Przed ponad rokiem reformatorski nurt w polskim futbolu wymusił na centrali organizowanie co rok walnego zebrania, na którym miała się ona rozliczać z własnej działalności. Pierwsze odbyło się w grudniu 2009 r. i omal nie skończyło się przewrotem - wewnętrzna opozycja była wtedy o włos od przejęcia władzy.
Mocno zapracowana przy organizacji Euro (i przy przejadaniu związkowego budżetu również) ekipa Grzegorza Laty postanowiła ustrzec się w przyszłości podobnych przykrych niespodzianek. Dlatego najbliższy zjazd PZPN przebiegnie według sprawdzonych białoruskich metod.
Nowości jest kilka. Za stołem na podwyższeniu z doskonałym widokiem na całą salę (czyli głosujących) ma zasiąść nie kilkuosobowe prezydium, lecz cały zarząd. 18 par oczu lepiej wszak dojrzy, kiedy i którzy delegaci podnoszą ręce.
Nie będzie wyborów prowadzącego obrady, czyli odpadnie obawa o ewentualne przejęcie kontroli nad zjazdem przez przedstawiciela nieprawomyślnych. Na ubiegłorocznym walnym zgromadzeniu właśnie to był najniebezpieczniejszy punkt - po dwóch remisowych głosowaniach w trzecim człowiek Laty wygrał jednym głosem. Gdyby wodzirejem został wówczas opozycjonista, dziś 10 mln euro dotacji UEFA na budowę nowej siedziby mógłby w PZPN kwitować ktoś zupełnie inny.
Kto w takim razie poprowadzi zjazd w tym roku? Wstępne pomysły są dwa - sekretarz związku Zdzisław Kręcina lub... cały zarząd.
Powoływanie komisji wniosków i uchwał jest tradycją zjazdów. Ale na tym zjeździe PZPN-owska komisja będzie weryfikować wnioski... przed głosowaniem. Których nie podda pod osąd sali?
Chytra związkowa wierchuszka pomyślała nie tylko o zabezpieczeniu się przed szarżami delegatów. Przebiegłe pomysły dotyczą też mediów relacjonujących zjazd. Powstała idea akredytowania wyłącznie największych agencji prasowych i stacji TV. W wersji łaskawszej wpuszczonych zostanie więcej dziennikarzy, ale... do sąsiedniej sali z telebimem. A według pomysłu najłaskawszego prasa, radio i TV obejrzą na własne oczy początek obrad. Będzie to minuta z miss dla fotoreporterów.