Tenis. Pracowite wakacje Radwańskiej?

W listopadzie i grudniu w Azji mogą powstać nowe rozgrywki tenisowe - lukratywna liga z udziałem gwiazd. Wśród zaproszonych są m.in. Rafael Nadal i Agnieszka Radwańska. Pomysł jest kontrowersyjny, ale pieniądze bardzo kuszące

Według brytyjskiego "Daily Telegraph" liga miałaby się składać z pięciu zespołów rozgrywających mecze w azjatyckich metropoliach: Hongkongu, Bombaju, Singapurze, Bangkoku i Kuala Lumpur.

W każdej drużynie grałoby po 6-8 tenisistów i tenisistek, wśród nich aktywni gracze, ale też gwiazdy sprzed lat, jak np. John McEnroe. Minimalny budżet zespołów wynosiłby 4 mln dolarów, górnego pułapu nie określono. Mecze rozgrywano by między końcem listopada i grudnia, czyli po sezonie ATP i WTA, w myśl zasady - każdy z każdym, raz u siebie, raz na wyjeździe. Żeby nie nadwyrężać zdrowia zawodników, pojedyncze spotkania kończyłyby się po jednym secie.

"Telegraph" twierdzi, że na występ w lidze zdecydował się już Rafael Nadal. Lider męskiego rankingu ATP miałby wystąpić w trzech meczach (z ośmiu) i dostać specjalną gażę - 1 mln dol. za wieczór. Zgodę dali też ponoć Stanislas Wawrinka, Tomasz Berdych, Richard Gasquet, Viktoria Azarenka, Karolina Woźniacka i Agnieszka Radwańska, choć nikt oficjalnie tego nie potwierdza, bo rozmowy trwają. Ostatnia runda negocjacji oraz podział gwiazd między poszczególnymi miastami ma odbyć się w weekend.

"Wciąż nie wiadomo, czy projekt w ogóle wypali. Menedżerowie gwiazd, organizatorzy, sponsorzy i telewizje od kilku dni są na gorącej linii. Trwa przeliczanie dolarów, spinanie budżetów. Prowadzone są zakulisowe rozmowy z zawodnikami" - pisze "Telegraph". - Pomysł nam się podoba. Agnieszka jest w projekcie, ale na razie warunkowo, czekamy na podział zawodników między zespołami, na konkretne kwoty w budżetach, wciąż mało wiemy - mówi "Gazecie Wyborczej" Stuart Duguid, menedżer Radwańskiej.

Inicjatorem powstania International Premier Tennis League - to oficjalna nazwa - jest 40-letni Mahesh Bhupathi, świetny hinduski deblista, zwycięzca czterech turniejów wielkoszlemowych. Równolegle do kariery sportowej Bhupathi od lat prowadzi przebojowy biznes menedżerski. Dba o interesy największych gwiazd hinduskiego sportu - tenisistów, krykiecistów, ale też aktorów z Bollywood. Jego firma Globosport obraca milionami dolarów, organizuje imprezy sportowe, a w 2013 r. podpisała kontrakt menedżerski z Andym Murrayem, tuż przed wygraniem przez niego Wimbledonu.

Ligi tenisowe to nie nowość. Radwańska od kilku lat jeździ w grudniu na parę dni do Czech i gra dla klubu z Prostejova, zarabiając kilkadziesiąt tysięcy euro kieszonkowego, a przy okazji zaliczając trochę intensywniejszych sparingów przed wylotem do Australii. W USA popularne są rozgrywki World Team Tennis, gdzie rywalizują m.in. Boston Lobsters, Philadelphia Freedoms i Washington Kastles. Od czasu do czasu w lidze gra Serena Williams czy bracia Bob i Mike Bryanowie, najlepsi debliści świata.

Pomysł Bhuphatiego różni się od obecnych skalą. Pieniądze mają być gigantyczne, gwiazdy największe, trybuny pełne, a słupki oglądalności w azjatyckich telewizjach mają przebić sufit. Wiele wskazuje, że może mu się udać. Tenis wciąż finansowo rośnie. Sponsorzy postrzegają go jako doskonały nośnik reklamowy. Przed rokiem Wielkie Szlemy podniosły pulę nagród o 40 proc. Roger Federer zarabia już rocznie 70 mln dol. - ze sponsoringu, a Rafael Nadal za chwilę przebije 50 mln dol. W kalendarzu WTA i ATP nie ma już miejsca na nowe imprezy, ale najlepsi tenisiści wciąż mają trochę czasu do sprzedania. Za tydzień pokazowych występów w Ameryce Południowej w listopadzie zeszłego roku Nadal zarobił 10 mln dol., czyli 70 proc. kwoty, którą dostał z nagród w oficjalnych turniejach ATP.

Wybór Azji też nie jest przypadkowy. To wciąż najbardziej nienasycony sportem rynek, który jak gąbka chłonie wszystko - od tenisowych pokazówek, przez wyścigi samochodowe, fruwających pod sufitem hal motocyklistów, po tournée piłkarzy Barcelony. Tenis pcha się do Azji, jak tylko może, federacja WTA przeniosła niedawno do Singapuru swoje coroczne finały. Zwabiło ją 75 mln dol. za pięcioletni kontrakt. Bhupathi po prostu próbuje wbić się w trend.

Dziennikarze znający tenisowy światek mówią, że pomysł jest kontrowersyjny, ale może się przyjąć. Kontrowersyjny, bo gwiazdy usłyszą zarzut hipokryzji. Przed chwilą narzekały - Nadal chyba najgłośniej - że sezon jest długi, że wszystko je boli, a za moment wyjdą na kort w środku wakacji, by dalej machać rakietą. Ale nikt nie będzie protestował, nawet federacje WTA i ATP, dla których liga byłaby konkurencją (nie w sensie kalendarza, ale marketingu i wizerunku). Nikt nie zamachnie się bowiem na największą świętość zawodowego tenisa - możliwość zarobienia paru dolarów więcej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.