El Clasico. Misja dla geniusza

Messi ugruntował opinię kata Realu. W porywającym El Clasico to on był ?Genio do futebol?, a nie Ronaldo, nie Neymar. W Brazylii żal, że ich gwiazdor był jednym z najsłabszych piłkarzy Barcy.

Gdybym z kraju pięciokrotnych mistrzów świata chciał donieść, że największy klasyk naszych czasów był wydarzeniem nr 1 także dla Brazylijczyków, przesadziłbym odrobinę.

W niedzielę na stadionie Santosu Vila Belmiro doszło do hitu mistrzostw Sao Paulo, w których były klub Pelego pokonał Palmeiras 2:1. Mecz obejrzało jednak niewiele ponad 12 tys. ludzi. Mniej więcej w tym samym czasie byłem na Maracanie, gdzie lider mistrzostw stanu Rio de Janeiro Flamengo pokonało czwarte w tabeli Cabofriense 5:3. Oglądając grad goli na tak wielkim i legendarnym obiekcie, gdy dookoła siedzi zaledwie 6 tys. widzów, człowiek czuje się jak na bezludnej wyspie. W czasach świetności Zico - w latach 70. i 80. - bywało, że kibice jego Flamengo wypełniali Maracanę po brzegi, i to przed zmniejszeniem pojemności ze 150 tys. miejsc do 95 tys. Dziś stadion szykowany na mundial ma tylko 78 tys. krzesełek.

Maracana malała tak jak rozgrywki w lidze brazylijskiej, choć ich prestiż wciąż jest wysoki (nr 5 w rankingu FIFA). Najlepsi brazylijscy gracze zbiegli do Europy i o ile kiedyś Brazylijczycy mogli zazdrościć Europejczykom wszystkiego poza futbolem, dziś doczekali czasów, że produktem z lepszego świata lub z wyższej półki jest także piłka nożna. Taka jak niedzielne El Clasico na Santiago Bernabéu.

"Genio do futebol" - tytułu z dziennika "Lance" nie wymaga tłumaczenia. Artykuł zdobi wielkie zdjęcie gracza z numerem 10 na koszulce Barcelony. Niestety dla Brazylijczyków nie jest nim Neymar, jak wiadomo ich rodak dostał w Barcy numer 11. I niestety był jednym z najsłabszych aktorów porywającego wieczoru na Santiago Bernabeu. Gazety brazylijskie piszą, że lider ich drużyny narodowej, z którą wiążą wielkie nadzieje przed mundialem, musi dokonać na Camp Nou swojej piłkarskiej "redefinicji". Jak wiadomo, rywalizacja brazylijsko-argentyńska na polu futbolowym jest zaciekła nawet bardziej niż w innych dziedzinach. W wyścigu gospodarczym dwóch największych potęg latynoamerykańskich zdecydowaną przewagę osiągnęli ostatnio Brazylijczycy. Tym mniej przyjemnie im podkreślać, że w futbolu nr. 1 naszych czasów jest właśnie Argentyńczyk.

Messi był na Santiago Bernabéu co najmniej w trzech osobach. Asystował Inieście przy golu na 1:0, posyłając piłkę tak dokładnie, że nie można jej było zatrzymać, zanim trafiła pod nogi wbiegającego w pole karne kolegi z drużyny. Leo miał też kolejne genialne zagranie do Neymara przy stanie 3:2, które odwróciło ostatecznie losy rywalizacji w stolicy Hiszpanii. Prawdopodobnie Brazylijczyk, ruszając do piłki po podaniu Messiego, był na spalonym, ale sędzia boczny tego nie zauważył. Neymar wbiegł więc przed Sergio Ramosa i za chwilę padł jak trafiony piorunem. Arbiter Undiano Mallenco podyktował karnego i wyrzucił Ramosa z boiska. Po chwili było 3:3, bo Messi pokonał Diego Lopeza z 11 metrów, a grająca w przewadze Barca zaczęła totalnie dominować na boisku. W 82. min w polu karnym przewrócił się Iniesta, po próbie slalomu między Carvajalem i Xabim Alonso. Sędzia wskazał na 11. metr jeszcze raz, a Messi ponownie nie dał szans bramkarzowi Realu. Po tym wszystkim "Królewscy" nie byli już zdolni do reakcji.

