Puchar Niemiec: Druga korona Bayernu

Gdyby ktoś mi powiedział pół roku temu, że zdobędziemy mistrzostwo i Puchar Niemiec, kazałbym mu iść do psychiatry - wyznał po zdobyciu Pucharu Niemiec Franz Beckenbauer. Próba generalna przed finałem Ligi Mistrzów była demonstracją siły monachijczyków.

Beckenbauer, legenda klubu, zwykle jest bardzo sceptyczny i nieskory do pochwał. Zimą był jednym z tych, którzy nie widzieli sensu dalszej współpracy z trenerem Louisem van Gaalem. W sobotę, kiedy Bayern rozgromił Werder 4:0, tak jakby ten był przedsezonowym sparingpartnerem, Beckenbauer wspominał, że aż czuje strach, kiedy widzi grę zespołu z Bawarii.

Uli Hoeness zaryzykował nawet stwierdzenie, że dzisiejszy Bayern jest ekipą mocniejszą niż ta z 2001 r. - ze Stefanem Effenbergiem, Giovanem Elberem, Oliverem Kahnem, Bixente Lizarazu, Mehmetm Schollem.

Teza odważna, ale i nie bezpodstawna. Sobotnia walka o Puchar Niemiec nie była starciem dwóch wielkich, równorzędnych drużyn. Stała się raczej demonstracją siły Bayernu przed sobotnim finałem Ligi Mistrzów z Interem. Monachijczycy z Werderem byli jak grupa żołnierzy, która doszczętnie rozbija mały oddział, by wysłać wyraźny sygnał do większego, że już się zbliża.

Ostatni raz tak wielka przepaść między finalistami Pucharu Niemiec była w 1972 roku, gdy większości piłkarzy Bayernu i Werderu nie było jeszcze na świecie - Schalke wygrało wtedy 5:0 z Kaiserslautern.

Ale wynik 4:0 jest i tak skromny. Bayern tradycyjnie miał tyle okazji, że mógłby nimi rozdzielić przynajmniej kilka spotkań. Obrońcy świetnie współpracowali z pomocnikami, pomocnicy z napastnikami. Wystarczyło, by w barwach monachijczyków znów grał Franck Ribery skoncentrowany na piłce nożnej, a nie problemach osobistych. Francuz ma zostać w klubie, w finale Pucharu Niemiec był obok Arjena Robbena najważniejszą postacią monachijczyków.

Dla Bayernu był to mecz ideał, w którym udawało mu się wszystko. Był świetnie przygotowany taktycznie, płynnie zmieniał tempo akcji, atakował na wiele sposobów. Symbolem były starcia Robbena i Sebastiana Boenischa. Obrońca Werderu robił, co mógł, chwilami próbował walczyć na granicy desperacji i pomagając sobie rękoma, a i tak Holender ogrywał go w niemiłosierny sposób. Im większa była przewaga Bayernu, tym bardziej rosła frustracja piłkarzy Werderu. - Nie byliśmy w stanie nawet na krótko narzucić im naszego stylu. Daleko nam do ich poziomu - wyznał trener Werderu Thomas Schaaf.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.