Ziółkowski: PZLA to głęboki PRL ?
"Jestem bardzo zadowolona z moich trzech kadencji. To był znakomity okres dla naszej lekkoatletyki" - tak Irena Szewińska ocenia swoje 12-letnie rządy. Pani prezes krzywda się nie działa. Jej roczne pobory wynosiły ok. 200 tys. zł. Zostawia związek z milionem złotych długu i krótką listą sponsorów. Właściwie z jednym - Samsungiem.
W 1980 roku, w eliminacyjnym biegu na 400 m w Moskwie, 34-letnia Szewińska zeszła z bieżni z powodu kontuzji. To był koniec kariery "Irenissimy" (jak mawiał nieodżałowany Zdzich Ambroziak) i zmierzch polskiej lekkoatletyki.
Jeszcze cztery lata wcześniej na igrzyskach w Montrealu finiszowała o ponad sekundę przed Christiną Brehmer z NRD, w czasie rekordu świata. Ma w dorobku trzy złote medale olimpijskie, dwa srebrne i dwa brązowe. W konkurencjach, w których od lat Polki nie ma w pierwszych setkach światowych rankingów.
Od tamtego czasu żadna nasza sportsmenka nie wygrała tak prestiżowego finału, a może nawet żaden polski sportowiec (doceniając złote medale Bronisława Malinowskiego i Władysława Kozakiewicza w Moskwie).
Pod rządami Szewińskiej naszym lekkoatletom zdarza się stawać na olimpijskim podium, ale to zasługa talentu i pracy pojedynczych fenomenów, a nie owoc przemyślanego działania szefów dyscypliny. Zdarzają się też cudowne niespodzianki, jak miotacze młotów, dysku i kuli.
Po igrzyskach w Atenach (gdzie triumfował chodziarz instytucja Robert Korzeniowski, a brąz zdobyła Anna Rogowska) pani prezes zorganizowała spotkanie w warszawskim Sheratonie. Związek miał 85 lat.
Szewińska stwierdziła dumnie: "Najważniejsze to łopot biało-czerwonej, widok orzełka na piersi i Mazurek Dąbrowskiego". Pięknie wybrzmiało, przypadkiem w rocznicę stanu wojennego. Szewińska - była działaczka Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego - nawiązała zresztą do wydarzeń z grudnia 1981 r. apelem, aby do niego nie nawiązywać, bo "sport jest daleko od polityki". Zaznaczyła jednak, że po stanie wojennym dostaliśmy mniej pieniędzy na rozwój".
Potem mówiła o osiągnięciach wunderteamu, czyli o wspaniałych sukcesach z lat 60. I to też była słuszna koncepcja. Trzeba przypominać, bo faktycznie niedługo wymrą świadkowie wielkości polskiej lekkoatletyki, tak dawno to było.
Pomyślałem wówczas, że związek Szewińskiej wciąż siedzi po uszy w latach 60., 70. i 80., a lekkoatletykę czekają kolejne cztery lata lodowej hibernacji.
W Pekinie Polacy zdobyli jeden medal złoty i jeden srebrny. Jedna niespodzianka była większa od drugiej. Konkurencji było 47. W sumie w trzech igrzyskach pod kierunkiem Szewińskiej Polacy zdobyli osiem medali na prawie 150 finałów, w tym cztery złote wywalczył Korzeniowski. Za jej rządów zmalała liczba trenujących lekkoatletykę i liczba sekcji, mimo że GUS zaczął uznawać za sekcje również uczniowskie kluby sportowe.
