Liga francuska. Małe kluby szkodzą lidze?

Reprezentacja Francji pokonała w środę na Wembley Anglików, ale liga francuska wciąż jest daleko za Premier League. Dlaczego? Choćby dlatego, że - tak jak w tym sezonie - małe kluby wyprzedzają wielkie.

Francuzi lubią porównywać własne rozgrywki z czterema najważniejszymi w Europie: Bundesligą, Premier League, Primiera Division, Serie A. Statystyki wykazują, że Ligue 1 w niemal każdej z klasyfikacji przegrywa rywalizację z Niemcami, Anglikami, Hiszpanami, Włochami.

Średnia bramek na mecz? Ligue 1 zajmuje czwartą pozycję z przeciętną 2,32, a prowadzi Bundesliga - 3,14. Średnia strzałów na mecz? Francuska liga jest na ostatnim miejscu (25,8), lideruje Premier League (29,3). Francuzi mają najwyższy w tym sezonie odsetek meczów zakończonych wynikiem 0:0. Maleje frekwencja. W porównaniu z zeszłym rokiem średnia widownia spadła z 20 089 do 19 723. W Niemczech na stadiony walą tłumy. Przeciętnie mecze Bundesligi ogląda 42 459 kibiców, a w Anglii 35 148.

Nie tylko statystyki pokazują, że Ligue 1 straciła na atrakcyjności. Dziennik "L'Equipe", który ocenia jakość meczów, ani razu nie przyznał w tym sezonie sześciu gwiazdek - za wyjątkowy spektakl, tylko pięć razy wystawił widowisku ocenę pięciogwiazdkową. Władze Ligue 1 się martwią. Niedługo będą sprzedawali prawa telewizyjne do transmisji ligowych i już teraz wiadomo, że suma 668 milionów euro za sezon, jaką udało się wynegocjować w 2008 roku, może okazać się rekordem nie do pobicia.

Przyczyny słabości ligi w porównaniu z europejskimi konkurentami są wciąż te same. Najpoważniejszą - odpływ wychowanych w rodzimych szkółkach talentów - szczególnie napastników - do wielkich europejskich klubów. I nie chodzi tylko o Francuzów. Ligue 1 straciła w tym roku: Marokańczyka Marouane'a Chamakha, Asamoah Gyana z Ghany i Senegalczyka Mamadou Nianga. Wszyscy z nich przeszli przez słynne centre du formation. Nikt ich na razie nie zastąpił, choć gwiazdami rokującymi nadzieję są najskuteczniejszy piłkarz ligi Youseef El-Arabi z Caen i mający za sobą debiut w reprezentacji trójkolorowych Dimitri Payet z Saint-Etienne.

- Hierarchia została naruszona, a to nie sprzyja widowiskom - wskazuje na inny powód mniejszego zainteresowania ligą trener Lorient Christian Gourcuff. Wielkie kluby są w odwrocie. Pozycję lidera zajmowały już: Tuluza, Saint-Etienne, Rennes, beniaminek z Brestu, a z soboty na niedzielę po zwycięstwie w Nicei zostało nim - dopiero drugi raz w swej historii - Montpellier.

- Niebywałe, że to się przydarzyło naszemu klubowi - mówił na konferencji prasowej po meczu prezes Louis Nicollin. Był autentycznie wzruszony, a rozmowę z dziennikarzami co chwila przerywał przyjmowaniem gratulacji przez telefon. W szatni zapowiedział piłkarzom, że potroi ich premie za zwycięstwo. Zareagował też na sugestie, że przez takie bajkowe historie liga francuska staje się słabsza. - Mówić, że Brest albo Montpellier jest na czele i przez to mamy marną ligę, toż to jest po prostu skandal - stwierdził.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.