Tauron Basket Liga. Dylewicz gra, że ho-ho! Dzięki Tabakowi

Filip Dylewicz rzucił 25 punktów, miał dziewięć zbiórek i przyćmił zielonogórski duet gwiazd Walter Hodge - Quinton Hosley, a Trefl wygrał na wyjeździe ze Stelmetem 84:72.

Spotkanie Stelmetu Zielona Góra z Treflem Sopot, zeszłorocznych medalistów i czołowych drużyn obecnego sezonu, miało być meczem 5. kolejki i było. Nie brakowało emocji, zrywów obu stron, ładnych akcji. I wielu punktów gwiazd, choć tym razem w roli najlepszego strzelca meczu zielonogórski duet Ho-Ho zastąpił Dylewicz.

32-letni podkoszowy trafiał z dystansu (4/9 za trzy) i spod kosza po swoich firmowych manewrach. Stelmet nie znalazł dobrego gracza na pilnowanie Dylewicza, a ten doskonale to wykorzystał. Inna sprawa, że cały zespół Trefla grał bardzo dobrze - i w obronie, ograniczając Hosleya i Hodge'a, i w ataku. Michał Michalak świetnie trafiał przed przerwą, a Przemysław Zamojski po przerwie, 10 punktów zdobył Kurt Looby, a 10 asyst miał Frank Turner.

Dylewicz grał dobrze przez cały mecz. Co jest powodem jego świetnej formy na początku sezonu? - Staram się po prostu jak najwięcej wynosić z treningów, a wynieść można dużo, bo nasz trener Żan Tabak naprawdę bardzo nam pomaga - mówi 32-letni gracz. Chorwat Tabak, były środkowy, który grał w NBA i nawet został jej mistrzem jako zawodnik Houston Rockets w 1995 r., prowadzi Trefl od kilku miesięcy, a Dylewicz bardzo go chwali.

- Zwraca uwagę na niuanse, tłumaczy nam takie szczegóły jak np. ustawienie nóg, które pozwala uniknąć tego, by obrońca odciął cię od podania. Był środkowym, ale w równym stopniu pomaga wysokim i niższym, obwodowym graczom - mówi kapitan Trefla.

Dylewicz pytany o to, jak Tabak pomaga jemu, odpowiada: - Wiadomo, że młodszym graczom łatwiej jest chłonąć nowe rzeczy, a ja mam już 32 lata. Ale z drugiej strony doświadczenie pozwala mi na zaadaptowanie pewnych niuansów. Lepiej gram w obronie, bo trener nauczył mnie kilku rzeczy, jeśli chodzi o ustawianie się. Zawsze byłem uważany za słabszego obrońcę, ale teraz uważam, że to nie tyle była wina moja, ile trenerów.

Dylewicz większość kariery spędził w Prokomie, gdzie był zawodnikiem podstawowym, ale nigdy kluczowym. Nawet wtedy, gdy w 2008 r. zostawał MVP finałów po kolejnym mistrzostwie. Teraz jest w takim stopniu zafascynowany Tabakiem, że nawet pytany o to, czy nie żałuje, że tak długo tkwił w Prokomie, odpowiada: - Nie wiem, czy odejście z Prokomu gwarantowałoby mi, że trafię na tak dobrego trenera. Uważam, że gdybym kilka lat temu spotkał się z Tabakiem, to byłbym dużo lepszym koszykarzem.

Chorwata trudno już tak wcześnie uważać za cudotwórcę, choć Trefl prowadzi w TBL z bilansem 4-1. Sopocianie przegrali dotychczas jeden mecz - 86:88 z silnym u siebie AZS Koszalin - a pozostałe spotkania wygrywali średnią różnicą 28,2 punktu. Za tydzień Trefl zagra u siebie z PGE Turowem Zgorzelec - jedynym niepokonanym do tej pory zespołem w lidze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.