W opozycji do Szewińskiej są wszyscy (fakt, że nieliczni) wielcy zawodnicy ostatnich lat. Oni od dawna alarmują, że potrzeba gruntownych reform, ona twierdzi, że jest dobrze. Odsunęła od pracy w kadrze Edwarda Szymczaka, który stał za sukcesami tyczkarek Anny Rogowskiej i Moniki Pyrek. Konkurencja, która po igrzyskach w Atenach miała szansę na królowanie na świecie, przestała się rozwijać. Decyzje Szewińskiej - wbrew trenerowi sztafety 4 x 400 m Józefowi Lisowskiemu - spowodowały rozsypanie się drużyny w Pekinie. Korzeniowskiego, gdy zakończył karierę, pożegnał związek wręczeniem albumu podczas halowych mistrzostw Polski w Spale. Na trybunach kibiców było może trzech na krzyż.
Prezes przymykała oczy na pijaństwo wokół siebie, w najbliższym otoczeniu. Z igrzysk w Pekinie wyrzucono wiceprezesa Jerzego Sudoła, zalegał po spożyciu na trawniku wioski olimpijskiej. Prezes doskonale wie, z kim imprezował Sudoł, ale żadnych konsekwencji nie wyciągnęła.
Pod koniec roku, gdy na internetowych stronach federacji amerykańskiej, niemieckiej, czeskiej, mołdawskiej - czyli tych, które sprawdziłem - rozstrzygały się plebiscyty kibiców na najlepszego lekkoatletę, w PZLA długo na czołówce utrzymywał się groźny apel o rozliczanie się zawodników z faktur.
Czy pani prezes nie ma żadnych zasług? Ma. Dzięki Szewińskiej w Bydgoszczy odbyły się pierwsze w historii młodzieżowe mistrzostwa świata w 1999 roku oraz mistrzostwa świata juniorów w 2008 r. - największa sportowa impreza w Polsce z 1700 zawodnikami na starcie. Tę zasługę przyznaje pani prezes nawet Korzeniowski. Na warszawskiej AWF powstał ośrodek rzutów, dzięki któremu mistrzem olimpijskim został kulomiot Tomasz Majewski, a wicemistrzem dyskobol Piotr Małachowski.
Polska federacja nie zaspokajała ambicji pani prezes. Jako jedna z największych lekkoatletek miała ułatwioną drogę kariery w międzynarodowej nomenklaturze. W 1998 roku została członkiem MKOl - jest ich teraz 107. Takich jak ona, pięciokrotnych olimpijczyków, jest wśród nich tylko pięciu. Po dziesięciu latach - mimo usilnych starań - odgrywa w MKOl rolę trzecioplanową. Z ponad 50 kilkudziesięcioosobowych komisji i komitetów IAAF (Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna, EAA (Europejska Federacja Lekkoatletyczna), MKOl Szewińska jest członkiem komisji refleksji EAA, komisji koordynacyjnej MKOl igrzysk w Londynie oraz komisji sportu dla wszystkich MKOl.
Gdy ostatnio startowała do ważnego komitetu kobiet IAAF, miała pięć rywalek, do komitetu wchodziły cztery. Jej się nie udało. Jest w tym jakaś sprawiedliwość, bo gdy w 2003 roku o wybór do komisji zawodniczej IAAF starał się Korzeniowski, jego kandydaturę utrąciła właśnie Szewińska - po prostu go nie zgłaszając. Trudno nie rozpatrywać zdarzenia jak zemsty - rok wcześniej doszło do wojny z Korzeniowskim, w której Szewińska zaprezentowała wrażliwość betonu. Osobiste urazy spowodowały, że Szewińska odrzuciła propozycję Jacka Kazimierskiego, który chciał sponsorować lekkoatletykę 7 mln zł w trzy lata. Kazimierski był związany z Korzeniowskim, a jego grupę sportowców Elite Szewińska traktowała jako piątą kolumnę.
Przed siedzibą PKOl powinien stanąć pomnik Szewińskiej - wielkiej olimpijki. Ale wśród licznych medali na jej szyi powinien zawisnąć jeszcze jeden - z kartofla. Dla Szewińskiej jako prezes.
PS Nowym prezesem będzie prawdopodobnie związany z Kazimierskim Jerzy Skucha, były szef wyszkolenia PZLA.