Egzorcyzmy na futbolowych trybunach?

Na rozgrywanym pod koniec marca w Gdyni międzypaństwowym meczu rugby Polska - Ukraina odpalono na trybunach kilkadziesiąt rac. Tak jak na każdym spotkaniu kadry. Widzowie bili brawo, zdjęcia z pirotechnicznego pokazu obiegły branżowe strony internetowe, w portalach były równie chętnie komentowane jak zagrania samych rugbistów. Policja nie interweniowała, bo jej nie było, ochroniarze oglądali nie trybuny, lecz mecz. Podejrzewam, że wojewoda pomorski Ryszard Stachurski nawet nie pomyślał, by zamknąć stadion. A był na trybunach m.in. były marszałek województwa pomorskiego z PO, szefujący polskiemu rugby poseł europarlamentu Jan Kozłowski.

Na widowni największego i najgorętszego siatkarskiego obiektu w PlusLidze - rzeszowskiej hali Podpromie - także siadają politycy. Oklaskują rzeszowskich kibiców, którzy stawiani są za wzór dopingu. Najbardziej podoba się zakrywająca trybunę gigantyczna sektorówka z hasłem "I love Resovia". Co prawda nikt spod niej rac nie odpalił, ale i tak wojewoda podkarpacka Małgorzata Chomycz-Śmigielska mogłaby wnioskować o usunięcie flagi, bo nie widać pod nią absolutnie nic.

W bełchatowskiej hali urządzali kiedyś pokazy zimnych ogni, wojewoda łódzka Jolanta Chełmińska nie zareagowała. Nikt się niedozwoloną oprawą nie zajął i skargi nie złożył.

I ja nie składam donosu na wyżej wymienionych, obie dyscypliny bardzo lubię, a na tamtejszych obiektach czuję się bezpiecznie. Niespecjalnie też bawią mnie pirotechniczne pokazy na piłkarskich stadionach, ale zastanawiam się, czemu wiadomością poranka po finałowym rewanżu Pucharu Polski Legii ze Śląskiem były wracające jak bumerang dywagacje, czy wojewoda mazowiecki zamknie stadion czy tylko część trybun, a może wyłączy sektor dla kibiców gości. Wszystko po meczu, na którym kibice zaprezentowali świetnie przygotowaną i kosztowną oprawę. Było to widowisko, które porywało bardziej niż słaby mecz.

Fakt, chuligani w klubowych barwach Śląska odpalali i rzucali na boisko race, ale czemu sankcje mają dotknąć kibiców z innych trybun stadionu przy Łazienkowskiej czy wręcz fanów Lecha Poznań, którzy mogą decyzją wojewody dostać zakaz wstępu, jeśli ten zamknie sektor dla gości?

Jednym z zadań szefującego Legii Bogusława Leśnodorskiego jest zapełnienie stadionu, tak by największy klub piłkarski nie miał deficytu. I widzę, że z każdym meczem na Łazienkowskiej jest coraz więcej ludzi. Bluzgów zaś jest coraz mniej i choć zdarzają się odpalone z "Żylety" race, to żadna nie pofrunęła tej wiosny na boisko.

Twarde prawo, ale prawo. Jeśli tak, niech nie tylko wojewoda mazowiecki działa tak skrupulatnie. Niech równie dotkliwie dla klubów postępują na Pomorzu, Podkarpaciu czy w innych miejscach w Polsce. Niezależnie od tego, czy chodzi o piłkę nożną, siatkówkę, rugby czy szachy.

Jestem za tym, by na stadionach piłkarskich było bezpieczne, by postępowano na nich w zgodzie z prawem. Wydaje mi się jednak, że tropienie zła na futbolowych trybunach coraz bardziej zbliża się do kolejnej narodowej paranoi.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.