LM. Real znów drapieżny, Borussia wstrząśnięta

Gdyby prognozy opierać na jesiennych przebojach Ligi Mistrzów, dortmundczyków można by wręcz uznać za faworytów półfinału z Madrytem. Ale tamten Real już nie istnieje. Mecz Borussia - Real w środę, relacja Z Czuba i na żywo o 20.45.

Relacje na żywo w twoim smartfonie. Pobierz aplikację Sport.pl LIVE ?

Kto sądzi, że wzbudzone przez Borussię patriotyczne wzmożenie polskich kibiców już dawno przekroczyło zdrowy rozsądek, ten na wszelki wypadek nie powinien nawet wyobrażać sobie amoku, jaki ogarnąłby tłum po jej ewentualnym awansie do finału.

Owszem, nasi ludzie już tam gwiazdorzyli, Józef Młynarczyk, Zbigniew Boniek i niezapomnianie roztańczony przed rzutami karnymi Jerzy Dudek podnosili nawet trofeum. Ani FC Porto, ani Juventus, ani Liverpool nie były jednak aż tak naznaczone biało-czerwonymi akcentami, jak drużyna Lewandowskiego, Błaszczykowskiego i Piszczka.

Gdyby sporządzić ranking klubów z największą liczbą ligowych goli strzelanych przez Polaków, to z dortmundczykami nie mieliby szans nawet przedstawiciele tzw. ekstraklasy. Dla Śląska Wrocław rodzimi gracze zdobyli w tym sezonie 30 bramek, dla Legii i Polonii - po 25, dla Górnika - 23. Dla Borussii - 35. A gdyby rozciągnąć statystyki na europejskie puchary, przewaga wicelidera Bundesligi byłaby jeszcze większa. Przecież Niemcy wyszukują rekordów w snajperskich seriach Lewandowskiego niemal z pasją Hiszpanów, którzy żonglują statystykami, jeśli wolno nieco przesadzić, Messiego czy Ronaldo...

Nadwiślańska sława Borussii rosła i rosła, aż stała się - sądząc po rozbuchaniu gazetowych nagłówków, rozżarzeniu internetowych dyskusji, nasileniu decybeli u telewizyjnych komentatorów - substytutem reprezentacji kraju. Substytutem uśmierzającym frustrację kibica polskiego, czyli stan ducha dla niego nie tyle typowy, ile wręcz przyrodzony. I substytutem o tak intensywnym działaniu, że niekiedy uniemożliwiającym dostrzeżenie, iż np. niemiecki tercet Hummels-Reus-Götze przyćmiewa międzynarodową renomą polski.

Czy kulminacja nastąpi 25 maja? Z okazji finału Wembley przeżyje najazd Polaków, którzy niekoniecznie muszą się nawet zlatywać znad Wisły, skoro na Wyspach stanowią najliczniejszą grupę imigrantów po Hindusach? Znów nasłuchamy się, że po 40 latach nasi spróbują podbić londyński stadion jeszcze raz?

Jeśli zerknąć na suche wyniki z jesieni, to Borussia powinna śmiało iść po swoje. W rundzie grupowej u siebie Real pokonała, w Madrycie rywale ocalili remis na sekundy przed końcem. Jeśli jednak wytężymy pamięć i zlustrujemy wszystkie okoliczności, to stanie się jasne, że z tamtych meczów nie wolno wyciągać żadnych kategorycznych wniosków.

Real wpadł wówczas w dołek najgłębszy w minionych kilkunastu miesiącach. Poszarpaną kontuzjami defensywę José Mourinho na każdy mecz zszywał inaczej, na jej lewą flankę musiał w Dortmundzie wepchnąć defensywnego pomocnika Michaela Essiena, Raphaël Varane nie miał jeszcze władczych ruchów obrońcy obwołanego przyszłością futbolu.

No i po 20 minutach dwumeczu z Borussią z boiska wykuśtykał Sami Khedira, nadający Realowi zwierzęcą siłę tam, gdzie lubią pohasać sobie Mario Götze i Marco Reus. Zastąpił go wówczas Luka Modrić, jeszcze biedzący się z aklimatyzacją, i wypadł beznadziejnie. Zwłaszcza na madryckim Santiago Bernabéu miotał się jak obce ciałko, wrzucone w środowisko zbyt wrogie, by mogło marzyć o przetrwaniu.

Atmosfera w ogóle stawała się coraz bardziej toksyczna, przybywało powodów, by podejrzewać, że Mourinho zostanie wygnany i poniesie pierwszą w karierze klęskę.

Kryzys jednak minął. Real odzyskał wściekłą drapieżność i jednoczącą świadomość doniosłości celu - dziesiątego w historii klubu Pucharu Europy. A portugalski trener mógł sobie pozwolić nawet na bluźnierstwo, czyli osadzenie "świętego" Ikera Casillasa w rezerwie - najpierw incydentalne, a potem, po wyleczeniu przezeń urazu, dłuższe. Mourinho znów jest panem i władcą.

Madryt odzyskał równowagę, dortmundczycy dostali wczoraj w zęby. Potwornie mocno. "Bild" poinformował, a Borussia musiała zaraz potem potwierdzić, że Bayern za 37 mln euro wykupi po sezonie Götzego, jej cudowne dziecko - 20-letniego wychowanka, który uchodzi za najwspanialszy talent niemieckiego futbolu.

Szefowie klubu natychmiast zaapelowali, by fani - rozjuszeni, nie ma wątpliwości - nie zatruli Götzemu życia podczas supermeczu z Realem. A my znów przekonaliśmy się, jak bezwzględnie rozprawia się z krajowymi rywalami Bayern. Czy monachijczycy nie mogliby zrobić więcej dla utrzymania medialnego hitu w tajemnicy, gdyby marzyli o wewnątrzniemieckim finale Ligi Mistrzów?

Nie wiadomo, czy wstrząs Borussii zaszkodzi, nie ma za to wątpliwości, że faworytem dwumeczu jest Real, dla wielu bukmacherów główny kandydat do wzięcia trofeum. Jeśli uważnie pooglądać obie jedenastki, to wyraźną przewagę dortmundczykom trzeba by przyznać tylko na środku ataku. Tam, gdzie grasuje Lewandowski.

Raphael Varane, ? czyli 19-letni doktor weteran

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.