PZPN. Bońkowi się nie odmawia

- Żeby zacząć pozytywnie myśleć o piłce, potrzebni są nowi ludzie - mówił nowy prezes PZPN po pierwszym posiedzeniu zarządu

Zbigniew Boniek, jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy, prezesem związku jest od 26 października. W środę przedstawił ludzi, których zaprosił do współpracy.

Pierwszy to 33-letni Maciej Sawicki. Były piłkarz m.in. Legii, Stomilu i Korony został sekretarzem generalnym. Zastąpi Waldemara Baryłę, pracę zacznie 15 listopada, dzień po sparingu kadry z Urugwajem w Gdańsku.

- Niewiele osób pamięta mnie z boiska - mówi Sawicki "Gazecie". - Dwa tygodnie temu przeżyłem szok, kiedy odebrałem telefon od Zbigniewa Bońka. Nie wiem, skąd mnie znał, wcześniej nie mieliśmy kontaktu. Nigdy nie byłem delegatem na zjazd, nigdy nie załatwiłem nikomu nawet pół głosu. Boniek obiecał, że jeśli wygra, to zadzwoni. W trakcie zjazdu byłem na służbowym wyjeździe w Chinach, więc o wynikach dowiedziałem się z internetu. Nie miałem wątpliwości, takiemu liderowi się nie odmawia, a taką propozycję dostaje się raz w życiu. Nowego wyzwania się nie boję. Uwiera mnie tylko nazwa. Będę miał obowiązki dyrektora zarządzającego finansami i biurem sporej korporacji. A zostałem sekretarzem. To słowo źle mi się kojarzy.

Mieszkający pod Warszawą ojciec trzech córeczek jest wyjątkowym przykładem polskiego piłkarza. - Karierę, znaczy przygodę z piłką, skończyłem w wieku 24 lat. Nie z powodu kontuzji czy choroby. Wiedziałem, że wyżej pewnego poziomu nie podskoczę, więc dałem sobie spokój - opowiada Sawicki.

Jeszcze jako piłkarz zdał maturę, potem skończył studia MBA i rozpoczął pracę. Dla podniesienia kwalifikacji dwa razy - na prawie cztery tygodnie - wyjeżdżał do USA na Harvard. - Byłem dyrektorem ds. sprzedaży i zakupów w firmie Dajar. Jej przychody sięgały 400 mln zł - mówił Sawicki.

- 15 dni temu w ogóle o nim nie słyszałem - mówił Boniek. - Czym mnie przekonał? Sam nie wiem. W młodości jest dużo ambicji. Nie wydaje mi się, że Maciek przyjął moją propozycję, bo chciał wejść na świecznik. Chce zrobić coś dla piłki, bo ją kocha. Jestem przekonany, że dobrze wybrałem. Zadaniem sekretarza jest mało mówić, dużo pracować.

Szefem Wydziału Dyscypliny został Mikołaj Bartosz (zastąpił Artura Jędrycha), rzecznikiem WD Adam Gilarski (zastąpił Wojciecha Petkiewicza). - Po spotkaniach z prawnikami powiedziałem, że chciałbym w końcu porozmawiać o piłce, a nie o problemach, których jest wiele - mówił Boniek.

Pieniądze nie są największym. W kasie po poprzednich władzach zostało ponad 40 mln zł, a budżet na rok 2013 wynosi 90 mln. - Z biedy nie umrzemy - uśmiechał się Boniek. - Chodzi o to, byśmy wszystkiego nie wydali i by za cztery lata, przed następnymi wyborami, w kasie było jeszcze więcej. 12 grudnia jest kolejne posiedzenie zarządu, wtedy będzie więcej wiadomo o wynagrodzeniach. Osoba, która ma trzy razy większe doświadczenie i trzy razy większy wpływ na polski futbol, nie może zarabiać mniej niż kierowca. O tym, ile będzie zarabiał prezes, nie było mowy. Na razie wszyscy pracują społecznie. Wcześniej za dużo mówiono, kto ile dostaje, jak rozlicza się delegacje. To marginalne rzeczy, które dla PZPN nie mają znaczenia.

Najbardziej palący problem to nowa siedziba. Boniek dostał w spadku działkę w Wilanowie na wieczyste użytkowanie i firmę Warbud jako generalnego wykonawcę. - Mamy twardy orzech do zgryzienia - mówił wiceprezes Marek Koźmiński, który miał za zadanie przyjrzeć się, czy budowa forowanej przez poprzednie władze siedziby, do której prowadzi licząca prawie kilometr droga osiedlowa, się opłaca. - Mamy wątpliwości, które chcemy rozwiać poprzez oceny fachowców. Dlatego potrzebujemy jeszcze miesiąca, żeby sprawiedliwie ocenić wszystkie fakty. Dziś nie wiem, w jakim to pójdzie kierunku.

Związek ma siedzibę w biurowcu przy ulicy Bitwy Warszawskiej. Roczne użytkowanie kosztuje ponad 2 mln zł. Koszt utrzymania siedziby na Wilanowie byłby o mniej więcej 20 proc. niższy. - Wybierzemy najlepszą i najbardziej opłacalną opcję - powiedział Boniek. - Jeśli dla polskiej piłki będzie nią siedziba w Wilanowie, to ją zbudujemy. Jeśli nie - to nie zbudujemy.

Boniek zapowiedział, że od Narodowego Centrum Sportu, zarządcy Stadionu Narodowego, nie będzie domagał się odszkodowania za niezsunięty w porę dach przed październikowym meczem z Anglią. - Żadna porządna firma nie żyje z odszkodowań i kar. Nie chcemy zaczynać od konfliktu z rządem i minister sportu - mówił Boniek. Odszkodowania domagały się poprzednie władze. - To był nieprzemyślany gest. PZPN jako zarządca polskiej piłki musi być w cieniu. Nie chcemy, by kibice śpiewali, że nas kochają. Jeśli czasem zaśpiewają w drugą stronę, też nikt się nie obrazi. Chciałbym, żeby reprezentacja grała mecze o punkty w swoim domu, czyli na Stadionie Narodowym. Ale to moja prywatna opinia. Decyzję, gdzie zagra kadra, będzie podejmował zarząd, a poprzedzi ją analiza biznesowa, gdzie najbardziej opłaca się grać.

Boniek powołał też departament ds. komunikacji z mediami. Od 1 grudnia będzie nim kierował Janusz Basałaj, były szef Canal+, redakcji sportowej TVP, prezes Wisły, a ostatnio kierownik sportu w telewizji Orange Sport. - Chcemy, by dziennikarze mogli napisać coś pozytywnego o związku i wcale nie musieli się za to wstydzić - mówił Boniek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.