta rakieta świata.

Amerykanka w II rundzie imprezy z pulą nagród 710 tys. dol. pokonała Agnieszkę Radwańską 7:5, 6:2.

Dla 24-letniej Polki było to pierwsze spotkanie turnieju, bo jako rozstawiona z jedynką obrończyni tytułu miała w I rundzie wolny los. To także dla niej premierowy w tym sezonie pojedynek o punkty, bo wyniki z Pucharu Hopmana, nieoficjalnych mistrzostw świata par mieszanych, w których Radwańska rywalizowała do soboty, nie są zaliczone do rankingu WTA.

Porażkę faworytki z 48. tenisistką świata trudno nazwać inaczej niż dużym rozczarowaniem, tym bardziej że Radwańska zmarnowała w pojedynku prowadzenie 5:3, oddając od tego momentu siedem gemów z rzędu. W grze Polki brakowało agresji, zadziorności, to Mattek-Sands ryzykowała, uderzała mocniej, próbowała przejmować inicjatywę, i w końcu jej się to udało.

Radwańska ze stawiającą na ultraofensywny styl Amerykanką grać nie lubi. W 2012 r. w I rundzie Australian Open męczyła się z nią trzy godziny. Wtedy minimalnie przeważyła i doszła potem w Melbourne do ćwierćfinału. Teraz sprawiała wrażenie, że na taki maraton nie miała ochoty.

Dla ekscentrycznej Amerykanki, rozpoznawalnej w tenisie raczej ze względu na odważne stroje, kolorowe czepeczki i nietypowe podkolanówki niż z powodu spektakularnych wyników, pokonanie Radwańskiej to jeden z największych sukcesów. Dotąd tylko raz udało jej się ograć tenisistkę z pierwszej piątki listy WTA.

Radwańska na konferencji prasowej chwaliła ofensywną taktykę rywalki, ale bagatelizowała znaczenie porażki tuż przed Australian Open. Nazwała ją wpadką. - Po prostu zdarzył mi się słabszy dzień, ale nie można mówić, że jestem bez formy czy źle przygotowana. W Pucharze Hopmana moje wyniki były dobre - powiedziała Polka, która w Perth wygrała wszystkie cztery mecze singlowe. Bez nich nie byłoby finału z Francją (1-2), bo Grzegorz Panfil, bardzo chwalony za występ w Pucharze Hopmana, decydujące single jednak przegrywał.

Zmęczenie występem w Perth - trzy z czterech singlowych meczów Radwańskiej były trzysetowe - to jedna z możliwych przyczyn słabszej formy. Ale rok temu Radwańska też miała prawo czuć zmęczenie - do Sydney przyleciała po zwycięstwie w Auckland, mając już w nogach pięć spotkań, a zatrzymała się dopiero w ćwierćfinale Australian Open, przegrywając po 13 zwycięstwach z rzędu.

Różnica jest też taka, że przed rokiem Polka nie narzekała na żadne urazy. Teraz, już po dwóch spotkaniach w Perth, na jej barku pojawiły się plastry. - Trochę czuję ten bark, ale mam dobre środki przeciwbólowe - stwierdziła. Trudno było wyczuć, czy mówi serio, czy to taki gorzki żart, bo uraz jest poważniejszy.

Trener Tomasz Wiktorowski zapewniał przed sezonem, że Radwańska wyjątkowo mocno postawiła zimą na przygotowanie fizyczne. M.in. właśnie po to, żeby uniknąć nawracających drobnych urazów. Na razie wzmocnienia nie widać.

Porażka tuż przed Szlemem może zwiastować kryzys, ale nie musi. Reguły nie ma - Polka dochodziła w 2012 i 2013 r. do finału i półfinału Wimbledonu, przegrywając wcześniej w I rundzie w Eastbourne, ale bywało też tak, że wpadki przed Szlemami wieściły szybką porażkę w głównym turnieju. Tak było np. w US Open 2011, gdy - po wczesnej porażce Radwańskiej w New Haven - Niemka Angelique Kerber wyrzuciła ją w II rundzie w Nowym Jorku.

Zawodniczki ze ścisłej czołówki - Serena Williams, Wiktoria Azarenka, Maria Szarapowa i Na Li - w tygodniu przed Australian Open w ogóle nie startują, bo wolą oszczędzać się na Wielkiego Szlema. Możliwy jest też scenariusz, że mecz z Mattek-Sands Radwańska po intensywnym tygodniu w Perth celowo nieco odpuściła, bo uznała z trenerem, że nie warto tracić sił przed Szlemem. Takich rzeczy, nawet jeśli są prawdą, oficjalnie jednak nigdy nie usłyszymy.

Dodatkowa energia na pewno się przyda, bo spadek Polki z czwartego na piąte miejsce na świecie pod koniec poprzedniego roku oznacza, że już w ćwierćfinale może w Melbourne wpaść na Williams, Azarenkę czy inną zawodniczkę z pierwszej czwórki. Żeby tam dobrnąć, musi jednak we wcześniejszych rundach zagrać znacznie lepiej niż w Sydney.

Na razie piąta pozycja Polki na liście WTA nie jest jeszcze zagrożona, ale bardzo słaby występ w Melbourne mógłby ją zepchnąć w dolną część pierwszej dziesiątki - po raz pierwszy od lutego 2012 r.

Dziś nad ranem pierwszy singlowy mecz w roku miał zagrać Jerzy Janowicz rozstawiony w Sydney z nr. 2 w imprezie ATP. Polak miał zmierzyć się z Ukraińcem Aleksandrem Dołgopołowem. W deblu Janowicz zaczął od porażki - razem z Białorusinem Maksem Mirnym przegrał z Czechem Lukaszem Rosolem i Portugalczykiem Joao Sousą 6:4, 6:7 (7-9), 9-11. Odpadli też Łukasz Kubot i Szwed Robert Lindstedt po porażce z Amerykanami Bobem i Mikiem Bryanami (nr 1) 3:6, 6:7 (6-7).

Losowanie drabinek Australian Open w nocy z czwartku na piątek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.