Piłka nożna. Polski stragan w Europie

24 godziny, cztery mecze, cztery porażki, bramki 1-10. W środku minionego tygodnia przeżyliśmy koszmar, jakiego w europejskich pucharach nie pamiętam. Zwłaszcza Śląsk Wrocław i Lech Poznań narobiły obciachu, pozwalając się wielobramkowo wychłostać przedstawicielom przeciętniutkiej ligi szwedzkiej - skoro w rankingu UEFA leży także pod polską, to znaczy, że muszą tam kopać pokracznie.

piłka nożna, Ruch Chorzów, Śląsk Wrocław, Lech Poznań

Jako kibic właściwie nie jestem nawet poirytowany - przećwiczyli mnie polscy, to brzmi dumnie, olimpijczycy, celebrowanie klęsk mi spowszedniało. Nie mam też ochoty znęcać się ani nad piłkarzami, ani nad trenerami. Coraz wyraźniej widać przecież, że przekleństwem naszych klubów są ich właściciele lub/oraz prezesi, niezdolni do przeprowadzenia od A do Z ani jednego projektu. Pieniędzy żałują, za to maniacko pod byle pretekstem zwalniają trenerów i wyprzedają szatnię akurat wtedy, gdy trzeba ją zademonstrować światu.

Wszystkich przebił oczywiście handlarz Józef Wojciechowski, który najpierw sobie miejsce w ekstraklasie kupił, a jak już się wykazał bezbrzeżną menedżerską indolencją, to zapragnął je sprzedać - żenujący styl jego rozstania z futbolem dało się przewidzieć, sam za wyjątkowego szkodnika uważałem go zawsze, także wtedy, gdy wielu komentatorom zdrowy rozsądek zaćmił podziw dla jego inwestycyjnego zapału. Ekswłaściciel Polonii Warszawa był jednak przypadkiem osobnym, wybrykiem natury odmiennym od reszty przedstawicieli gatunku.

Reprezentatywni są bossowie naszych czołowych firm piłkarskich. W Wiśle Kraków wystarczyło w zeszłym roku dosłownie kilka niepowodzeń, by przepędzić trenera i z dnia na dzień wywrócić strategię budowania drużyny do góry nogami - skreślić masowo importowanych obcokrajowców i szumnie ogłosić nabór polskojęzycznych. Zimą Legia Warszawa, który miała przypuścić decydujący atak na tytuł mistrzowski, w przededniu sezonu zdemontowała zespół Maciejowi Skorży, eksportując podstawowych graczy każdej formacji. Latem Śląsk posunął się w samookaleczaniu jeszcze dalej, tuż przed eliminacjami Ligi Mistrzów przeprowadzając totalną rozbiórkę defensywy. Wreszcie Lech Poznań za jednym zamachem wyprosił - lub stracił nie z własnej woli - całą zgraję kluczowych lub przynajmniej znaczących piłkarzy, począwszy od Wojtkowiaka i Injaca, a skończywszy na Kriwcu, Stiliciu oraz Rudniewie. Na dodatek bałagan ma ogarniać Mariusz Rumak, czyli szef bez śladowego choćby doświadczenia. Nędza. Wszechogarniająca nędza. W Europie nie wystawiamy normalnych drużyn, które mają początek, środek i koniec, lecz tandetne atrapy.

Najpierw nastała moda na zagranicznych trenerów, potem hurtowo zaczęliśmy ściągać zagranicznych piłkarzy. Może nadszedł czas na zagranicznych właścicieli? Od lat się upieram, że pieniędzy przepływa przez nasz futbol dostatek, za to dramatycznie brakuje know-how. Gdyby zarządcy polskich klubów krzątali się w normalnym biznesie tak, jak krzątają się w piłkarskim, to nigdy nie wznieśliby się ponad stragan.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.