Niemcy poślą dopingowiczów za kraty

Nawet trzy lata więzienia mają grozić sportowcom złapanym na dopingu. Taką zmianę prawa - już uznaną za milowy krok w walce z dopingiem - przygotowuje niemiecki rząd.

Projekt ustawy przedstawili w środę dziennikarzom Thomas de Maiziere, niemiecki minister spraw wewnętrznych odpowiedzialny w rządzie również za sport, i szef resortu sprawiedliwości Heiko Maas. Z dokumentu wynika, że karane będzie posiadanie nawet małych ilości substancji dopingowych. Jak podaje radio Deutschlandfunk, nawet za jedną pigułkę zabronionego specyfiku znalezioną w plecaku mają grozić dwa lata więzienia. Sportowiec, w którego krwi wykryty zostanie doping, będzie musiał się liczyć z trzema latami więzienia. Dziesięcioletnią odsiadkę przewidziano za "narażenie zdrowia wielu osób poprzez podawanie dopingu" lub doprowadzenie do zagrożenia życia sportowca. Taki zapis stosowano by wobec trenerów i lekarzy sportowych podających podopiecznym zakazane substancje. Kara może być jeszcze wyższa, jeśli doping będzie podawany nieletnim sportowcom. - Nie chodzi o to, by z obiegu wykluczyć tylko zakazane substancje, ale też ludzi, którzy po nie sięgają - mówi minister Maas.

Przepisy dotyczą ok. 7 tys. niemieckich sportowców wyczynowych, ale też cudzoziemców, którzy będą startować w zawodach w Niemczech. Kary nie będą dotyczyć amatorów.

Rząd koalicji CDU i SPD twierdzi, że tylko w ten sposób można zachować czystość w sporcie. Zaostrzenie przepisów przewidywała zresztą zawarta niecały rok temu umowa koalicyjna. Ale wprowadzenia surowych kar za doping w Niemczech domagano się od lat 60. Wówczas jednak apele ignorowano. W NRD, jak również w RFN, doping był na porządku dziennym. W obydwu państwach niemieckich na szprycowanie zawodników niebezpiecznymi substancjami przyzwalali politycy. Medale olimpijskie były w RFN i NRD sprawą wagi państwowej.

Dziś część sportowców pochwaliła pomysły ministrów. Bo ich zdaniem doping w sporcie to przekleństwo.

Ale niemiecki komitet olimpijski propozycjami rządu nie jest zachwycony. Do tej pory to organizacje sportowe badały sportowców pod kątem dopingu, a przyłapanym wymierzały kary. Działacze nie chcą się dzielić tą władzą z prokuratorami i sądami. Tłumaczą, że może dojść do prawnego chaosu - gdy związek zdyskwalifikuje zawodnika za doping, a sąd go od tego zarzutu uniewinni (lub odwrotnie). Minister Maas nie widzi jednak problemu. - Przecież decyzje sądów i organizacji sportowych nie muszą się wykluczać. Już dziś można przecież zawiesić piłkarza, który dopuścił się brutalnego faulu, a jednocześnie oskarżyć go o pobicie - twierdzi.

Zastrzeżenia ma też Rico Kauerhof, niegdyś piłkarz enerdowskiego VfB Leipzig, dziś wzięty adwokat zajmujący się prawem w sporcie. Uważa on, że rząd chce "strzelać z armaty do wróbli". Jego zdaniem nowe przepisy będą martwe. Kontrowersje budzi też zapis o karaniu za samo posiadanie środków dopingowych. Zdaniem adwokata państwo nie powinno ingerować, jeśli ktoś chce łamać zasady współzawodnictwa. Od tego są sportowe związki.

Kary więzienia za różne przestępstwa związane z dopingiem grożą sportowcom, trenerom, lekarzom w Austrii, Cyprze, Danii, Francji, Grecji, Węgrzech, Islandii, Luksemburgu, Norwegii, Portugalii, Rumunii, San Marino, Serbii, Hiszpanii i Szwecji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA