Tak ma wyglądać nowa liga. Kluby, które spełniają wymagania (m.in. hala na przynajmniej 2,5 tys. kibiców, umowy z koszykarzami na określoną kwotę minimalną), płacą 150 tys. złotych wpisowego i podpisują kontrakt, który gwarantuje udział w rozgrywkach przez trzy lata. Warunki dodatkowe to przejście corocznej weryfikacji i - dotyczy ostatniej drużyny w tabeli - wpłata 250 tys.
Liga obiecuje klubom konkretną liczbę transmisji telewizyjnych i internetowych, zwiększenie działań promocyjnych oraz oraz nagrody finansowe. I zniżki. Drużyna z 2 tys. widzów średniej frekwencji, polskim trenerem i asystentem oraz z polskimi koszykarzami do lat 25, którzy rozegrają wskazaną liczbę minut, może liczyć nawet na 100-proc. zwrot wpisowego.
- W tym sezonie zapłaciłem 50 tys., za rok zapłacę 150. Ale jak policzyłem sobie zniżki, które dostałbym w obecnych rozgrywkach, to wyszło mi, że za udział w lidze zapłaciłbym 60 tys. - mówi "Gazecie" jeden z prezesów. W zamyśle ligi pieniądze z wpisowego mają być przeznaczone na dofinansowanie grającej przed meczami lub po nich TBL Młodej KoszLigi dla koszykarzy do lat 23.
Rozgrywki bez spadków nie byłyby zamknięte - zwycięzca niższej ligi uzyskiwałby awans, ale tylko po spełnieniu wymagań kontraktowych. Można byłoby też wykupić dziką kartę za 400 tys. złotych. Tu na zniżki miałyby szansę kluby z dużych miast z nowymi, dużymi obiektami.
Skąd pomysł na rewolucję? Liga koszykarzy to rozgrywki podupadłe i nieatrakcyjne. Brakuje gwiazd, Polaków w wiodących rolach, poziom sportowy ostatnio się obniżył, oglądalność w TVP Sport jest bardzo niska - mecz ostatniej kolejki, w której PGE Turów Zgorzelec pokonał PBG Basket Poznań po dwóch dogrywkach, oglądało ledwie 7,2 tys. osób (dane Nielsen Audience Measurement).
- Zmiany mają uczynić kluby stabilnymi finansowo, a co za tym idzie - sportowo. Gwarancja występów w ekstraklasie ma pomóc w rozmowach ze sponsorami, stworzyć możliwość budowania drużyny opartej na młodych polskich zawodnikach, kandydatach do gry w reprezentacji - tłumaczy prezes ligi Jacek Jakubowski. - Pakt między ligą a klubami ma podnieść poziom sportowy, zwiększyć wartość medialną i atrakcyjność rozgrywek - dodaje.
Projekt Jakubowskiego to kolejna próba wprowadzenia radykalnych zmian w lidze, o której tzw. zamknięciu mówi się od 2005 roku. Przez sześć lat środowisko nie sprzyjało rewolucji, ale teraz ma być inaczej, bo orędownikiem zmian są i liga, i jej główny akcjonariusz PZKosz, a także kluby.
- Tylko kataklizm może spowodować, że projekt nie wejdzie w życie od sezonu 2011/12 - mówi Jakubowski. Jego ogólny zarys klubom bardzo się podoba: - Efekty od razu nie przyjdą, ale jeśli chcemy odbudować koszykówkę w Polsce, to liga i kluby muszą iść w tym kierunku - stawiać na widowisko w dużej hali i Polaków na boisku - mówi Rafał Czarkowski, prezes walczącego o play-off beniaminka Zastalu Zielona Góra. - W projekcie jest mnóstwo rzeczy, o których trzeba dyskutować, ale on sprawi, że liga będzie ciekawsza i medialnie, i sportowo - dodaje Jan Michalski, szef walczącego o mistrzostwo Turowa.
Czołowe kluby poza ligami krajowymi rywalizują w Eurolidze, Pucharze Europy lub w EuroChallenge. Są też tzw. ligi regionalne, np. Adriatycka czy VTB, w której - obok klubów z byłego ZSRR i Finlandii - występował w tym sezonie Asseco Prokom Gdynia. Możliwe, że w przyszłym powstanie Liga Śródziemnomorska - dla najsilniejszych klubów, m.in. z Grecji, Turcji i Serbii. Zasady uczestnictwa w takich ligach są różne - niektóre kluby grają w nich równolegle do rozgrywek krajowych i np. Euroligi (tegoroczny przykład Prokomu), inne dołączają przed fazą play-off (Liga Adriatycka). Najsilniejsze kluby greckie deklarują, że grając w Lidze Śródziemnomorskiej, całkowicie odpuszczą rozgrywki krajowe.
Ligi bez spadków miały w ostatnich latach Rosja i Litwa, ale tam zasady potrafią zmieniać się w trakcie sezonu. W państwach, które mają niewiele profesjonalnych klubów (np. Łotwa czy Estonia), z lig też nikt nie spada.