Torres chce odejść. Policzek dla kibiców i władz klubu

Liverpool potwierdził w piątek, że Fernando Torres złożył pisemną prośbę o transfer do Chelsea. To policzek dla kibiców i władz klubu, które właśnie w piątek rozpoczęły przebudowę drużyny, kupując za 23 miliony funtów z Ajaxu Luisa Suareza

To właśnie urugwajski napastnik, jedna z gwiazd mundialu w RPA, miał być bohaterem piątkowego wieczoru. Jego transfer miał potwierdzić, że nowe władze klubu planują inwestycje w skład drużyny i chcą przywrócić Liverpoolowi miejsce na szczycie. Jednym z tych, którzy najczęściej domagali się wzmacniania składu, był Fernando Torres, który dawał często do zrozumienia, że ma za słabych partnerów. Jednocześnie podkreślał, że "nie wyobraża sobie, by mógł grać w innym angielskim klubie, a w Liverpoolu czuje się jak w domu".

Właśnie dlatego piątkowa informacja o chęci odejścia z Anfield tak rozwścieczyła kibiców. W internecie już pojawiły się zdjęcia kibiców palących koszulkę z nazwiskiem hiszpańskiego napastnika. Był on dotąd najbardziej fetowanym zawodnikiem na słynnej trybunie "The Kop". Nawet kapitan Steven Gerrard od czasu flirtu z Chelsea i José Mourinho w 2005 roku, nie mógł się u kibiców cieszyć takim uwielbieniem.

Czy do transferu dojdzie, okaże się w poniedziałek. W niedzielę, po kilku dniach wolnego, Torres znów pojawił się na Anfield, gdzie na spotkaniu z władzami klubu potwierdził ponoć wolę odejścia. Powodem ma być chęć wygrywania trofeów i gra w Lidze Mistrzów, a nie względy finansowe. Piątkowa oferta Chelsea opiewała na 35-40 mln funtów. Na razie wiadomo jednak, że Liverpool nie sprzeda swojego najskuteczniejszego piłkarza (81 goli w 142 meczach, 9 goli w tym sezonie) za mniej niż 50 mln, co byłoby transferowym rekordem na Wyspach. W mediach pojawiły się informacje, jakoby w lipcu aktywowała się klauzula w kontrakcie Torresa pozwalająca mu na odejście za taką właśnie kwotę. Mówi się również o przyjściu na Anfield Nicolasa Anelki w ramach rozliczenia.

Niezależnie od tego, jak skończy się ta sprawa, wiadomo, że cała sytuacja jest policzkiem dla klubu, kibiców i przede wszystkim Kenny'ego Dalglisha. Legendarny piłkarz, a potem trener Liverpoolu wrócił na ławkę trenerską Anfield, by uratować ten sezon. Liverpool zaczął grać lepiej, wygrał ostatnie dwa mecze, ale przede wszystkim - jak mówią sami piłkarze - do ich serc wrócił optymizm. Stąd niedowierzanie na wieść o piątkowym żądaniu. Ponoć Dalglish wściekł się na Hiszpana i kazał trenować samemu.

Jedno jest pewne: jeśli Torres zostanie, długo będzie musiał pracować na odzyskanie zaufania. Jeśli odejdzie, stanie się na Anfield wrogiem publicznym numer jeden.

Wszystkie transfery znajdziesz w specjalnym dziale Sport.pl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.