Dyskutuj z ludźmi, nie z nickami. Nie bądź anonimowy na Facebook.com/Sportpl ?
Tegoroczny finał Tauron Basket Ligi jest emocjonujący - Asseco Prokom Gdynia, faworyt grający o ósmy tytuł z rzędu, wygrywał mecze nr 1 i 3, ale PGE Turów Zgorzelec, czterokrotny wicemistrz Polski w ostatnich pięciu sezonach, rewanżował się w spotkaniach nr 2 i 4. W finałowej rywalizacji do czterech zwycięstw tylko pięć razy w historii po czterech meczach był remis 2-2.
- Jestem zaskoczony przebiegiem finału, wydawało mi się, że Prokom wygra o wiele szybciej - mówi Filip Dylewicz, kapitan Trefla Sopot, który w półfinale przegrał z Turowem 3-4. - Prokom czeka teraz ciężka przeprawa, bo nie dość, że mistrzom zabraknie Roberta Witki, to Turów jest uskrzydlony i widzi szansę na wygranie tej rywalizacji.
Witka w sobotę zerwał ścięgno Achillesa. 30-letni podkoszowy, który dobrze rzuca z dystansu, był bohaterem dwóch meczów półfinału z Energą Czarnymi Słupsk, Turowowi rzucił 14 punktów w finałowym spotkaniu nr 2. Jego brak zaburzy rotację koszykarzy w Prokomie, tym bardziej że Witka grywał w finale po blisko 30 min w meczu, wypełniając limit dwóch Polaków na boisku. Teraz zastąpi go prawdopodobnie Przemysław Frasunkiewicz, który ostatni raz trafił do kosza 23 marca.
Statystyki wskazują, że jeszcze nikt nie podniósł się z wyniku 2-3 w serii. - Porażka w meczu nr 5 tworzy barierę psychologiczną. Chęć zdobycia złota jest tłumiona presją wygrania dwóch meczów. To destrukcyjnie wpływa na zawodników - mówi Dylewicz, który w meczach nr 5 grał kilkakrotnie.
Tyle widzów
oglądało sobotni mecz nr 4 Turowa z Prokomem
A tyle mecz I ligi piłkarskiej ŁKS Łódź - Termalica Bruk-Bet Nieciecza
dane średniej oglądalności z Nielsen Audience Measurement
Adam Hrycaniuk: ? Gorzej zagrać nie możemy