US Open. Syzyfowa praca Any Ivanović

Kariera Any Ivanović pikuje w dół. Po raz czwarty z rzędu odpadła w pierwszej rundzie. - Przez rok zasuwałam w sali gimnastycznej i czuję się sfrustrowana, to nie przyniosło efektów - mówiła Serbka, która przeżywa wyraźny kryzys formy.

Czasy, kiedy Ana Ivanović brylowała i na salonach, i na korcie powoli odchodzą do lamusa. Wciąż chętnie pozuje na ściance, udziela wywiadów telewizyjnych, błyszczy w mediach społecznościowych, wzięła bajkowy ślub z byłą gwiazdą Bayernu Monachium Bastianem Schweinsteigerem. Tyle że z dobrego tenisa zostały tylko wspomnienia. We wtorek po raz czwarty z rzędu po Wimbledonie, igrzyskach w Rio i Cincinnati odpadła w pierwszej rundzie. Przegrała 6:7(4), 1:6 z Denisą Allertovą, 89. Tenisistką rankingu WTA.

Naturalne zdaje się pytanie, czy na wszelkich aktywnościach pozasportowych nie ucierpiał tenis. Na pomeczowej konferencji Ivanović robiła wszystko, by przekonać, że słowo klucz to praca, a ona pracuje jak nigdy przedtem. Przynajmniej tak można było odnieść wrażenie, słuchając jej - rzadko uśmiechającej się, ze zmartwionym wzrokiem. Jednym słowem: bezradnej, wobec tego, co stało się z jej karierą.

Przecież mowa o byłej liderce rankingu WTA, mistrzyni Roland Garros z 2008 roku i finalistce Australian Open z tego samego sezonu. Serbka wciąż wierzy, że stać ją, by wrócić na tenisowy szczyt. - Wiem, że mam talent, który pozwala mi to osiągnąć. Przez rok zasuwałam w sali gimnastycznej i czuję się sfrustrowana, to nie przyniosło efektów. Takie coś strasznie rozczarowuje. Mam jednak świadomość, że w jakiś sposób wciąż muszę zachować pozytywne podejście - mówiła na konferencji.

Ma 28 lat, jeśli nie straci zapału, jeszcze kilka lat grania przednią. Sama dobitnie powiedziała, że rakiety na razie nie zamierza odkładać. - Nie, nie, ale muszę dostrzec, co się dzieje. Dotykały mnie kryzysy w przeszłości, to nie pierwszy raz - przyznała. Powrót na szczyt wymaga mozolnego wspinania się po rankingowych stopniach, przede wszystkim wygrywania meczów. - To cały proces, to nie dzieje się w ciągu jednej nocy. Trzeba ciężko pracować, każdego dnia wychodzić z właściwym nastawieniem. Pamiętam 2014 roku. Powrót zabrał mi nawet 6 miesięcy - przypomniała niegdyś pierwsza tenisistka globu. Zdobyła wtedy cztery tytuły po trzech latach posuchy.

Nawet z poprzedniego kryzysu Ivanović wyszła tylko na krótko. Nie licząc rewelacyjnego w jej wykonaniu Roland Garros 2015, od prawie trzech sezonów nie przeszła trzeciej rundy turnieju wielkoszlemowego. A do poziomu, który prezentowała w latach 2007-2008, kiedy przebiła się do ścisłej światowej czołówki, nawiązywała niezwykle sporadycznie. Objawy są podobne jak w 2009 roku. Wtedy też przegrała w pierwszej rundzie US Open, ale siedem lat temu była to dla niej nowość. Wcześniej zawsze osiągała przynajmniej drugą rundę. Pat Cash zdiagnozował to jako "brak pewności siebie". Teraz Ivanović sama mówiła, że brakuje jej pewności siebie, że właśnie dlatego próbuje rozgrywać jak najwięcej meczów.

Pod koniec konferencji 28-latce zebrało się nawet na żarty. Jakby na potwierdzenie, że podejście ma rzeczywiście pozytywne i pozwala zresetować się głowie. - Podróżuję teraz z czterema osobami, żeby się upewnić, że jestem na właściwej drodze, że podejmuję odpowiednie działania. Wcześniej podróżowałam z jedną czy dwiema osobami, a grałam dużo lepiej - roześmiała się. Tylko to jej zostało, bo w Nowym Jorku w tym roku już nie zagra.

O tenisie czytaj też na tenisklub.pl

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.