Kubica po Montrealu. Bo to złe opony były

W tym sezonie te sześć punktów było najtrudniej zdobyć - powiedział siódmy na mecie w Montrealu Robert Kubica. On i jego zespół popełnili błędy - bodaj po raz pierwszy w tym roku

Jak dotąd w każdym wyścigu Kubica wyciągał ze swojego bolidu wszystkie możliwości, a do tego wykorzystywał błędy rywali. Tym razem nie wyciągnął maksimum z Renaulta i sam popełnił błędy.

Kłopoty Kubicy zaczęły się od sobotnich kwalifikacji, czyli od decyzji, aby użyć w ostatniej serii walki o pole position twardszych opon - na których następnego dnia trzeba wystartować do wyścigu. Tyle że wtedy w Renaulcie sądzono, że to korzystna strategia.

W zamyśle Kubicy i jego inżynierów wytrzymalsze, twardsze opony miały dać przewagę na początku wyścigu, czyli więcej okrążeń i zyskanie przewagi. Polak był przed wyścigiem nastawiony bardzo optymistycznie. Sądził, że jego samochód, bardzo dobrze trzymający się asfaltu na ciasnych skrętach, da mu w Montrealu siłę przebicia niemal taką, jaką miał w Monako. Tam Kubica był trzeci.

Ale jak się później okazało, decyzja o wyborze opon miała konsekwencje takie, jak przewrócenie pierwszej kostki w dominie.

Zamiast chłodu w niedzielę było w Montrealu upalnie, być może z tego powodu opony w samochodzie Kubicy wytrzymały tylko dziewięć kółek. To zaledwie dwa okrążenia więcej niż nietrwałe, miękkie opony zwycięzców - Lewisa Hamiltona, Jensona Buttona z McLarena i Fernando Alonso z Ferrari. W konsekwencji Kubica zamiast dwóch pit-stopów musiał trzy razy zameldować się w garażu na zmianę opon, za każdym razem narzekając na błyskawiczne niszczenie szczególnie tylnych.

Mało tego, gdyby Kubica pojechał w kwalifikacjach na bardziej przyczepnych miękkich oponach, wystartowałby z wyższego miejsca - być może znalazłby się nawet w pierwszej trójce, bo różnice w czołówce były bardzo niewielkie.

Na nietrafną decyzję o oponach nałożył się strata czasu Kubicy na najszybszym okrążeniu w ostatniej serii kwalifikacji. Polak jako jedyny obok Nico Rosberga nie poprawił osiągnięcia z drugiej sesji. Gdyby zrobił to jak inni - mniej więcej o 0,2 s - wyścig potoczyłby się dla niego zupełnie inaczej.

Wreszcie, najprawdopodobniej inżynierowie Renaulta zbyt odważne ustawili samochód pod względem aerodynamicznym. Skrzydła bolidu Kubicy stawiały w Montrealu najmniejszy opór powietrzu spośród wszystkich dotychczasowych wyścigów i najsłabiej dociskały go do asfaltu. Dzięki temu, owszem, na końcu każdej prostej samochód jechał bardzo szybko, ale na zakrętach i szykanach mogło Polakowi zabraknąć przyczepności. Dowodzą tego maksymalne prędkości Witalija Pietrowa (323 km/godz.) i Polaka (321 km/godz.), czyli pierwszy i trzeci wynik w stawce 24 samochodów.

Mimo że Kubica w trakcie wyścigu wiedział, że nie odniesie sukcesu takiego jak w Monako, walczył jak lew. Na koniec, na cztery minuty przed metą, na nowych miękkich oponach, założonych chwilę wcześniej, jadąc bolidem lekkim jak piórko, bo niemal cała benzyna została zużyta, upolował pierwsze w karierze najszybsze okrążenie.

Wcześniej jego pojedynek z siedmiokrotnym mistrzem świata Michaelem Schumacherem - jeden z kilkunastu takich podczas GP Kanady - powtarzano w TV wielokrotnie. Obaj nie odpuszczali, obaj znaleźli się krótko poza torem, przy czym wina leżała po stronie utytułowanego Niemca. Inne starcia Polaka z rywalami - głównie z Heikkim Kovalainenem z Lotusa - znamy tylko z opowiadań Kubicy. Jeszcze inny pojedynek doprowadził do upomnienia kierowcy przez sędziów za zbyt niebezpieczny zjazd do garażu.

Grand Prix zupełnie nie przypominają już wyścigów ciężarnych słonic, jak wyśmiewał się trzykrotny mistrz świata Jackie Stewart po inauguracji sezonu w Bahrajnie. W następnym - ulicznym Grand Prix Europy w Walencji - też wystartują raczej drapieżne zwierzęta wyścigowe. Kubica znów uważa, że charakter toru pomoże wykrzesać z jego renaulta więcej iskier, niż wskazywałaby zimna analiza szans.

Wrócą do przebrzmiałego cacka? Ferrari chce z powrotem KERS ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.