39 dni do wyborów w PZPN. Ekstraklasa wskaże nowego prezesa?

Wybory są szansą dla tych działaczy, którzy zrozumieli, że nadszedł czas reform. Bycie w permanentnej opozycji do kibiców, rządu i mediów jest głupie, zwyczajnie się nie opłaca - mówi Maciej Wandzel, przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy SA

Wybory prezesa odbędą się 26 października. By wystartować, trzeba zebrać poparcie 15 członków PZPN, szanse na to ma prawdopodobnie czterech kandydatów - Stefan Antkowiak, Zbigniew Boniek, Roman Kosecki oraz Grzegorz Lato.

Prawo głosu przysługuje 118 delegatom na zjazd. 60 z nich reprezentuje tzw. teren, co oznacza, że najwięcej do powiedzenia mają baronowie, których kandydatem będzie zapewne Antkowiak. W swoich preferencjach szefowie okręgowych związków nie są jednak jednomyślni, dlatego języczkiem u wagi będą głosy 50 delegatów reprezentujących futbol zawodowy, czyli Ekstraklasę (po dwa głosy na 16 klubów) i pierwszą ligę (po jednym głosie na 18 klubów). Mając 40 proc. głosów w wyborach, chcą zawiązać sojusz i po raz pierwszy w historii poprzeć wspólnego kandydata uzyskując tak niezależność od struktur PZPN.

Przemysław Iwańczyk: Dziwi mnie, że Ekstraklasa aż tak mocno angażuje się w wybory prezesa PZPN.

Maciej Wandzel, przewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy SA: Problemów PZPN nie da się oddzielić od piłki klubowej. A my chcemy zwiększać jej popularność i prestiż, przyciągać coraz więcej kibiców na nowoczesne i bezpieczne stadiony. Wszystko to, plus regularne występy w europejskich pucharach, pozwoli zmienić klimat wokół piłki. To z kolei da nam większe zyski w następnym rozdaniu praw telewizyjnych, ale także od sponsorów.

Bez głębokich i radykalnych zmian w PZPN nic z tego nie wyjdzie. Bo to przecież federacja powinna inicjować narodowe programy szkolenia młodzieży, trenerów i sędziów. Powinna działać ramię w ramię nie tylko z klubami, ale także z administracją rządową. Niestety, obecnie nie jest traktowana jako poważny partner ani przez rząd, ani media, ani kibiców. Działacze zamknęli się w oblężonej twierdzy mając poczucie krzywdy i zagrożenia. Zdaję sobie sprawę, że nie jest niczym miłym słuchać obelg pod swoim adresem na każdym meczu, ale to przecież nieunikniona konsekwencja wielu lat zaniechań i błędów oraz chowania się za autonomią gwarantowaną przez FIFA i UEFA.

Wiem, że w gronie szefów związków wojewódzkich są osoby, które poświęciły życie piłce i czują się niesprawiedliwie oceniane, ale u wielu widzę też potrzebę zmian i wyjścia na świeże powietrze. Bycie w permanentnej opozycji do kibiców, rządu i mediów jest głupie, zwyczajnie się nie opłaca.

Naprawdę myśli pan, że październikowe wybory coś zmienią?

- Zjazd jest szansą dla tych działaczy, którzy zrozumieli, że nadszedł czas reform. Dlatego jako przedstawiciel klubów ekstraklasy mamy przesłanie dla tego kandydata na prezesa, który przekona do siebie większość związków wojewódzkich i zechce otworzyć się na inne środowiska. Właśnie dlatego spotkamy się od poniedziałku z kilkoma kandydatami, m.in. ze Stefanem Antkowiakiem, Zbigniewem Bońkiem, Romanem Koseckim, Grzegorzem Lato, Andrzejem Olechowskim i będziemy rozmawiać, jak wyobrażają sobie współpracę z nami.

Chcemy usłyszeć jak zapatrują się na reformę związku oraz nasze postulaty. Po otwartej debacie, mamy zamiar do 25 września zarekomendować klubom, kto zasługuje na nasze wspólne poparcie. Będzie to kandydat lub kandydaci gwarantujący zmiany.

