Primera Division. Pusta bramka Barcy

Biorąc pod uwagę transferową skuteczność ekipy z Camp Nou, to odejście Victora Valdésa wywoła mnóstwo problemów. Na razie wywołało wściekłość katalońskich gazet

- On wygrał dla nas więcej meczów niż ja - mówił niedawno Leo Messi. Pepowi Guardioli zdarzyło się powiedzieć, że jego zespół składa się z Valdésa i dziesięciu innych piłkarzy. Gdyby jednak najnowszą historię Barcelony pisali eksperci i gazety, okazałoby się, że nie ma innego jej piłkarza, którego klasę tak często by podważano. Barcelona to wślizgi Puyola, krótkie podania Xaviego, dryblingi Iniesty, gole Messiego. Każdego wychwalano pod niebiosa, a w Valdésa - jak on sam mówi - "zawsze wątpiono".

Nigdy nie został wybrany do jedenastki sezonu Ligi Mistrzów, nigdy nie wymieniano go wśród najlepszych golkiperów na świecie. Co z tego, że pięć razy dostał nagrodę dla najlepszego bramkarza La Liga (Iker Casillas - tylko raz), skoro w reprezentacji jest tylko rezerwowym rezerwowego José Reiny?

Gdy jednak ogłosił, że nie przedłuży wygasającego w 2014 r. kontraktu, katalońska prasa wpadła w szał. "El Mundo Deportivo" pisał o zdradzie, "Sport" nazwał wychowanka klubu "niewdzięcznym człowiekiem bez zasad, który odchodzi dla szmalu". Ten ostatni zarzut odrzucili koledzy i trener Tito Vilanova. Valdés powiedział swojemu agentowi, że nie przedłuży umowy, jeszcze zanim Barcelona złożyła ofertę. W żadnym momencie obie strony nie rozmawiały o pieniądzach. Bramkarz tłumaczy, że chce poznać inne kultury, zobaczyć, jak gra się w piłkę poza Camp Nou.

Jego decyzja przyspieszyła operację, którą szefowie woleliby odkładać w nieskończoność i której boją się w każdym wielkim klubie. Wymiana bramkarza zatrzęsła już niejedną potęgą.

W bramce Manchesteru United wielka dziura straszyła po odejściu Petera Schmeichela. Dopiero sześć lat później zasłonił ją Edwin van der Sar. Bayer Monachium następcy Olivera Kahna szukał trzy lata, aż zapłacił 22 mln euro za Manuela Neuera. Barcelona przez dziewięć lat starała się wstawić między słupki kogoś dorównującego klasą Andoniemu Zubizarrecie. Zanim wstawiła Valdésa, sprowadziła siedmiu bramkarzy, przetestowała też dwóch wychowanków.

Teraz również powinna się spodziewać problemów, bo w ostatnich latach sprowadzając piłkarzy, często się myliła. Najbardziej spektakularnym przykładem jest 14 mln euro wydane na Keirrisona, który nie zagrał w Barcelonie ani jednego meczu, nie poradził sobie na wypożyczeniach w lidze portugalskiej i włoskiej, a dziś nie radzi sobie także w brazylijskiej. Trudność sprawia też specyfika Barcelony - nie ma wątpliwości, że Zlatan Ibrahimović i Aleksander Hleb to świetni piłkarze, ale na Camp Nou pierwszy nie pasował charakterem, a drugi - stylem gry. - Nie chodzi tylko o to, by nowy bramkarz bronił strzały. Musi także świetnie grać nogami. Mamy półtora roku i skautów w każdym zakątku świata. Znajdziemy następcę - mówił Vilanova.

Katalońskie gazety kandydatów szukają po omacku, wymieniają niemal każdego młodego i cenionego bramkarza, od 21-letniego Marca-André ter Stegena z Borussii Mönchengladbach, przez jego rówieśnika Thibauta Courtois wypożyczonego z Chelsea do Atletico Madryt, po 26-letniego Vicenta Guaitę z Valencii (Wojciecha Szczęsnego z Arsenalu jeszcze nie zauważyły). Faworytem jest ponoć 22-letni David de Gea z Manchesteru United, ale trudno uwierzyć, by Alex Ferguson go oddał, bo miałby ten sam problem, z którym zmaga się Barcelona.

W ostatnich latach często rozwiązanie kłopotów trener znajdował w La Masii, ale tym razem to mało prawdopodobne. Bramkarze rezerw Oier Olazábal i Jordi Masip mają - odpowiednio - 23 i 24 lata, są niespecjalnie utalentowani, a golkiper, po którym trenerzy spodziewają się najwięcej, jest za młody, by wejść do bramki zespołu mierzącego w Puchar Europy. 18-letni Joseph Fabrice Ondoa Ebogo został sprowadzony do Europy przez fundację byłego napastnika Barcy Samuela Eto'o. Kameruńczyka na treningi pierwszego zespołu zapraszał już Guardiola, ponoć to specjalista od rzutów karnych.

Pierwszy raz Barcelony

- Wszystkim się wydaje, że łatwo wygrywamy, a wcale tak nie jest. To, że w końcu przegramy, było nieuchronne - mówił trener Tito Vilanova po porażce z Sociedad 2:3. Barcelona zaczęła ligę najlepiej w historii, z pierwszych 19 meczów wygrała 18 i jeden zremisowała. W sobotę przegrała z dziesiątym zespołem ligi, choć prowadziła już 2:0. Gdy w 56. minucie czerwoną kartkę dostał stoper Gerard Piqué, było już tylko 2:1. W czwartek Barcelona gra rewanż 1/8 finału Pucharu Hiszpanii z Malagą. Na Camp Nou był remis 2:2.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.