MŚ w Australii. Mai Włoszczowskiej wyprawa po złoto

Trener Mai Włoszczowskiej jest przerażony, wyniki badań jej krwi nie są najlepsze. O czym to świadczy? Dwa tygodnie przed mistrzostwami świata Polka jest w doskonałej formie.

- Jeździ jak szalona, wygląda rewelacyjnie - opowiada trener Andrzej Piątek. - To dobry znak, bo jedziemy do Australii walczyć o mistrzostwo świata. Trzeba jednak strasznie uważać. W kolarstwie, im lepsza forma, tym słabsza odporność. Podczas podróży, przy zmianie klimatu łatwo o infekcję, a Maja ma coraz mniej białych krwinek. Chyba każę jej chodzić w czapce, mówię serio.

- Niech trener nie przesadza - śmieje się Włoszczowska. - Mówił tak pewnie, bo rzeczywiście dobrze spisałam się na jednym z treningów. Ale akurat u mnie to o niczym nie świadczy. Przed niedawnymi mistrzostwami Europy nie byłam w stanie podjechać pod górkę, a sięgnęłam po złoto. W rozgrywanych później zawodach Pucharu Świata w Kanadzie wydawało mi się, że jestem świetna, a byłam dopiero ósma.

Liderka grupy CCC Polkowice, która na igrzyskach w Pekinie wywalczyła srebrny medal, a kilka tygodni temu sięgnęła po mistrzostwo Europy, marzy, by w końcu zdobyć złoto MŚ. W olimpijskiej konkurencji cross country jeszcze jej się to nie udało, choć miała już okazję jeździć w tęczowej koszulce mistrzyni globu w maratonie.

Trasa mistrzostw świata w Canberze jest polskiej ekipie zupełnie nieznana. - Nie przejmuję się tym - opowiada Włoszczowska. - Jeśli jest się dobrze przygotowanym, trasa nie ma znaczenia. Wiemy, że nie jest trudna technicznie, a to już dobra informacja. Oglądaliśmy z trenerem wideo z tamtejszych wyścigów, więc ekstremalnych trudności się nie spodziewamy. Dwukilometrowy podjazd zaraz po starcie jest dla mnie dobrą wiadomością.

Do Australii, gdzie kończy się właśnie zima, reprezentacja Polski wylatuje już jutro. Oprócz Włoszczowskiej w wyścigu elity kobiet pojadą także Magda Sadłecka i Anna Szafraniec. Po złoty medal w wyścigu do lat 23 wybiera się Ola Dawidowicz, dorównać chce jej największa nadzieja polskiego kolarstwa górskiego Paula Gorycka. Trener Piątek do ostatniej chwili wahał się, których zawodników wybrać do wyścigu drużynowego.

- Wylatujemy dość wcześniej, by kilka dni treningowych wykorzystać na aklimatyzację - mówi Włoszczowska. - W podróży, która potrwa kilkanaście godzin, nasi opiekunowie chcą zapewnić nam jak najlepsze warunki, z pewnością nie obędzie się bez melatoniny na sen.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.