Euroliga. Asseco Prokom Gdynia w krainie gigantów, czy może konkurować?

W ćwierćfinale Euroligi koszykarze Asseco Prokom Gdynia zagrają najpewniej z Olympiakosem Pireus, który ma około 40 mln euro budżetu. Finansowo mistrzowie Polski z elitą konkurować nie są w stanie.

Szefowie klubu utrzymują, że budżet wynosi 3 mln euro, ale z nieoficjalnych informacji "Gazety" wynika, że rzeczywistej sumie wydatków w tym sezonie bliżej do 6 mln. Prokom chce uchodzić w biednej PLK za klub "skromniejszy", ale zawodnicy z przeszłością w NBA, czartery i znakomita organizacja kosztują.

Nawet 6 mln euro to jednak ułamek tego, czym dysponują europejskie potęgi. Olympiakos, Panathinaikos i Real mają ponad 40 mln, Barcelona, CSKA Moskwa, Maccabi Tel Awiw i Montepaschi Siena do tej sumy dobijają.

Ćwierćfinał Euroligi od pięciu lat zarezerwowany jest dla potęg z najbogatszych lig: hiszpańskiej, rosyjskiej, greckiej i włoskiej. Ósemkę dopełniają mocarze z tradycjami z Izraela, Serbii i Turcji. Francja czy Niemcy, nie mówiąc o jeszcze słabszych koszykarsko krajach, zespołów w elitarnej ósemce nie miały nigdy. Prokom jest wyjątkiem, jego osiągnięcie to absolutna sensacja.

Dlaczego? Bo stosunkowo niewielkie pieniądze wydał mądrze, stawiając na zawodników, którzy w poprzednim sezonie awansowali do Top 16. Bo uniknął kontuzji i wstrząsów, które zepsuły sezon np. broniącemu trofeum Panathinaikosowi - grecki gigant, choć samemu Šarunasowi Jasikieviciusowi płaci 3,5 mln rocznie, nie wszedł nawet do ćwierćfinału.

Prokom nie osiągnął go dzięki gwiazdom formatu Litwina. Młody trener, 39-letni Tomas Pacesas, którego wkład w sukces jest niepodważalny, lubi powtarzać, że zebrał zawodników w silniejszych ligach niechcianych i zarabiających - jak na realia Euroligi - niewiele.

Przeszłość w NBA mają Qyntel Woods, Daniel Ewing, Lorinza Harrington i Ratko Varda, ale żaden z nich nie był tam znaczącą postacią. Drugoplanowi Polacy dzielą się na tych o bardzo wąskiej specjalizacji (Piotr Szczotka, Łukasz Seweryn) i tych, którzy dopiero pukają do reprezentacji (Adam Hrycaniuk, Przemysław Zamojski, Adam Łapeta, Mateusz Kostrzewski). Gwiazdy - Woods i David Logan - w przeciętnej PLK przerastają wszystkich o głowę, a w Eurolidze zajmują odpowiednio drugie i trzecie miejsce na liście najlepszych strzelców.

Czy wkrótce skusi się na nich jakiś potentat?

29-letni Woods, typowany niegdyś na gwiazdę NBA, na europejskim szczycie już grał - z Olympiakosem mógł walczyć o triumf w Eurolidze, ale przyłapano go na paleniu marihuany i rozwiązano z nim kontrakt. W Polsce znalazł przyjemną przystań - zarabia pół miliona euro, w lidze nie musi dawać z siebie co tydzień 100 proc., ale występuje w Eurolidze. Umiejętności ofensywne wciąż ma ogromne - nawet jak na europejską czołówkę - lecz jego wartość zmniejszają chroniczne problemy z przepukliną pleców i zła opinia, na którą zapracował poza boiskiem.

Inaczej jest z 28-letnim Loganem, który od lat ambitnie pnie się w górę i rozwija. Amerykanin wyrobił sobie nawet polski paszport i zagrał na mistrzostwach Europy, bo wie, że to może pomóc w karierze na naszym kontynencie. Logan prawdopodobnie będzie chciał odejść po sezonie do silniejszej ligi, ale jeśli zdecyduje się go zatrudnić drużyna mocniejsza od Prokomu, to raczej nie w roli kluczowego zawodnika.

Niewykluczone, że łatwiej niż zawodników będzie wypromować markę klubu. Prokom jako ćwierćfinalista Euroligi w przyszłym sezonie może stać się atrakcyjniejszym pracodawcą dla zawodników z wyższej półki. Ich pozyskanie zależy jednak przede wszystkim od pieniędzy.

Prokom nie zarabia

- Nawet trochę dokładamy - przyznaje prezes Przemysław Sęczkowski pytany, czy Prokom zarabia na grze w Eurolidze. Z kontraktu telewizyjnego, który organizator rozgrywek zawarł z Canal+, Prokom dostał 80 proc., czyli ok. 130 tys. euro. Za wygrane wyceniane na 7 tys. euro Prokom zebrał 49 tys., czyli mniej więcej miesięczną pensję Woodsa. Za awans do Top 16 lub ćwierćfinału nagród nie ma.

Więcej o:
Copyright © Agora SA