Pierwszy set należał do Amerykanki zdecydowanie. Azarenka grała najlepiej jak mogła, a starczyło na dwa gemy - tak ciężko gra się z Sereną, która jest w formie. Jednak drugi set zaczął się od - dość spodziewanej - dekoncentracji Williams, którą wykorzystała grająca równo, spokojnie, w oczekiwaniu na swoją szansę, Azarenka. Serena myliła się, oddawała punkty za darmo. Białorusinka zaś doskonale wyczuła, że najsłabszą stroną Amerykanki jest forehand i bezwzględnie z tego korzystała.
Trzeci set był festiwalem zaciętego, pięknego tenisa, niesamowitych zagrań ale i prostych błędów. Williams wciąż popełniała ich dużo, ale w kluczowych momentach pomagał jej niesamowity serwis. Ale i ona sama pomagała rywalce. Ta była o gema od zwycięstwa. Prowadziła 5:3. Przyparta do muru Williams obroniła jednak swoje podania. Azarenka wciąż jednak mogła w swoim gemie serwisowym skończyć mecz i sprawić, jeśli nie sensację, to małą niespodziankę. Białorusinka przestraszyła się jednak swojego sukcesu, psuła proste piłki i dała się w tym decydującym gemie przełamać i zamiast 6:4, było 5:5. Williams odzyskała koncentrację na najważniejsze dwa gemy meczu, zaś Azarenka do reszty ją straciła. Końcówka seta obfitowała w efektowne zagrania, desperackie obrony, widowiskowe piłki. To Amerykanka wygrała zarówno z rywalką jak i własną dekoncentracją. W Nowym Jorku tytuł zdobyła po raz czwarty.
Serena Williams znów jest w wielkiej formie. Wygrała Wimbledon, we wspaniałym stylu zdobyła złoty medal olimpijski i znów pokazuje, że gdy gra swój najlepszy tenis, żadna zawodniczka nie ma na nią skutecznego sposobu.