Najbardziej symboliczna scena tego niezwykłego meczu nastąpiła po bramce Messiego na 2:2. Cesc Fabregas i Pepe starli się jak walczące koguty, do przepychanki włączyli się inni gracze obu drużyn, tymczasem Messi złapał piłkę, włożył ją pod pachę i, jakby cała kłótnia w ogóle go nie dotyczyła, zaniósł na środek boiska. Argentyńczyk nie chciał tracić ani chwili, grał o zwycięstwo. Awantury, prowokacje czy wyzwiska (w pewnej chwili Busquets nadepnął na twarz leżącego Pepe) były według niego kompletnie nie na miejscu. Barca przybyła na Santiago Bernabéu wygrać. Remis, choć byłby wynikiem honorowym, skazywałby raczej Katalończyków na stratę mistrzostwa.

Argentyńczyk nie miał zamiaru do tego dopuścić i nie dopuścił. Jego trzy gole przerwały serię 31 meczów bez porażki Realu Madryt. Poprzednio "Królewscy" przegrali też z Barcą, tyle że na Camp Nou w październiku. Potem byli coraz mocniejsi, tak że do rewanżu przystępowali z pozycji lidera i faworyta. Barca słabła: w tym roku przegrała w Bilbao, San Sebastian i Valladolid. Ale mecz na Santiago Bernabeu obudził chęć do walki raz jeszcze.

Trudno pominąć w tym meczu temat sędziowania. Cristiano Ronaldo powiedział, że Undiano Mallenco był 12. zawodnikiem Barcy. Sergio Ramos modli się, by ten arbiter omijał Madryt szerokim łukiem już do końca sezonu. Choć sędzia mylił się w obie strony, "Królewscy" uważają, że władze hiszpańskiej piłki chciały pomóc gościom w zwycięstwie, by liga była pasjonująca do końca. I będzie. Atlético i Real mają 70 pkt, Barcelona 69. Drużyna Carlo Ancelottiego wciąż jest faworytem do tytułu, ale jej kibiców martwi fakt, że z 12 pkt możliwych do zdobycia na bezpośrednich rywalach w walce o mistrzostwo zdobyła jeden: z Atlético na Vicente Calderon. Z Barceloną przegrała oba spotkania.

Bez względu na zastrzeżenia dotyczące arbitra media brazylijskie, hiszpańskie, a nawet madryckie nie mają wątpliwości, że w niedzielę wygrała drużyna lepsza. Może nie lepsza w ogóle, ale tego dnia. Lepsza o włos, o tę wartość dodaną drzemiącą w nogach, głowie i sercu małego Argentyńczyka.

Messi usunął w cień Ronaldo, rozprawił się też z innymi wielkimi legendami "Królewskich" - Hugo Sanchezem i Alfredo di Stefano. Po hat tricku na Bernabeu ma już więcej bramek w lidze hiszpańskiej niż Meksykanin, a także najwięcej goli wbitych w Gran Derbi. Po słabym ubiegłym roku Argentyńczyk stracił Złotą Piłkę na korzyść Ronaldo, ale w niedzielę cały świat znów zobaczył Messiego u szczytu możliwości. Brazylijczycy boją się, żeby tak samo nie było na zbliżającym się mundialu w ich ojczyźnie. "Jeden solista nie tworzy orkiestry" - mawiają, ale widać, że szacunek dla Leo mają ogromny. Tu każdy kocha piłkę, a więc geniusz i klasę stawia ponad uprzedzenia. f

Hat-trick strzelony w Madrycie w niedzielę oznacza, że Lionel Messi w El Clasico zdobył już dla Barcelony 21 bramek, o trzy więcej niż poprzedni rekordzista Alfredo Di Stéfano z Realu

Więcej o:
Copyright © Agora SA