Australian Open. Stephens: Mówiłam przed meczem: "Słuchaj laluniu, jesteś w stanie to zrobić"

Amerykańska nastolatka Sloane Stephens, gdy szła spać dzień przed ćwierćfinałowym meczem Australian Open z Sereną Williams nie mogła zasnąć i przewracała się z boku na bok. Jednak po pokonaniu pięciokrotnej mistrzyni Australian Open przyznaje, że nie było tak trudno, jak się spodziewała.

Po niepewnym początku i przegraniu w 28 minut pierwszego seta, Stephens zaczęła grać z Williams jak równa z równą. Wygrała kolejne dwa sety i awansowała do półfinału, w którym zmierzy się z Wiktorią Azarenką.

Nadzieja amerykańskiego żeńskiego tenisa Stephens przyznaje, że potrzebuje czasu, aby zdać sobie sprawę, że wysłała do domu 31-letnią Williams w pierwszym tegorocznym Wielkim Szlemie. - Zeszłego wieczora myślałam o tym i gdyby ktoś mnie zapytał: 'Myślisz, że jesteś w stanie zwyciężyć?' odpowiedziałabym: 'Tak, jestem w stanie', ale tak naprawdę nie byłam do tego przekonana - powiedziała Stephens po meczu.

- Jednak gdy wstałam we wtorek rano, powiedziałam sobie: 'Słuchaj laluniu, jesteś w stanie to zrobić. Idź i zagraj jak najlepiej potrafisz' - dodała.

Stephens tym bardziej zaimponowała, że w drugim secie przegrywała już 2:0 i była przełamana. Nie poddała się jednak i odłamała 15-krotną zwyciężczynię Wielkich Szlemów. - Od tamtego momentu stałam się agresywna, częściej chodziłam do siatki i poczułam się bardziej komfortowo. Do tego momentu zaczęłam grać tak jak lubię - tłumaczy 19-latka.

Po meczu młoda tenisistka dostała ponad 200 SMS-ów z gratulacjami, a liczba osób, które ją obserwują na Twitterze podwoiła się. - Obserwowało mnie 17 tysięcy osób, a teraz jest ich już 35 tysięcy - cieszy się Stephens. Ma też inne powody do radości. Dzięki awansowi do półfinału wzbogaci się o 500 tysięcy dolarów. A na Twitterze pochwaliła ją sama Kim Clijsters: "Obudziłam się i takie wspaniałe wiadomości. Jestem Twoją fanką od lat. Świetna robota dziewczyno!" - napisała Belgijka.

Stephens teraz martwi się o to, jak odpowiedzieć na wszystkie wiadomości, ale również o... rachunek telefoniczny. - Myślałam, że otrzymywanie SMS-ów jest tutaj darmowe, ale ktoś mi powiedział, że jest inaczej. I teraz zastanawiam się co zrobić, bo mój rachunek telefoniczny będzie szalony, a moja mama zareaguje 'O mój Boże, Twój rachunek!'.

- To jest istne szaleństwo - powiedziała na koniec Stephens, która dotychczas miała w swojej sypialni plakat Williams. - Myślę, że teraz powieszę tam swój plakat - żartowała świeżo upieczona półfinalistka Australian Open.

Stephens następczynią sióstr?

Ze względu na kolor skóry w Stanach już jest porównywana do najbardziej znanych tenisowych sióstr. Mainstreamowe media wieszczą, że "wreszcie ktoś w Ameryce podąża ich śladem".

Jednak prawda jest taka, że choć ojciec Sloane urodził się w Shreveport w Luizjanie, czyli w tej samej miejscowości co Richard Williams, to wcale nie łączy ich wiele.

Podstawowa różnica polega na tym, że Williams były starannie zaplanowaną inwestycją ojca, a Sloane trafiła do sportu przez przypadek. Urodziła się w sportowej rodzinie, bo mama Sybil Smith pływała w uniwersyteckiej drużynie Bostonu, a ojciec John Stephens był futbolistą, m.in. New England Patriots - w 1989 r. okrzyknięto go na jego pozycji objawieniem roku w NFL. Małżeństwo było jednak nieudane, Sybil szybko się rozwiodła, zabrała córkę i ponownie wyszła za mąż. Sloane dopiero w wieku dziewięciu lat trafiła na kort - zachęcił ją ojczym, który grywał w klubie na Florydzie.

Potem poszło już klasycznie po amerykańsku - były dwie akademie tenisowe na Florydzie, pomoc amerykańskiej federacji, kilku trenerów, dużo wyjazdów i juniorskich turniejów, czyli zupełnie inaczej niż u Sereny i Venus, które grały mało i wyłącznie pod okiem ojca.

Różni je też styl. Siostry zawsze atakują, a Sloane - choć ma mocny serwis i forhend - jest według amerykańskich fachowców zbyt pasywna. Czepiają się, że brakuje jej wojowniczego podejścia, sport traktuje na luzie. Ona uważa, że to wyróżniająca ją w USA zaleta.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.