Kim jest nowy trener Agnieszki i Urszuli Radwańskiej? Zagadka Borny Bikicia

- Nikt związany u nas z tenisem nie powie o nim dobrego słowa. To słaby trener i playboy żerujący na dziewczynach skonfliktowanych z ojcami - usłyszeliśmy w Chorwacji. - Ma kontrowersyjną przeszłość, ale oceńmy po wynikach - mówią polscy trenerzy

Objawił się na początku roku u boku Urszuli Radwańskiej (WTA 85, młodszej siostry Agnieszki). Dlaczego siostry postawiły właśnie na byłego szkoleniowca Jeleny Dokić i Karoliny Sprem? To zagadka, bo Radwańskie w polskiej prasie o nim nie mówią. "Gazecie" mimo kilku prób nie udało się skontaktować z Agnieszką, która przez ostatni tydzień przebywała w Polsce.

- To nie mój wybór, tylko Urszuli. Nie mam z tym nic wspólnego. O tym człowieku nie wiem nic, poza tym, że jest byłym szkoleniowcem Dokić, więc nic nie wniosę do waszego artykułu. Moje córki są dorosłymi pannami i od pewnego czasu wszystkie decyzje podejmują samodzielnie. Nie jestem w stanie wszystkiego kontrolować. Córki muszą same odpowiadać na pytania o tego człowieka - powiedział "Gazecie" Robert Radwański, ojciec tenisistek. - Borna Bikić? Bez komentarza. Proszę pytać Ulę i Agnieszkę - uciął Tomasz Wiktorowski, trener z Polskiego Związku Tenisowego, jeżdżący od zeszłego lata na niektóre turnieje z Agnieszką.

Z nieoficjalnych rozmów z ludźmi ze środowiska tenisowego wynika, że Bikicia rzeczywiście przywiozła do Krakowa Urszula. Przekonała do niego Agnieszkę, po czym tenisistki poinformowały o wszystkim ojca. Przed Australian Open Bikić obserwował w Krakowie treningi Radwańskiego z córkami, robił notatki. Siostry wynajęły mu w Krakowie mieszkanie. W tym roku ma jeździć na turnieje z Urszulą, ale na niektórych imprezach, np. w tym tygodniu w Dausze, pełnić też funkcję szkoleniowca Agnieszki. - W Australii prowadził treningi Urszuli, ale przychodził też na zajęcia Agnieszki, obserwował, zagadywał, co chyba mogło nieco irytować prowadzącego je Tomka Wiktorowskiego. Widać, że Chorwat robi na dziewczynach wrażenie, to przebojowy typ, pewny siebie, z poczuciem humoru, dusza towarzystwa - mówi nam ktoś, kto z bliska widział relacje w teamie Radwańskich w Melbourne. Według innego przekazu Bikić miał być blisko sióstr już w zeszłym roku. W Wimbledonie widywano go gaworzącego z Ulą i Agnieszką. - Wolny czas spędzały z Chorwatem i jego kompanami. Wiktorowski trzymał się na uboczu - mówi nasz informator.

Kim jest Bikić?

Spytałem o Bikicia w Chorwacji. - W naszych mediach nigdy nie był pozytywną postacią. Ma opinię playboya bez wielkich kwalifikacji, który raczej psuje kariery tenisistkom, niż je naprawia - mówi Vjekoslav Paun piszący o tenisie w dzienniku "24 Sata". Opowiada, że przed 2002 r. Bikić handlował samochodami. - Wielu ludzi ścigało go za długi, co chwila lądował w sądzie, na krótko nawet w więzieniu. W 2002 r. dał sobie spokój z samochodami, powtarzał potem, że zerwał z przeszłością, stał się "nowym Borną". W tenisie zawsze pracował z młodymi dziewczynami. Kwalifikacje miał średnie, nie grał zawodowo, ale coś tam umiał, świetnie się prezentował, był wysportowany, przystojny, miał kontakty w Niemczech. Pierwsza, na kilka miesięcy treningów, dała się skusić Niemka Marlene Weingartner - mówi Paun.

Przełom nastąpił w 2003 r., gdy poznał Jelenę Dokić, australijską tenisistkę o serbskich korzeniach, czwartą rakietę świata. Spotkali się w Niemczech, zaprzyjaźnili. Zaczynał jako sparingpartner, skończył - jako wieloletni trener. Z kilkoma przerwami prowadził Jelenę aż do 2010 r. Poznał ją ze swoim młodszym bratem Tinem, z którym do dziś są parą.

Wspólne życie braci z Jeleną to burza z piorunami, bo od początku wojował z nimi Damir Dokić, apodyktyczny ojciec tenisistki. Powtarzał mediom, że "porwali mu córkę", "robią pranie mózgu", wyzywał od terrorystów. Tabloidy w Australii, Serbii i Chorwacji przez lata miały o czym pisać, bo historia Jeleny to nieustanne kłótnie, ucieczki i szantaże. Damira za obrażanie rywalek i sędziów wyrzucano z kortów, a kiedy wparadował z granatem do gmachu ambasady Australii w Belgradzie, trafił do więzienia. W tle tych wszystkich skandali zawsze występowali Tin i Borna, niezmiennie trzymając stronę Jeleny.

- Ale od strony czysto sportowej Borna niczego z nią nie osiągnął. Zaczął pracować, gdy była w pierwszej dziesiątce, niedługo wylądowała w szóstej setce. W 2009 r. doszła do ćwierćfinału Australian Open, ale to przypadek w serii klęsk. Jelena nigdy nie grała lepiej niż wtedy, zanim pojawili się Bikiciowie - mówi chorwacki dziennikarz, choć w Australii ćwierćfinał z 2009 r. traktowany jest z szacunkiem. Gazety pisały, że bracia "uratowali karierę Dokić", "wydobyli ją z przepaści".

