Radwańska: Ufff, jak gorąco

- Too hot - wzdychała po zejściu z kortu w Sydney. Wojciech Fibak zastanawia się, czy nie gra za dużo przed Australian Open

Agnieszka Radwańska (WTA 4) trafiła we wtorek na czołówki australijskich wiadomości sportowych. Odważyła się skrytykować organizatorów turnieju w Sydney (pula nagród 690 tys. dol.), że pozwolili na grę w ponad 40-stopniowym upale.

- Było za gorąco na tenis. Nie chodzi tylko o nas, sportowców, ale też dzieci, które podają piłki i fanów. Upał był nie do wytrzymania - mówiła na konferencji prasowej rozstawiona z jedynką Radwańska po zwycięstwie w II rundzie z 42-letnią Japonką Kimiko Date-Krumm 6:4, 6:3.

Sydney nawiedziła fala rekordowych upałów. We wtorek o 13, gdy zaczynał się mecz Polki, termometry wskazywały 41,4 stopnie Celsjusza w cieniu. Na korcie, w pełnym słońcu, było ponad 50 stopni. - Wolałabym już grać o 11 niż o 13, upał był wtedy ciut mniejszy - stwierdziła Agnieszka. - Kort zamienił się w saunę, po dwóch gemach musiałam poprosić o worek z lodem na szyję. Inaczej się nie dało - mówiła Chinka Li Na.

Słowa Radwańskiej podchwyciła większość mediów na antypodach. Przy okazji Australian Open i poprzedzających Wielki Szlem mniejszych imprez zawsze pewnego dnia słońce staje się bohaterem dnia. W 2009 r. na korcie zemdlała Wiktoria Azarenka, a Novak Djoković wymiotował. W 2007 r. Maria Szarapowa twierdziła, że miała halucynacje. - Na korcie grała jakaś dziewczyna w niebieskiej sukience, w pewnej chwili zorientowałam się, że to ja - z wisielczym humorem żartowała Serena Williams w 2009 roku, gdy organizatorzy nie chcieli zamknąć dachu nad Rod Laver Arena.

Australijczycy mają tzw. Extreme Heat Policy (EHP), czyli procedurę przerywania meczów lub zasuwania dachu, gdy jest za gorąco, ale korzystają z niej rzadko. O jej wprowadzeniu decyduje główny sędzia, biorąc pod uwagę temperaturę, wilgotność powietrza i siłę wiatru. - Wyliczenie tego współczynnika jest tak skomplikowane, że nikt nie wie, od którego momentu zaczyna się upał nie do zniesienia - to czarny humor Jeleny Dementiewej, też sprzed czterech lat.

Radwańska w Sydney wygrała szósty mecz z rzędu, bo w poprzednim tygodniu triumfowała w Auckland w Nowej Zelandii. W środę nad ranem miała zmierzyć się w ćwierćfinale z Włoszką Robertą Vinci, która w zeszłym roku niespodziewanie wyeliminowała ją z US Open.

Żadna z zawodniczek ze ścisłej czołówki nie grała tak dużo przed rozpoczynającym się w poniedziałek Australian Open. - Zwycięstwa Agnieszki cieszą, jej forma też, ale biorąc pod uwagę upały, a także ilość meczów, jakie ma już w nogach, zaczynam się trochę obawiać, czy w Melbourne nie będzie zbyt zmęczona. Australian Open trwa dwa tygodnie i jest bardzo wymagający fizycznie - powiedział Sport.pl Wojciech Fibak, najlepszy polski tenisista z lat 70. i 80.

Australian Open to po Wimbledonie miejsce, gdzie Radwańska ma największą szansę na wielkoszlemowe zwycięstwo. Korty, choć twarde, są dość wolne, co pasuje raczej defensywnemu stylowi Polki. Agnieszka w ostatnich dwóch latach dochodziła w Melbourne do ćwierćfinałów (i odpadała z późniejszymi zwyciężczyniami - Kim Clijsters i Wiktorią Azarenką), w 1/4 finału była także w 2008 r. (wtedy pokonała ją Daniela Hantuchová). Ale jeszcze nigdy przed Melbourne nie zagrała dwóch turniejów rozgrzewkowych. Z drugiej strony rzadko kiedy zaczynała rok zdrowa. Raz przyleciała tuż po operacji dłoni, innym razem - stopy. - Najważniejsze dla nas są Wielkie Szlemy. Mniejsze turnieje? Będziemy reagować elastycznie w zależności od sytuacji - mówił trener Agnieszki Tomasz Wiktorowski jeszcze przed wylotem do Australii. W języku tenisowym oznacza to, że jeśli zawodniczka i szkoleniowiec uznają, że nie warto ryzykować kontuzji czy przemęczenia, znajdą jakiś sposób, by z mniej ważnego turnieju się wycofać - np. zgłaszając kontuzję. ("A tenisistów zawsze coś boli" - mawiał Robert Radwański, ojciec Agnieszki). Bywało już tak, że Radwańska z mniej ważnych imprez się wymigiwała - np. rok temu w Kuala Lumpur rozbolał ją łokieć, ale bywało też tak, że czuła się dobrze fizycznie i zaliczyła serię trzech udanych turniejów z rzędu, np. latem 2011 r. w USA. Ostateczna decyzja należy do Agnieszki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.