PlusLiga. ZAKSA rzuca rękawicę

Być może jest w końcu zespół, który zdetronizuje Skrę Bełchatów. - Oni wcale nie osłabli. Są tak samo silni jak przez siedem ostatnich sezonów. Może to my uwierzyliśmy, że można ich pokonać - mówi Sebastian Świderski

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, którą reprezentuje 34-letni przyjmujący, dość niespodziewanie remisuje po dwóch finałowych meczach ze Skrą. Mogło być nawet sensacyjnie, bo w drugim meczu kędzierzynianie byli bliscy doprowadzenia do piątego seta. Świderski wszedł w nim na boisko po pięciomiesięcznej przerwie spowodowanej paskudną kontuzją zerwania mięśnia czworogłowego uda.

Siatkarzowi ZAKS-y mało kto dawał szansę powrotu w tym sezonie. Byli i tacy, którzy skazywali go na zakończenie kariery. - A ja zawsze z optymizmem patrzyłem na ten powrót - opowiada "Gazecie" Świderski. - Może dlatego, że to nie pierwszy raz. Najpierw przecież pozbierałem się po zerwaniu ścięgna Achillesa, później poradziłem sobie z urazem kolana, teraz też zdawałem sobie sprawę z tego, jak żmudna rehabilitacja przede mną. Od początku jednak wiedziałem, że wrócę.

Świderski wszedł na kilka akcji, prosi, by nie nazywać tego "wyjściem na finał", bo to tylko epizody. Ale epizody te świadczą o tym, że Świderski jest jednym z najbardziej niezłomnych polskich sportowców. Jego wiara przenosi się też na ZAKS-ę, nawet na nietuzinkowego i chadzającego zwykle własnymi ścieżkami Pawła Zagumnego.

- Mogę potwierdzić, że tak zaangażowanego i zdeterminowanego Zagumnego widzieliśmy wszyscy w mistrzostwach świata w Japonii, kiedy w 2006 roku prowadził reprezentację do srebrnego medalu - opowiada Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu i Sport.pl w magazynie "Punkt, set, mecz". - Tak jak i istotną rolę odgrywa Świderski. Nawet jeśli tylko stoi wśród rezerwowych - pomaga.

Ekipa z Bełchatowa jest za to poirytowana. Nie dlatego, że przegrała, ale ze względu na komentarze, jakie usłyszała po tym dwumeczu. Ich zdaniem ZAKS-a to taki sam kandydat do mistrzostwa jak oni - zbudowany także za wielkie pieniądze, z podobnymi aspiracjami. Bartosz Kurek, podstawowy przyjmujący Skry, rzucił nawet w kierunku kędzierzyńskich działaczy, żeby "skończyć z tym pieprzeniem i nie przyznawać medali przed sezonem".

Ale to właśnie element strategii ZAKS-y. Prezes Kazimierz Pietrzyk spotkał się przed pierwszym meczem z siatkarzami i przekazał im, że w meczach o złoto nic nie muszą, bo osiągnęli już w tym sezonie trzy finały (także Pucharu Polski i Pucharu CEV). Świderski w rozmowie z "Gazetą" dodaje: - Faworytem była, jest i będzie Skra, my wychodzimy w roli pretendenta. Nasz rywal to uznana na świecie marka, a co dopiero w Europie czy w Polsce. Nie udało im się, niestety, awansować do Final Four Ligi Mistrzów i widać było ich niewielkie załamanie, bo przecież to właśnie puchary były głównym celem bełchatowian. Nie ma jednak mowy o jakiejś większej ich słabości. Są tak samo silni jak przez siedem ostatnich sezonów. ZAKSA za to jest drużyną zbudowaną od nowa, jej zawodnicy potrzebują czasu, by wszystko funkcjonowało jak należy.

W środę w Kędzierzynie-Koźlu trzeci mecz (początek o 17.45, transmisja w Polsacie Sport Extra). Eksperci są zdania, że wszystko zależy od zagrywki. Jeśli siatkarze Skry będą serwować mocno i regularnie (przede wszystkim Mariusz Wlazły), ZAKSA sobie nie poradzi - jak w dwóch pierwszych setach drugiego meczu. Jeśli nie będą wystarczająco mocni i precyzyjni, "rozprowadzi" bełchatowian Zagumny, który pokazał ostatnio, na czym polega szybka, kombinacyjna gra.

- Przecież to nie dotyczy tylko Skry, uwagę tę można odnieść do wszystkich drużyn na świecie. Jeśli jakikolwiek rywal przez dwa sety zagrywa nie do odbioru, trudno pozbierać się nawet najlepszym - uważa Świderski.

ZAKSA się pozbierała. I może dlatego kibice oglądają najlepszy finał ligi siatkarzy od lat. Na dzisiejszy mecz nie ma już biletów mimo niezbyt dogodnej pory - w środku tygodnia. Zapowiada się genialne widowisko. W Skrze w pełni sił jest już wracający po chorobie Michał Winiarski, obaj trenerzy mogą wystawić najsilniejszy skład.

Czy w Kędzierzynie-Koźlu naprawdę wierzą, że uda im się po sześciu mistrzostwach Polski zepchnąć Skrę z tronu? - Skłamałbym, gdybym powiedział, że spodziewałem się remisu po dwóch meczach - przyznaje Świderski. - Chyba nikt z nas aż tak mocno w to nie wierzył, co nie oznacza, że jechaliśmy do Bełchatowa i poddaliśmy się w szatni. Każdy wiedział, że to już finał, ukoronowanie całego sezonu ciężkiej pracy. Wierzę, że rywalizacja może skończyć się na czwartym meczu w Kędzierzynie, i to na naszą korzyść. Jakoś to dziwnie brzmi, że idziemy po złoto, więc powiem, że liczymy na coś więcej niż srebrny medal.

"Najlepszy finał w historii" - ocenia Daniel Pliński ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.