W przerwach między pracą dla Dokić Borna przez kilkanaście miesięcy trenował swoją rodaczkę Karolinę Sprem. Chorwacki tygodnik "Nacional" wyliczył, że spadła z nim w rankingu z 17. na 89. miejsce, przegrywała głównie w I rundach. "Sypiał z nią i zniszczył karierę" - podsumował "Nacional" w artykule z 2006 r. Borna został w nim nazwany "tenisowym playboyem". - To powszechna opinia w Chorwacji. Nigdy nie był dobrym trenerem. Zawsze pojawiał się, gdy młodej tenisistce psuły się stosunki z ojcem i zaczynała się usamodzielniać. Ojciec Karoliny był świetnym trenerem, a Borna miał z nią romans i sportowo wszystko popsuł. W Chorwacji pisano, że wykorzystując pieniądze tenisistek, spłaca stare długi - wspomina Paun. - Media miały do niego ograniczony dostęp. Nie lubił wywiadów. To jego taktyka, żeby odgrodzić się od dziennikarzy.

Zdaniem Pauna od zakończenia przygody z Dokić w 2010 r. Bikić zajmował się głównie z juniorami.

Polacy: Dajmy mu szansę

O Bikicia zapytałem polskich trenerów pracujących ostatnio w WTA Tour. - Lubię Bornę. Zawsze uśmiechnięty, kulturalny, mówi "cześć", kiedy widzi znajomego człowieka, nie każdy w WTA potrafi się tak zachować. Widziałem kilka jego treningów, ale za mało, by ocenić jego pracę - mówi Tomasz Iwański, były szkoleniowiec Nadii Pietrowej i Jarosławy Szwedowej. - Czy wiem, że jest kontrowersyjny? Że ma coś za uszami? A kto z nas nie ma? Że był kochankiem Sprem? I co z tego? W kobiecym tenisie 50 proc. trenerów jest związanych przez łóżko z zawodniczkami. Dinara Safina miała romans z trenerem i doszła do pozycji nr 1 na świecie, a kiedy się z nim rozstała, nic już nie ugrała. Oczywiście są też przykłady odwrotne. Chodzi mi o to, że w kobiecym tenisie widziałem już wszystko. Trenerów bez kwalifikacji, którzy osiągali wielkie wyniki, i uznane nazwiska ponoszące spektakularne klapy. Niczego nie da się przewidzieć, każdy przypadek jest indywidualny - dodaje Iwański.

- Ula jest dorosła. Ma prawo wybrać trenera, a czy to dobry wybór, czas pokaże. I wyniki oczywiście - kończy Iwański.

- Spotkaliśmy się na malutkim turnieju o puli nagród 25 tys. dol., gdy Bikić próbował odbudować formę Dokić - wspomina Paweł Ostrowski, który pracował m.in. z Martą Domachowską, Angelique Kerber i Anną Czakwetadze. - Kariera Jeleny po konfliktach z ojcem kompletnie się załamała, umiał przywrócić ją do życia, a to duży sukces. Skoro poradził sobie z Dokić, trudną, charakterną dziewczyną, to znaczy, że coś jednak potrafi. Jego brat jest chłopakiem Jeleny? No i co z tego? W tenisie wszędzie jest jakiś układ rodzinny, wszystko się przeplata. Trenerzy też są różni - grubi, przystojni, hazardziści, jeden to lowelas, drugi ma żonę i trójkę dzieci. I tak najważniejsze jest trafienie do zawodnika, umiejętności, wyniki i pieniądze. Jeśli nie ma tych pierwszych, nie ma też pieniędzy. Który trener w kobiecym tenisie ma dobrą opinię? Chyba tylko pracujący kiedyś z Justine Henin Carlos Rodriguez. Tenisistki po rozstaniach często narzekają, opowiadają niestworzone historie. Pamiętam, że gdy zaczynałem pracę, też "życzliwi" od razu opowiadali, co o mnie myślą. Bikicia rozliczajmy za wyniki za jakiś czas - dodaje Ostrowski.

Mało ważne roszady?

- Dla Agnieszki samodzielne decydowanie jest pewną nowością. Nie zależy już od ojca, PZT, od nikogo. Może robić, co się jej podoba, i ona się tym wszystkim trochę bawi - uważa Wojciech Fibak, były trener Ivana Lendla, ćwierćfinalista czterech singlowych Szlemów z lat 70. i 80. - Zatrudnienie Chorwata nie jest jakąś fundamentalną zmianą, to żonglowanie różnymi opcjami, raczej kaprys. Siostry na jeden turniej zabiorą Tomka [Wiktorowskiego], na inny Bikicia, a na kolejny Chorwat pojedzie tylko z Ulą. Tomka możemy chwalić za profesjonalne podejście, spokój, jego rola przy Agnieszce bardzo mi się podoba, ale widocznie to, który z trenerów jedzie na turniej i poprowadzi trening, jest dla niej drugorzędną kwestią - uważa Fibak.

- Najważniejsze, że Agnieszka mocno stąpa po ziemi i nie da się łatwo wyprowadzić w pole. Jeśli zobaczy, że układ jej nie pasuje albo się nie opłaca, nie zawaha się z niego zrezygnować. O to jestem spokojny - kończy Wojciech Fibak.

Pod kierownictwem Borny Bikicia Agnieszka Radwańska...
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.