Narciarstwo alpejskie. Słowacki hymn w Alpach

W marcu Veronika Velez-Zuzulova szantażowała własną federację, że zmieni obywatelstwo. Dostała więcej pieniędzy i w końcu zwyciężyła. Transmisje z alpejskiego Pucharu Świata można oglądać w Eurosporcie.

Dopięła swego po 12 latach występów w Pucharze Świata, 13 miejscach na podium i 39 lokatach w pierwszej dziesiątce. W austriackim Semmering wygrała slalom PŚ, pierwszy dla siebie i pierwszy dla Słowacji.

Miejsce zwycięstwa nie było przypadkowe - Semmering jest oddalone ledwie o 80 km od Bratysławy, gdzie 28-letnia Veronika się urodziła i do dziś mieszka. Na stoku, gdzie rozegrano zawody, uczyła się jeździć już jako trzyletnia dziewczynka. Jej triumf oglądało mnóstwo rodaków, którzy w Austrii spędzali urlopy i przyszli pokibicować.

Słowaczka wzruszyła się podczas ceremonii wręczania nagród, a gdy zagrano hymn, płakała jak bóbr. - W narciarstwie alpejskim jestem na Słowacji sama jak palec, wszyscy ciągle pytali: "Kiedy wreszcie wygrasz?". Presja przez lata była ogromna - mówiła Zuzulova, która latem poślubiła francuskiego trenera Romaina Veleza.

Słowaczka w elicie slalomistek utrzymywała się od lat, ale brakowało jej perfekcyjnego przejazdu. Takiego, jaki udał jej się w sobotę, gdy po niesamowitej szarży w drugim przejeździe o 0,10 s wyprzedziła na mecie Austriaczkę Kathrin Zettel i o 0,20 s liderkę PŚ Słowenkę Tinę Mazę.

Triumf Zuzulovej trafił wczoraj na czołówki wszystkich portali internetowych naszych południowych sąsiadów, m.in. dwóch najważniejszych dzienników - "Pravdy" i "SME". Słowakom od lat brakuje większych sukcesów w narciarstwie alpejskim, bardzo popularnym jako sport rekreacyjny. Problemy są podobne jak w Polsce i w Czechach - brak pieniędzy na szkolenie i niskie zainteresowanie sponsorów. W Czechach silny rodzinny team udało się w ostatnich latach zbudować jedynie wokół Sarki Zahrobskiej, co zaowocowało m.in. złotem na MŚ w 2007 r. i dwoma zwycięstwami w PŚ. Podobny rodzinny zespół zbudował wokół córki Timoteia Zuzuli. Sam ściągał do nart sponsorów, zagranicznych trenerów, a nawet woził całą ekipę samochodem po Europie. Ale jeszcze w marcu tego roku na konferencji prasowej w Bratysławie Veronika żaliła się, że od rodzimego związku dostaje raptem 10 tys. euro, a cały budżet na sezon to minimum 100 tys. euro. Mówiła, że nie wyklucza zakończenia kariery lub zmiany obywatelstwa.

Szantaż najwyraźniej pomógł, bo związek, którym kieruje Jana Soltysova, zwyciężczyni zjazdu w Altenmarkt z 1980 r. (w barwach Czechosłowacji) w końcu solidniej dołożył się panu Zuzulowi do budżetu. I chyba dziś nie żałuje.

W klasyfikacji generalnej kobiecego PŚ rośnie przewaga Tiny Maze. Słowenka ma już 1059 pkt, a druga - Niemka Maria Hoefl-Riesch - 632. Lindsey Vonn, która od kilku tygodni nie startuje i szuka formy na treningach, spadła na piąte miejsce z 414 pkt. Amerykanka nie zdecydowała jeszcze, czy pojawi się 10 stycznia w St. Anton, gdzie rozegrane zostaną konkurencje szybkościowe.

Mężczyźni rywalizowali w zjazdowym klasyku we włoskim Bormio. I pobili historyczny rekord, jeśli chodzi o tłok na mecie. Jeszcze nigdy tak małe różnice czasowe nie dzieliły zwycięzcy i czwartego na mecie. Zwycięzców było właściwie dwóch, bo Włoch Dominik Paris i Austriak Hannes Reichelt uzyskali identyczny czas. Za nimi ze stratą 0,01 s finiszował lider PŚ Norweg Aksel Lund Svindal, a czwarty na mecie Austriak Klaus Kroell stracił 0,02 s. - Czy może być większy pech niż to? - stwierdził Kroell.

Kolejne zawody PŚ - slalom równoległy w Monachium w Nowy Rok.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.