Euro 2012. A jednak się kręci. Co było ważniejsze niż Euro

Kłótnia o bilety wygląda na kuriozalny objaw polskiego pieniactwa, kłótnia o pieniądze szokuje. Nie dlatego, że piłkarze obławiają się w klubach, a dla kraju mają obowiązek grać za darmo - przedstawicielom żadnej dziedziny tego nie każemy, nawet na wojnie umiera się za żołd. Jeśli jednak kadrowicze rzeczywiście spierali się o 5 tys. euro startowego, to znaczy, że spierali się o drobne. O kwoty w ich budżecie praktycznie niezauważalne.

Nie oburza mnie, że Kuba Błaszczykowski poskarżył się na awantury z prezesem PZPN akurat po porażce z Czechami, tuż po przerżnięciu turnieju wszech czasów. Jeśli klęskę głęboko przeżywasz, to niekoniecznie chcesz o swojej traumie opowiadać obcym ludziom, może nawet od tematu podświadomie uciekasz. To jedna z najbardziej dotkliwych cech wykonywania zawodu sportowca, który generalnie składa się z samych zalet - my przeżywamy niepowodzenia samotnie lub z bliskimi, oni muszą wywnętrzać się i tłumaczyć do mikrofonów i kamer, czyli przed całym światem. Zwłaszcza od reprezentantów kraju wymaga się, by zeznali, dlaczego ośmielili się przegrać. I to zeznali natychmiast, w chwilach napięcia, kiedy często sami nie wiedzą jeszcze, co się stało.

Nie współczuję im - wyczynowiec musi obowiązkom podołać i tyle - ale rozumiem, kiedy mówią głupstwa lub uciekają. I w tyradzie kapitana polskiej kadry nie słyszę dowodu, iż duperele wydawały mu się w tamtym momencie istotniejsze niż odpadnięcie z Euro 2012. Wierzę w opowieści o pomeczowej martwej ciszy w szatni, nie mam najdrobniejszych wątpliwości, że piłkarze byli załamani, rozgoryczeni, przygnębieni, może wściekli. Bolało ich, tak jak bolało nas, kibiców.

Trudniej zaakceptować, że kadrowicze o te duperele naprawdę się z działaczami szarpali, i to już w trakcie turnieju, podczas którego powinni w odpowiedni sposób spędzać każdą chwilę. Koncentrować się lub relaksować, regenerować po wysiłku, nie trwonić psychicznej energii na kwestie pozasportowe. Dla najpiękniejszego wyzwania w karierze warto wyrwać z życiorysu kilka tygodni, by poświęcić się wyzwaniu absolutnie.

Zarzucenie Grzegorzowi Lacie, że żałował biletów na mecze dla rodzin piłkarzy, właściwie mu się przydało. Prezes w publicznych wystąpieniach zazwyczaj epatuje głównie arogancją, niekompetencją nie tylko komunikacyjną i jawną pogardą dla logiki, tymczasem na wczorajszej konferencji prasy mógł wreszcie precyzyjnie odpowiedzieć na oskarżenia. Podał gołe fakty, porównał liczbę wejściówek dostarczonych naszym graczom z liczbą wejściówek oferowanych reprezentantom Niemiec, argumentował z sensem. Wszyscy doświadczyliśmy niezwykłego, bo musieliśmy przyznać prezesowi rację.

Kłótnia o bilety wygląda na kuriozalny objaw polskiego pieniactwa, kłótnia o pieniądze szokuje. Nie dlatego, że piłkarze obławiają się w klubach, a dla kraju mają obowiązek grać za darmo - przedstawicielom żadnej dziedziny tego nie każemy, nawet na wojnie umiera się za żołd. Jeśli jednak kadrowicze rzeczywiście spierali się o 5 tys. euro startowego, to znaczy, że spierali się o drobne. O kwoty w ich budżecie praktycznie niezauważalne.

Optymistycznie zakładam, że ci, którzy najatrakcyjniejsze kontrakty w karierze dopiero podpiszą - Kamiński z Lecha czy Wolski z Legii - o szmal się nie awanturowali, lecz delektowali udziałem we wspaniałych sportowych igrzyskach. Każdy młodziutki piłkarz raczej chętnie dopłaci za taką szansę. Oni dodatkowe 15 tys. euro za fazę grupową by odczuli, bo zarabiają nie więcej niż 100 tys. rocznie (tyle gwarantuje kontrakt, są jeszcze premie za sukcesy).

Liderzy reprezentacji pobierają jednak od miliona euro wzwyż. Gdyby nawet awansowali do ćwierćfinału, to z owych dodatkowych pięciu tysięcy wypłacanych za każdy mecz ledwie uciułaliby tygodniówkę. A gwiazdy formatu Roberta Lewandowskiego czy Wojciecha Szczęsnego nie uciułałyby nawet tyle, dla nich sporna różnica powinna mieć wymiar abstrakcyjny.

Zobacz wideo

Nie podejrzewam kadrowiczów o chciwość, wiem, że Błaszczykowski odrzucił np. propozycję fotograficznej sesji - miał się powdzięczyć do obiektywu wraz z rodziną - do kolorowego magazynu, za którą dostałby 40 tys. zł. Tym bardziej nie mieści mi się w głowie, że zakulisowy spór w ogóle się toczył. W trakcie historycznych dla nas mistrzostw Europy, imprezy, która powinna zasłaniać cały świat. Niewiarygodne, niewybaczalne. Nawiasem mówiąc, obiecywanie nagród za remisy, a nie za osiągnięcie ostatecznego celu, czyli wejście do ćwierćfinału, też przypomina, że parcie po pełną pulę nie leży w naszej naturze. Jak celnie zdiagnozował Zbigniew Boniek, zadowalamy się byle czym .

Okoliczności łagodzące dla piłkarzy umiem sobie wyobrazić, kiedy spoglądam na Grzegorza Latę. Wtorkowa konferencja była momentami erupcją wulgarnej bezczelności, za którą kryje się całkowite poczucie bezkarności. Jeśli prezes zadeklarował w gazecie odspawanie się od stołka w razie porażki na Euro, to teraz wystarczy burknąć, że prasa lubi podawać nieprawdę. A jeśli przeprowadzający wywiad dziennikarz przypomni, że był on autoryzowany, zakrzyczy go usłużna rzeczniczka. Rzeczniczka uświadamiająca, że sposób zarządzania na szczytach PZPN to zaraźliwy stan umysłu, że wraz z wyginięciem działaczy starej daty standardy nie muszą się podnieść - Agnieszkę Olejkowską zwerbowano dla poprawienia wizerunku związku, a ona prędko zlała się mentalnie z nowym środowiskiem w jeden betonowy kloc.

Kiedy zatem przekonuję się, iż Lato kłamie publicznie, to zaczynam się zastanawiać, czy w negocjacjach niepublicznych nie zachowuje się równie niegodnie. Kiedy słyszę, jak rzeczniczka knebluje dziennikarza, a jej szef rechocze i zwraca się do niego na "ty", to wyobrażam sobie, jak elegancko rozmawia się w związku, gdy w pobliżu nie ma kamer i mikrofonów. I w swojej naiwności mam ochotę podejrzewać, że piłkarz nie walczył o drobne pieniądze - powtórzę: nie mieści mi się to w głowie - lecz z działaczowską niesłownością, krętactwem lub zwykłym chamstwem.

Podyskutuj o felietonie na blogu Rafała Steca

Więcej o:
Copyright © Agora SA