Rio 2016. Mała wielka zemsta Brazylii

W sobotę o 22.30 na Maracanie w finale igrzysk piłkarze Brazylii walczą o jedyny tytuł, którego im brakuje, i który ma najniższą wartość ze wszystkich. Rywalem są Niemcy.

"Złoto i zemsta albo srebro i wstyd?" - piszą media. Co zwycięży dziś w duszach brazylijskich piłkarzy: radość z szansy rewanżu czy strach przed kolejną klęską?

8 lipca 2014 r. byłem wśród świadków stypy na Mineirao. Podczas hymnu Brazylii David Luiz wzniósł koszulkę kontuzjowanego Neymara, którego duch miał dodać siły kolegom walczącym o finał mundialu. Plan mistrzostw był tak pomyślany, by drużyna gospodarzy zagrała na Maracanie dopiero o złoto. Siedem goli w półfinale porównywano potem do gwoździ wbitych do trumny brazylijskiej piłki. Niemcy stali się grabarzami marzeń dwustumilionowego narodu.

Dziś nie uniknie się odniesień do przeszłości, choć stawka jest inna i rywale inni. Dwie wielkie firmy, które dotarły do finału igrzysk, przypominają siebie tylko z nazwy. Futbol na olimpiadzie, gdzie rywalizują gracze do lat 23, jest dyscypliną dodatkową. Komentatorzy ironizują, że zmagania piłkarzy zaczynają się, zanim zapłonie znicz olimpijski. Tak właśnie było z Neymarem i kolegami, którzy w stolicy kraju Brasilii, a więc setki kilometrów od aren igrzysk w Rio, inaugurowali turniej meczem z RPA. 70 tys. ludzi na trybunach nie doczekało się gola. To samo trzy dni później, gdy Brazylijczycy nie potrafili wbić gola Irakowi. Frustracja ogarnęła kraj, bo też męki drużyny olimpijskiej wpisywały się idealnie w fatalny moment brazylijskiej piłki. Klęska z Niemcami na mundialu sprzed dwóch lat nie była oderwanym epizodem. Brazylijczycy skompromitowali się na dwóch kolejnych turniejach o mistrzostwo Ameryki, a w eliminacje mundialu w Rosji weszli lewą nogą. Selekcjoner Dunga wyleciał z pracy.

Na Copa América Centenario do USA Neymar nie pojechał. Barcelona dała mu wybór: albo mistrzostwa Ameryki, albo Rio. Wybrał igrzyska, by dać Brazylii pierwszy złoty medal. Rozliczyć się z przeszłością wielkich poprzedników, takich jak Romario, Ronaldo czy Ronaldinho, którzy kończyli olimpijskie zmagania ze łzami w oczach. A także rozliczyć się z własną przeszłością - cztery lata temu Canarinhos ulegli Meksykowi 1:2 w meczu o złoto. Dziennik "El Pais" pisał wtedy, że piłkarze Meksyku zdobyli swój pierwszy olimpijski tytuł, wykorzystując kolejną katastrofę Brazylii, która powiększyła swój wielki dług wobec igrzysk. Neymar z kolegami przegrali trzeci olimpijski finał Canarinhos (1984, 1988 i 2012). Dziś grają czwarty. Trudno przewidzieć, czy udźwigną presję.

Fotografia brazylijskiego chłopca, który zamazał na koszulce nazwisko Neymara, by nad numerem 10 napisać "Marta" na cześć kapitan drużyny żeńskiej, pozostanie świadectwem skali emocji dostarczonych przez turniej olimpijski w Rio. Jeszcze 10 dni temu Neymar był nikim. Rozkapryszonym, zepsutym milionerem ostentacyjnie lekceważącym uczucia rodaków. Po dwóch bezbramkowych remisach komentatorowi brazylijskiej telewizji wyrwało się stwierdzenie, że w porównaniu z pięciokrotną laureatką Złotej Piłki napastnik Barcelony jest zerem.

Kiedy drużyna męska z nożem w zębach gotowała się do meczu ostatniej szansy z prowadzącymi w grupie Duńczykami, a kibice domagali się odebrania Neymarowi opaski kapitana, Marta z koleżankami wygrały dwa spotkania, wbiły w nich rywalkom 8 goli i były pewne awansu do ćwierćfinału.

Futbol bywa jednak przewrotny. Role się odwróciły. Brazylijki zaczęły mieć problemy, a półfinał ze Szwecją, którą w grupie pokonały 5:1, przegrały po rzutach karnych. Tymczasem Neymar z kumplami roznosili na strzępy kolejnych rywal: Danię 4:0, Kolumbię 2:0 i w półfinale Honduras 6:0. "To były triumfy w stylu Usaina Bolta" - pisała prasa. Kapitan zdobył trzy bramki i miał trzy asysty. Strzelił najszybszego gola w historii igrzysk - w 14. sekundzie starcia o finał pokonał bramkarza Hondurasu. I jest o 90, może 120 minut od wypełnienia dziejowej misji.

Niemcy - to jednak brzmi groźnie. Szczególnie w Brazylii, szczególnie od dwóch lat. Pewnie nikt z 80 tys. ludzi, którzy przyjdą dziś na Maracanę, nie będzie potrafił uwolnić się od ciarek przechodzących po plecach. Oczywiście drużyna, która dziś zagra o złoto, nie ma nic wspólnego z wielkim zespołem Joachima Löwa, ale Serge Gnabry i Nils Petersen zdobyli w tym turnieju po sześć bramek, a Max Meier - trzy. Dla Niemców finał to największy sukces w igrzyskach. Dotąd mają tylko jeden brąz zdobyty w Seulu w 1988 r. Wtedy też ostatni raz grali na igrzyskach.

Nietrudno sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby Brazylii znów wymknęło się olimpijskie złoto. Jest to trofeum w piłce najniżej cenione, ale w tych okolicznościach dla gospodarzy wręcz symboliczne.

Zobacz wideo

Oktawia Nowacka. Kim jest sensacyjna liderka pięcioboju nowoczesnego? [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA