Nauka w służbie sportu

To nie sportowcy - jak Justyna Kowalczyk lub Marit Bjorgen - są nadludźmi osiągającymi niebotyczne dla zwykłego człowieka wyniki. Z punktu widzenia medycyny, ewolucji, genetyki oni są normalni. To my, kanapowcy, jesteśmy dziwakami

Organizm ludzki jest stworzony do wysiłku fizycznego. Ba, jest na niego zaprogramowany. Gdy patrzymy na to z punktu widzenia kanapowca, który co najwyżej podbiegnie trochę do autobusu, ale głównie siedzi przed komputerem i telewizorem, wydaje się to dziwne. Przecież, gdybyśmy mieli "zapisany w genach" wysiłek, to każdy byłby Usainem Boltem lub Michaelem Phelpsem. Jednak cała współczesna medycyna sportu od kilkunastu lat właśnie temu poświęca swoją uwagę. Do niedawna wiele badań nad fizjologią sportowców wykonywało się przy założeniu, że oni są inni niż reszta populacji.

- Błąd. To nie sportowcy uznawani za wybitnych są wyjątkowi, lecz zwykli ludzie. Dlatego w badaniach to sportowcy powinni stanowić punkt odniesienia, a nie odwrotnie - mówi dr n. med. Hubert Krysztofiak, dyrektor Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej.

To, co dziś wydaje nam się zwyczajne, wzięło się ze zmiany stylu życia, jaka nastąpiła w ciągu zaledwie ostatnich 100, 200 lat. A wcześniej? Było 50 tys. lat ewolucji, kiedy ludzki organizm rozwijał się pod dyktando wysiłku. Człowiek stale był w ruchu. Walczył, uciekał, zdobywał coś do jedzenia, znaczy polował, budował dom, pracował fizycznie, zajmował się codziennymi obowiązkami. Siedział raczej rzadko.

Dlatego nasze ciało jest przystosowane do tego, żeby w odpowiednim momencie "odpalić". Potrzeba tylko trochę treningu i motor zaskoczy. Co się wtedy z nami dzieje?

Więcej tlenu!

- Następuje tzw. adaptacja do zwiększonego wysiłku. Cały organizm zaczyna przestawiać się na inną pracę. Najważniejsze są dwie zmiany: w układzie krwionośnym i mięśniowym - mówi dr Krysztofiak.

Gdy mięśnie i naczynia krwionośne zaczynają lepiej pracować, my odczuwamy to jako postęp w treningu - biegniemy dalej, później odczuwamy zmęczenie itd.

Najczęściej skupiamy się na adaptacji aerobowej (tlenowej) potrzebnej szczególnie w sportach wytrzymałościowych, takich jak bieganie, narciarstwo, pływanie, kolarstwo. Kiedy zaczynamy treningi, już po kilku tygodniach (a nawet dniach) zachodzą zmiany na poziomie komórkowym. Chodzi o to, żeby energia potrzebna do wysiłku była wykorzystywana sprawniej, ale także, by więcej jej pochodziło z przemian tlenowych niż beztlenowych. Takie beztlenowe przemiany są mniej wydajne, w konsekwencji powodują szybsze zmęczenie.

Jak organizm to pokonuje? - Po pierwsze, w komórkach przybywa mitochondriów, czyli maleńkich struktur, które pełnią funkcję minifabryczek produkujących energię. Po drugie, zwiększa się ilość naczyń krwionośnych w mięśniach, przez co stają się one lepiej ukrwione - tłumaczy dr Krysztofiak.

Idealna obsługa

Nie oznacza to przyrostu masy mięśniowej. Sportowcom wytrzymałościowym wcale na tym nie zależy. Wielkie mięśnie są dodatkowym ciężarem do noszenia, spalają więcej energii.

Każda dyscyplina ma opracowany własny model treningów. Na przykład skoczkowie narciarscy muszą mieć silne, ale nie duże mięśnie. Oni potrzebują mocy, by w krótkim czasie zmusić je do "wystrzału". To jest to, co Adam Małysz nazywał dynamitem w nogach. Oprócz predyspozycji genetycznych czy fizjologicznych można to wytrenować.

