Liga włoska. Piekło (nie tylko) Juventusu

Turyńscy piłkarze sensacyjnie przegrali z Bologną i tracą złudzenia, że zdołają wrócić do Ligi Mistrzów. Szturmuje ją za to Udinese. Jedna z najładniej grających drużyn w Europie wbiła Palermo aż siedem goli.

Szefowie Juve już zapytali Luigiego Delneriego, czy czuje się na siłach kontynuować pracę. Trener odparł, że się czuje, ale włoska prasa donosi, że ewentualna porażka w sobotnim szlagierze z Milanem byłaby jego ostatnią.

Juventus to wciąż drużyna bez właściwości, niestabilna, poddawana nieustającej rekonstrukcji. Potrafi pokonać broniący tytułu Inter (z nim też zremisował), liderujący Milan i rewelacyjne Lazio, a zarazem potrafi z każdym przegrać - w tym sezonie dwóch zwycięstw z rzędu jeszcze nie odniosła, straciła najwięcej goli na własnym stadionie. Jesienią napędzał ją Milos Krasić, który wywoływał wichurę na prawym skrzydle, ale kiedy oklapł, na obu flankach zapanowała cisza, co w ukochanej taktyce Delneriego (klasyczne 4-4-2) całkowicie zabija grę ofensywną. Klub ma zdrowe finanse i pieniądze, więc co chwilę rusza na zakupy. W styczniu sprawił sobie nowiutki duet napastników (Luca Toni, Alessandro Matri), więc w tym sezonie zatrudnił już w sumie kilkunastu graczy aspirujących do podstawowego składu.

A najlepszy znów był wprowadzony po przerwie 37-letni Alessandro del Piero. Ładnie kopał z rzutów wolnych, tylko jego oszczędziły wściekłe, przeraźliwie wygwizdujące gospodarzy trybuny. Przyćmił go jednak inny weteran, dwa lat młodszy Marco di Vaio, który strzelił oba zwycięskie gole.

Kilka lat temu wskutek afery Calciopoli turyńczycy zostali karnie relegowani do Serie B, ale wydawali się szybko odzyskiwać równowagę - z drugoligowego czyśćca wydobyli się w pierwszej próbie, zaraz potem doskoczyli do pierwszoligowego podium. Upadać zaczęli ponad półtora roku temu, gdy zwolnili Claudio Ranieriego i zatrudnili debiutującego w pracy z seniorami Ciro Ferrarą. Efekt był wstrząsający. Poprzedni sezon skończyli na siódmym miejscu, ponosząc aż 15 porażek, czyli najwięcej w minionym półwieczu.

Zwolnili wówczas turyńczycy tego samego Ranieriego, który tydzień temu podał się do dymisji jako trener Romy. To też w tym sezonie drużyna upadła, tylko minimalnie wyprzedzająca Juve. W jej szatni bez przerwy buzuje, były już trener jednego dnia awanturował się z symbolem klubu Francesco Tottim, następnego wytykał lenistwo najzdolniejszemu w szatni Mirko Vuciniciowi, każdego innego oglądał otyłego, ściągniętego przez działaczy z Brazylii Adriano, który wcześniej leczył się z alkoholizmu i depresji. Kibice przyzwyczajeni, że piłkarze nie spadają z podium, wzywali ich na rozmowy wychowawcze (to w Serie A tradycja nie tylko rzymska), a na treningach rzucali w nich petardami.

W miniony weekend szefostwo nie wytrzymało. Rzymianie prowadzili w Genui 3:0, ale przegrali. I jak w Juve posadę zabrał Ranieriemu żółtodziób Ferrara, tak w stolicy zastąpił go żółtodziób Vincenzo Montella. 37-latek, który jeszcze kilka sezonów temu strzelał dla Romy mnóstwo goli. W jego debiucie piłkarze znów prowadzili (2:0 na kwadrans przed końcem), ale roztrwonili przewagę i z Parmą zremisowali.

A Ranieri pozostał pechowcem, którego przeznaczeniem jest wieczne niespełnienie. Przylgnęła doń opinia trenera zdolnego zbudować świetną drużynę, lecz niezdolnego poprowadzić ją do wielkich triumfów, pozbawionego mentalności zwycięzcy. Żadnej ligi nie wygrał, z Atletico Madryt, Chelsea i Juventusem zdobywał "tylko" wicemistrzostwo. W Romie właściwie bez przerwy słyszał, że za chwilę zostanie wylany. W sobotnim wywiadzie dla telewizji TG1 nazwał cały włoski futbol piekłem i skarżył się, że w klubie był jedynym piorunochronem, który ściąga na siebie gniew po niepowodzeniach. - Nie liczył się tam interes drużyny, tylko prywatne interesy różnych osób - wzdychał. I wyznał, że tęskni za ligą angielską, którą obwołał rajem.

Rajsko mają też w Udine. Tamtejsi piłkarze od kilku miesięcy grają porywająco. W tym roku są niepokonani, pokonali już Inter (3:1), Juve (2:1) i Genoę (4:2), rozbili na wyjeździe Cesenę (3:0), zatrzymali na San Siro Milan (4:4). W niedzielę strzelili siedem goli w Palermo (podzielili się nimi Alexis Sanchez i Antonio di Natale). To oni mogą odebrać rzymianom i turyńczykom szansę na występ w Lidze Mistrzów. Gdyby im się udało i gdyby utrzymali formę, ponoszące pucharową klęskę za klęską calcio zareklamowaliby urzekająco.

 

Zmiażdżone Palermo ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA