Bez tego polscy piłkarze nie podskoczą nikomu

Brakuje im techniki, źle przygotowani fizycznie, mentalnie i taktycznie nie potrafią sklecić akcji złożonej z kilku podań ani dokładnie dośrodkować. Można te wady wybaczyć, gdyby polski piłkarz harował. Dlaczego nie haruje?

Eeeh, gdyby moi zawodnicy mieli ćwierć pary i ambicji, co te dwie dziewczyny - westchnął właściciel klubu ekstraklasy (wysoko mierzącego, ale wiecznie rozczarowującego), spoglądając na pracownice swojego koncernu.

- Problem polega na tym, że po stracie piłki na połowie przeciwnika nie gonią za nim natychmiast, tylko padają i machają rękami. Nie gryzą trawy - dodał.

Przed sezonem prezes Wisły Bogdan Basałaj mówił "Gazecie": - Piłkarze mają przyjść do pracy i zasuwać. Wtedy będą wiślakami i profesjonalistami pełną gębą. Mają być głodni zwycięstw i grać nie tylko o mistrzostwo Polski, ale mieć też marzenia, by występować np. w Manchesterze United. Nie chcemy zawodników, którzy do końca życia zamierzają być w Wiśle, bo tu dobrze i terminowo płacą. Oni mają "wygryźć" kontrakty na Zachodzie, chcieć czegoś więcej niż polska liga. Musimy skończyć z czasami, gdy przegrywamy śmieszny mecz w pucharach i mówimy, że to tylko sport.

Kilka tygodni później Wisła grała z Dolcanem Ząbki w Pucharze Polski. Na początku strzeliła gola i przez resztę meczu piłkarze przechadzali się po murawie. Choć była piękna pogoda, nie zależało im, by się z piłką zabawić i strzelić pół tuzina goli. Awans wydreptali tak, by jak najmniej się zmęczyć.

Od lat wiadomo, że piłkarzom brakuje techniki, siły, szybkości, przygotowania mentalnego i taktycznego. W juniorach kopania piłki uczył ich dyletant, z korupcją zetknęli się już w rozgrywkach juniorów, nigdy nie korzystali z pomocy dietetyka i fizjologa.

Ale to, czy będzie im się chciało zasuwać,

zależy tylko od nich

Kilka tygodni temu byłem na meczu angielskich drugoligowców Millwall - Hull. Nie widziałem ani jednego piłkarza, który technicznie przewyższałby naszych ligowców. Ale spotkanie toczyło się w niedostępnym dla polskich drużyn tempie, zawodnicy zasuwali bez wytchnienia przez 90 minut i byli za to nagradzani przez kibiców. W drugiej i trzeciej lidze angielskiej trudno o fantastyczne dryblingi i dokładne podania między dwóch obrońców, po których napastnik wpada w pole karne i strzela gola. Piłkarze są oklaskiwani, gdy wygarną piłkę wślizgiem, wyłuskają ją spod nóg przeciwnika czy przebiegną kilkadziesiąt metrów, by dopaść ją przed rywalem.

- Dwa lata temu pojechałem do Wolverhampton na mecz młodzieżówek Polska - Anglia - opowiada Maciej Szczęsny. - Zdziwiło mnie, że na spotkanie przyszedł komplet widzów. Mój przewodnik, 70-letni oficer prasowy, odparł: "U nas jest tak od zawsze. Robotnicy, którzy przez pięć dni pracują przy taśmie za kilka funtów za godzinę, w sobotę mają święto. Płacą, by ktoś dla nich harował. Interesuje ich walka. Nieważne, czy przyjeżdża słaby zespół drugiej ligi, czy Manchester United. Nie przychodzą, by oglądać Rooneya czy Giggsa, mają ich w telewizji. Chcą zobaczyć, jak piłkarze biegają do upadłego" - dodaje Szczęsny, który zdobywał mistrzostwo z Legią, Widzewem, Polonią Warszawa i Wisłą.

 

Anglicy kochają boiskowych stachanowców. Tamtejsi piłkarze obiecują kibicom, że na boisku będą pocić się krwią.

- U nas nie ma kultury pracy i wysiłku. Nie wymagamy od piłkarzy harówki, podstawiamy im wszystko pod nos i nie oczekujemy nic w zamian. Brakuje im charakteru, by zachowywać się inaczej - mówi trener zespołu ekstraklasy.

Właściciel czołowego ligowca: - Piłkarze mają za dobrze. Płacimy im poważne pieniądze, a oni uważają, że im się należy. Przepisy otaczają ich ochronną watą, nawet po siedmiu miesiącach słabej gry nie możemy nikomu obniżyć kontraktu. Gdyby w mojej firmie ktoś przez siedem miesięcy źle wykonywał obowiązki, najpierw wyleciałby jego zwierzchnik - bo nie potrafił dopilnować pracownika - a potem sam pracownik. Jakie są obowiązki piłkarza? Haruj, gryź trawę, wygrywaj, daj rozwijać się klubowi i zmierzaj do celu, jeśli go masz. Jeśli nie, arrivederci.

Trener z ekstraklasy twierdzi, że problemem jest mentalność piłkarzy, którzy nie znajdują przyjemności w futbolu. Traktują treningi jak przykry obowiązek, nie rozumieją, że kopanie piłki powinno sprawiać im radość. - Jesteśmy świetni w szukaniu wymówek. Przeszkadza nam murawa, brak bazy treningowej i pogoda. Są miejsca na świecie, gdzie bardziej wieje, jest zimniej, szybciej zachodzi słońce i także nie ma boisk, a mimo to można się nauczyć grać w piłkę. Trzeba chcieć.

Wszystko zaczyna się, gdy przyszłe gwiazdy mają lat kilkanaście. Przez złą organizację rozgrywki juniorskie nie przyzwyczajają ich do walki i gry na całego. Problem dostrzegł już były selekcjoner reprezentacji Leo Beenhakker, który narzekał, że juniorzy Wisły nie spotykają się z Legią czy Lechem, ale z Górnikiem Wieliczka, i łatwo demolują lokalnych rywali po 7:0. - Wygrywać można bez biegania, ustawiania pressingu i zaangażowania. Lepsi się bawią, grają w dziada z tymi, którzy nigdy nie doskoczą do zawodowego futbolu. To psuje im charaktery. Starają się zwyciężyć jak najmniejszym nakładem sił. Gdy wchodzą w wiek seniora, w lidze spotykają się z ludźmi z tymi samymi nawykami, więc nie widać różnicy. Szok przychodzi w europejskich pucharach i reprezentacji. Po meczach z dobrymi zespołami często słyszę: - Trenerze, nigdy nie musiałem tyle biegać - mówi trener juniorskiej reprezentacji.

Dwa lata temu po meczu Wisły z Tottenhamem w Pucharze UEFA Paweł Brożek mówił, że czuł się, jakby rozegrał trzy spotkania w naszej lidze. - Jak pomyślę, że musiałbym co trzy dni grać takie mecze... Chyba musiałbym przytyć z 10 kg (śmiech) - mówił napastnik Wisły, kiedyś uważany za wielki talent, dziś nie jest nawet gwiazdą ligi.

Nie możemy liczyć na to, że pracy w pocie czoła nauczą ligowców obcokrajowcy, bo choć jest ich coraz więcej, dostosowują się do kolegów. - Gdyby piłkarz X przyszedł nie do zespołu polskiego, ale do drugiej ligi angielskiej, brałby przykład z tamtejszych piłkarzy i zasuwał. Zazwyczaj mechanizm jest taki: przez pierwsze tygodnie przybysz obserwuje, jak zachowują się koledzy, a potem pracuje tyle, ile oni - mówi trener zespołu ekstraklasy.

Europejskie standardy mogliby wprowadzić zagraniczni trenerzy, ale

brakuje im wsparcia.

Próbował Dan Petrescu. Wymagał w Wiśle tyrania na treningach. By pokazać piłkarzom, na czym polega ciężka praca, o 6 rano zabrał ich do fabryki sponsora klubu - Tele-Foniki. - Dramat! Tylko głowa mnie rozbolała od panujących tam zapachów. Wszystko się tam klei. Wolę grać w piłkę - mówił 18-letni wtedy Patryk Małecki. Lekcji nie zapamiętał, w meczu z Dolcanem bił rekordy nieróbstwa - choć właśnie wyleciał z pierwszej jedenastki, nie zrobił nic, by do niej wrócić.

Gdy Petrescu zrobił badania szybkościowe, w limicie mieściło się dwóch zawodników, ale i oni dobiegali na ostatnich nogach. Wiślackie gwiazdy kręciły nosem na metody Rumuna i poskarżyły się właścicielowi Bogusławowi Cupiałowi. Ten wziął ich stronę i zwolnił Petrescu.

- Polscy piłkarze to lenie. Dlatego nie macie wyników w Europie. Idealne życie piłkarza w Polsce jest takie - miłe spędzanie czasu, lekkie treningi i przyjazny trener, który do tego jest dobrym kumplem. Z takim podejściem Polska nigdy nie będzie mistrzem świata, nigdy niczego nie wygra. Ja tę mentalność wyniosłem z Anglii, pracowałem tam 8 lat i wiem, jak wygląda zawodowy futbol - mówił Petrescu w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Po odejściu z Wisły wprowadził prowincjonalną Unireę Urziceni do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

Petrescu nie przesadza. Były reprezentant Polski, który kilka lat grał za granicą, opowiada, że dwa lata po zakończeniu kariery brał udział w treningu zespołu ekstraklasy. Po godzinnym marszobiegu podszedł do trzech młodych piłkarzy, którzy dobiegli kilkaset metrów za nim, i spytał, czy jest im wstyd. - Nie, bo my jesteśmy szybkościowcy - odpowiedzieli.

Nieróbstwo widać na każdym kroku. Czołowy klub ekstraklasy chciał, by piłkarze uczestniczyli w akcjach promocyjnych w szkołach i domach dziecka. Nie sposób było namówić ich na poświęcenie dodatkowej godziny. Choć trenują raz dziennie, wymawiali się zmęczeniem i jechali do domu. Wysyłano obcokrajowców lub anonimowych rezerwowych.

- Co Dan robił dobrze? Pracował, my za mało pracujemy. By wytrenować wytrzymałość, czasami trzeba wymiotować ze zmęczenia. U nas piłkarze powtarzają, że muszą grać na świeżości. W Hiszpanii, Włoszech czy Anglii, gdzie gra się po 60 meczów w sezonie, takie sformułowanie nie istnieje - mówi były kadrowicz.

- To nie tak, że Polacy nie potrafią. Im się nie chce. I nikt nie stara się sprawić, by zaczęło im się chcieć. Radosław Majewski w naszej lidze nie imponował zaangażowaniem, zmienił się dopiero po odejściu do drugoligowego angielskiego Nottingham Forest. W pierwszym sezonie, gdy był wypożyczony z Polonii i starał się o kontrakt, wypracował sobie status gwiazdy. Dziś często jest rezerwowym, ale jego przykład pokazuje, że walki na całego można nauczyć nawet dojrzałych piłkarzy. Żeby jednak nie skończyło się jak z Petrescu, potrzeba determinacji prezesa, dyrektora sportowego i szkoleniowca. Ja takiego wsparcia nie mam - przyznaje trener polskiego ligowca.

Właściciel klubu ekstraklasy, który więcej ambicji niż u swoich piłkarzy dostrzegł w pracownicach swojej firmy, opowiadał nam, że częściej się irytuje, niż znajduje przyjemność w oglądaniu swojego zespołu. - Te dziewczyny pracują bardzo ciężko, tego w mojej drużynie nie widzę. Nie widzę pazerności na sukces.

Jestem gotowy do rozmowy o reprezentacji - mówi Tomasz Frankowski ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA