Serie A. Milionerzy strajkują

Włoscy ligowcy ogłosili, że w piątej kolejce nie wyjdą na boiska. - Chcemy być traktowani jak wszyscy inni pracownicy, nie jak przedmioty - mówi ich rzecznik, a zarazem obrońca Milanu Massimo Oddo

Bunt wywołały idee władz Serie A, które negocjują nową umowę zbiorową ze Stowarzyszeniem Włoskich Piłkarzy (AIC). Przedstawiciele klubów chcą, by gracze na rok przed wygaśnięciem kontraktu nie mogli odmówić przejścia do drużyny wskazanej przez pracodawcę, o ile ten występuje w tej samej klasie rozgrywkowej i zaoferuje identyczne zarobki. A gdyby gracze na transfer nie przystali, klub rozwiązywałby kontrakt, wypłacając im tylko połowę gwarantowanego w ostatnim sezonie wynagrodzenia. Pomysł sprowokowały niedawne przypadki Fabio Grosso (nie chciał odejść z Juventusu do Milanu), Julio Baptisty (nie chciał odejść z Romy do Schalke) i Marka Jankulovskiego (uparł się, że zostanie w Milanie). Teraz dwaj pierwsi trenują osobno, poza drużyną.

Prezesi z Serie A chcieliby też uzależnić wysokość wypłat od wyników drużyny (trofea, miejsce w lidze, awans lub brak awansu do europejskich pucharów etc.) oraz indywidualnych zasług (strzelane gole, występy w podstawowym składzie). Piłkarze twierdzą, że zaakceptowaliby tylko rozwiązanie pośrednie - by uelastycznić co najwyżej połowę pensji.

To najważniejsze punkty sporne, choć jest ich więcej - zawodnicy chcą np. sami wybierać lekarzy, u których leczą kontuzje, a pracodawca miałby kurację poza klubem przynajmniej częściowo opłacać. Wspomniany Oddo twierdzi, że decyzja o strajku - podpisana przez kapitanów wszystkich drużyn Serie A, wśród nich Tottiego i Del Piero - jest nieodwołalna, zagroził też, że przedłużeniem strajku, jeśli przed 25 września strony nie osiągną porozumienia. Gdy przemawiał na konferencji prasowej, obok niego siedziały sławy włoskich boisk, m.in. Zanetti, Gattuso czy Seedorf.

Piłkarze używają wielkich słów, mówią nawet o naruszaniu praw człowieka. Strajkować zamierzali początkowo w czwartej kolejce, ale ta odbędzie się w środę, a oni chcieli uderzyć mocno. Po długich, nocnych dyskusjach przesunęli więc protest na weekend, by telewizje odwołały wiele programów i transmisji na żywo, m.in. ze szlagierowego meczu mistrza Interu Mediolan z wicemistrzem Romą. - Chcieli wyrządzić jak najwięcej szkód, nigdy nie widziałem ich tak zdecydowanych - relacjonował Sergio Campana, prezes AIC. - Przez 40 lat wielokrotnie groziliśmy strajkiem i zawsze otrzymywaliśmy wszystko, czego żądaliśmy.

Jeśli wierzyć internetowym sondom, ponad 90 proc. kibiców jest oburzonych. Prezesi oczywiście też. Claudio Lotito z Lazio krzyczy o bezrobotnych marzących o minimalnych pensjach i przypomina, że strajkujący bronią prawa do pobierania pensji za niegranie - kontrowersyjne rewolucje dotyczą bowiem przede wszystkim futbolistów odrzucanych przez trenerów. Trenerzy i sportowcy uprawiający inne dyscypliny są podzieleni, pływaczka Federica Pellegrini rzuca, że jeśli ligowcy podjęli decyzję jednomyślnie, to mogą mieć swoje racje. I pyta, czy nie usiłują chronić tych, którzy nie zarabiają 4-5 mln rocznie.

Na razie wiadomo, ile na strajku zarobią kluby. Odmowa udziału w jednym meczu skutkuje odebraniem tygodniówki, zatem wydający najwięcej na pensje Milan zaoszczędzi 2,5 mln euro. Cała Serie A - 15,5 mln. Piłkarzom do pierwszego powinno wystarczyć.

Słaby początek sezonu w wykonaniu Schalke Gelsenkirchen ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.