W przypadku biegaczy chodzi z kolei nie tyle o zwiększenie masy mięśniowej, ile o wyregulowanie procesów komórkowych. Mówiąc kolokwialnie, wszystko musi chodzić u nich jak w zegarku. Można to porównać do sprawnej obsługi na ważnej imprezie. Goście bawią się, tańczą, bałaganią, jedzą, a ktoś im dostarcza na czas to, czego potrzebują, i niepostrzeżenie po nich sprząta.

- Jak ważna jest ta "idealna obsługa", widać dziś dobrze po sportowcach. Usain Bolt, Szymon Kołecki czy Adrian Zieliński nie są napakowanymi byczkami (choć na pewno mają pewien przerost mięśni). Są dobrze zbudowani, ale szczupli. Dlatego osiągają lub osiągali sukcesy - tłumaczy dr Krysztofiak.

Gdy świat staje w miejscu

Trenując, poprawiamy też tzw. sprawność nerwowo-ruchową. Mięśnie dzielą się na pojedyncze jednostki motoryczne - włókna nerwowe połączone z grupą mięśni. Zwykły człowiek będący w normalnym ruchu wykorzystuje tylko część z nich. Inne odpoczywają. Trenując, angażujemy większą liczbę takich jednostek. Przy ekstremalnym wysiłku niemal 100 proc. z nich pracuje.

Organizm osoby wyćwiczonej lepiej zarządza tą zmianową pracą. Czy sportowcy wiedzą, jak tym sterować?

Słyszy się opowieści, co czują biegacze długodystansowi podczas biegu. Że w pewnym momencie odczuwają pewną fazę plateau biegu, świat wokół nich staje się jakby nierealny lub że nagle czują, jakby zderzyli się ze ścianą (stają niemal w miejscu). Ciało informuje ich w ten sposób o zmianach zachodzących na poziomie komórkowym. Podobno niektórzy wiedzą wtedy, co zrobić, by uruchomić dodatkowe rezerwy energetyczne. Fizjolodzy tego nie lekceważą, choć uważają, że mimo iż zawodnicy czują, co się z nimi dzieje, nie mogą tego kontrolować. Jednak wciąż bada się takie zjawiska pozostające naukową zagadką. Chodzi bowiem o to, żeby rzeczywiście nauczyć się, jak regulować pracę jednostek motorycznych.

Dar od Boga czy silna osobowość?

Czy by wygrywać morderczy bieg narciarski taki jak sobotni Polki i Norweżki w La Clusaz, trzeba jednak urodzić się z genetycznymi i fizjologicznymi predyspozycjami do bycia niezniszczalnym?

- Na pewno odgrywają one dużą rolę - uważa dr Krysztofiak.

Trzeba mieć także pewien dar od Boga, czyli, np. idealną budowę ciała i motorykę ruchu. Takimi fenomenami są Bolt czy Phelps - już na starcie dostają bonus od natury w postaci lepszej niż inni mechaniki ciała.

- Czasami wystarczy posłuchać, jak ktoś biega na bieżni. Widziałem, jak ćwiczy w ośrodku jeden młody człowiek, szczupły, zgrabny. Mimo to robi taki hałas, biegając, tupie jak stado słoni. A przychodzi inny chłopak, zdecydowanie większy, wręcz gruby, i biegnie - pach, pach, pach - tak cicho, że wcale go nie słyszę - opowiada dr Krysztofiak.

I dodaje: - Jednak w przypadku sportowców takich jak Justyna Kowalczyk najważniejsze są psychika i motywacja - działanie w systemie zero-jedynkowym, "wszystko albo nic". Jak od początku założę sobie, że czasem mogę trening odpuścić, to jestem na przegranej pozycji. Mało kto z nas zdaje sobie sprawę, czym dla takich ludzi jest trening. Myślimy, że przebierają się w dresik i kilka godzin ćwiczą czy biegają. Tu cały dzień jest treningiem lub jest mu podporządkowany. Już poranny prysznic wchodzi w skład tego łańcuszka, a potem: co i kiedy sportowiec je, co i kiedy pije, kiedy i jak ćwiczy, kiedy śpi, kiedy odpoczywa, jak długo itd., itd. Trzeba mieć wybitną psychikę, aby wytrzymać taki reżim. Dlatego Justyna to zjawisko.

Ale każdy może przypomnieć swojemu ciału, że zostało stworzone do wysiłku. A ono szybko nam się zrewanżuje lepszą pracą narządów i umysłu. Badania dowodzą, że jak ćwiczysz, sprawniej myślisz.

Copyright © Agora SA