Nic jednak nie wyjdzie, jeżeli działacze zgrupują się wokół jednego kandydata, a ceną za jego wybór będzie jedynie podział stołków. Wtedy mamy gwarantowane kolejne chude lata, bo nic się nie zmieni.

Żeby przeprowadzić rewolucję, nie wystarczy zmienić prezesa.

- Jest wiele środowisk, które chcą wziąć udział w reformie polskiej piłki. To właściciele i zarządy klubów, byli wybitni piłkarze, którzy widzieli z bliska jak wygląda profesjonalny futbol i sprawdzili się w biznesie, że wymienię Zbyszka Bońka, Jurka Dudka, Marka Koźmińskiego czy Romka Koseckiego. Trzeba wsłuchać się, co mają do powiedzenia wielcy kibice, tacy jak Jerzy Buzek, Aleksander Kwaśniewski czy Jan Krzysztof Bielecki.

Naprawdę sądzi pan, że ktoś ich posłucha, znajdzie się kandydat zdolny wygrać wybory i dać zgodę na reformę, a nie tylko podział stanowisk wśród betonu?

- Właśnie dlatego Ekstraklasa przez najbliższe sześć tygodni wykona ogromną pracę, by skłonić działaczy do porozumienia, obsadzenia części zarządu przedstawicielami innych środowisk, którzy kochają futbol.

Jak zamierzacie to zrobić?

- Chcemy namówić tych z ekstraklasy i pierwszej ligi do zerwania ze złą tradycją, kiedy kluby były członkami regionalnych koalicji wspierających politykę szefów lokalnych związków PZPN. Nic o nas bez nas.

Może sami przygotowujecie zamach na stołki?

- Nie chodzi nam o zwiększenie reprezentacji klubów w zarządzie PZPN, ale otwarcie tego gremium na nowe środowiska, odmłodzenie liderów i nowe standardy zarządzania. Nie da się prowadzić firmy, a taką przecież jest PZPN, poprzez 18-osobowy zarząd. Musi powstać nowe ciało wykonawcze, które będzie sprawne i zapobiegnie takim absurdom, jakim jest organizacja meczu w Bydgoszczy z RPA na cztery dni przed meczem z Anglią.

Nie wierzę, że kluby nie będą chciały przy wyborach ugrać czegoś dla siebie.

- Oczywiście one też mają swoje postulaty, m.in. przeniesienie uprawnień licencyjnych z PZPN do Ekstraklasy, podobnie jak odwołania w sprawach dyscyplinarnych. Chcą również zmniejszyć obciążenia z tytułu transferów, bo na razie część pieniędzy za sprzedaż piłkarza trafia to PZPN. Trzeba także doprowadzić do zmniejszenia obciążeń klubów pierwszoligowych z tytułu pokrywania kosztów sędziów i obserwatorów, no i zerwać z niechlubnym zwyczajem wręczania wynagrodzeń w kopertach, który niestety trwa do dziś.

Wszystkie te postulaty są jednak wtórne wobec zmiany wizerunku PZPN, odzyskania zaufania i wprowadzenia większego profesjonalizmu. Kluby muszą zrozumieć, że jako dysponenci aż 40 proc. mandatów na zjeździe, mają do wykonania zadanie. Wykonają je jak będą działać ramię w ramię Ekstraklasa i pierwsza liga. My czujemy się moralnie zobowiązani do wsparcia pierwszoligowców w ich pracy, która ma na celu polepszyć ekspozycję w telewizji, uzyskać większe pieniądze z praw medialnych oraz pozyskać sponsora. Właśnie dlatego niezwykle ważny będzie wspólny wybór wiceprezesa PZPN do spraw piłki profesjonalnej. Chcemy, by był to mocny, dynamiczny kandydat, rozumiejący czym jest nowoczesny klub, mający doświadczenia w Polsce i zagranicą. Autorytet nie uwikłany w grzechy przeszłości.

Kto to będzie?

- Tą decyzję podejmiemy wspólnie we wtorek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.