Euro 2012. Francja - Anglia. Jak lew chciał zostać kogutem

W normalnych okolicznościach byłby to hit. Ale okoliczności normalne nie są - Anglię rozbiły kontuzje, a Francja przyjechała na ME po dwóch turniejach, które skończyła na fazie grupowej. Relacja Z Czuba i na żywo w poniedziałek od 18.00 w Sport.pl.

Wszystko o meczu Francja - Anglia

- Nie mamy żadnych szans. Żadnych. Od dawna jeżdżę na wielkie turnieje, przed każdym w ostatnich dwudziestu latach - tak zresztą jak większość moich rodaków - wierzyłem w zwycięstwo. Teraz nie zdziwię się, jeśli nie wygramy meczu - przekonywał mnie kibic z Birmingham na lotnisku w Warszawie.

Przyczyny takiego nastawienia kibiców reprezentacji "Trzech Lwów" najlepiej wyjaśnił wypożyczony z Liverpoolu do Lille Joe Cole. 30-letni skrzydłowy, za młodu uważany za wybitnie utalentowanego, po kilku miesiącach treningów we Francji opowiadał, że bramkarz jego zespołu Mickaël Landreau technicznie nie jest gorszy od przeciętnego angielskiego pomocnika, i dziękował Arsene'owi Wengerowi za uratowanie Jacka Wilshere'a. - 15 lat temu postawilibyśmy go na boku obrony lub skrzydle, bo uznalibyśmy, że jest za niski, by rządzić środkiem pola. Na szczęście Arsenalem od dawna kieruje Francuz, a oni znają się na wychowywaniu pomocników. Wykształcili przecież Claude'a Makelele, Rio Mavubę i Yanna M'Vilę - tłumaczył Cole.

812 piłkarzy, jeden trener

W futbol po drugiej stronie kanału La Manche Anglicy zapatrzeni byli od dawna. Gdy na przełomie wieków Francuzi cieszyli się z mistrzostwa świata i Europy, wyspiarze orzekli, że sukcesy zawdzięczają akademii Clairefontaine, gdzie kopania piłki uczyli się m.in.: William Gallas, Thierry Henry i Nicolas Anelka. Zanim futbolem zaczęli władać wychowankowie Barcelony, cały świat myślał, że Francuzi odkryli wzór na szkolenie młodzieży. - Każda minuta, którą 13-letni chłopiec spędza na bieganiu bez piłki, jest minutą straconą. Wielki piłkarz musi być świetny technicznie, więc trzeba go tego nauczyć - opowiadał Brazylijczyk Francisco Filho, były trener Clairefontaine, później pracujący w Manchesterze United.

Zanim jednak Anglicy zabrali się do pracy, przez lata dyskutowali, czy centrum treningowe jest im naprawdę potrzebne. Czy wystarczy jedno, czy może - znów wzorem Francuzów - rozsiać kilka po całym kraju? Czy powinny skupiać się na szkoleniu piłkarzy, czy trenerów? Ostatecznie, za 100 milionów funtów powstało Narodowe Centrum Futbolu St George's Park albo jak kto woli ósmy cud świata. Z 12 boiskami odkrytymi (na jednym rośnie dokładnie taka sama mieszanka traw jak na Wembley, by piłkarze się przyzwyczajali) i jednym zadaszonym oraz hotelem dla 300 osób, w którym na zgrupowaniach mieszkać będą wszystkie angielskie reprezentacje. Ale przede wszystkim z miejscem, w którym najtęższe głowy będą kształcić futbolowych nauczycieli. Dziś nikt już nie zastanawia się, czy St George's Park jest potrzebny. Anglicy mają dziesięć razy mniej wykwalifikowanych trenerów niż Włosi i trzy razy mniej niż Niemcy. W Hiszpanii średnio jeden szkoleniowiec przypada na 17 piłkarzy. W Anglii na 812.

Być jak Dania i Grecja

Położony 200 kilometrów od Londynu St George's Park zostanie otwarty we wrześniu. Miną lata, zanim wykształci fachowców, którzy będą wiedzieli, jak nauczyć dzieci z podwórek w Liverpoolu, Birmingham i Londynie, że wykopywanie piłki przed siebie nie jest najlepszym sposobem rozpoczynania akcji.

Roy Hodgson został selekcjonerem Anglii także dlatego, że jest cenionym teoretykiem. Ma decydować o sposobie nauczania trenerów, ale na razie musi korzystać z zawodników edukowanych po staremu. Wbrew pozorom nie to jest jego największy kłopot.

Gdyby Hodgson mógł zabrać wszystkich najlepszych piłkarzy z angielskim paszportem, mój rozmówca z Birmingham pewnie by mnie przekonywał, że lepszego zespołu na Euro nie ma. Ale Hodgson jeszcze przed ogłoszeniem kadry stracił najlepszego prawego obrońcę (Kyle Walker) i środkowego pomocnika (Wilshere). Ze zgrupowania wyjechali pomocnicy Gareth Barry i Frank Lampard oraz stoper Gary Cahill. Ci, którzy w tych okolicznościach mieliby pewne miejsce w pierwszej jedenastce, obrazili się na trenera (Micah Richards) albo na reprezentację (Michael Carrick) i na Euro nie przyjechali.

Trudno się dziwić, że pytani o pierwszy triumf na mistrzostwach kontynentu Anglicy, zamiast opowiadać o swojej sile, przypominają Danię, która sięgnęła po złoto w 1992 roku, choć na turniej przyjechała bezpośrednio z wakacji, by zastąpić wykluczoną w ostatniej chwili Jugosławię oraz Grecję, zwycięzcę sprzed ośmiu lat, choć na starcie uważano ją za słabeusza.

Ostatni Ben Arfa

Budowa St George's Park trwała tak długo, że pierwotny wzorzec - system francuski - zaczął ponosić klęski. Na dwóch ostatnich turniejach "Trójkolorowi" nie wygrali meczu i kończyli udział na fazie grupowej. Po mundialu w RPA prasa pisała o "wstydzie" oraz "hańbie" i nie przesadzała. Anelka wyzywał Raymonda Domenecha od "sku...", a gdy selekcjoner go ukarał, drużyna odmówiła udziału w treningu.

Gdy Francuzi dogłębnie zbadali przyczyny kryzysu, okazało się, że źle dzieje się także w Clairefontaine. Szkółka, kiedyś innowacyjna, zaczęła być uważana za miejsce, gdzie trenerom brak kompetencji. Dziś można to zresztą stwierdzić bez użycia mikroskopu. W kadrze Francji na Euro 2012 znalazł się tylko jeden absolwent szkółki - Hatem Ben Arfa, kolejny gra w reprezentacji Polski, to Damien Perquis. Jakby tego było mało, jej szefowie zostali oskarżeni o rasizm, gdy prasa ujawniła, że zastanawiali się nad wprowadzeniem limitu dla dzieci z podwójnym obywatelstwem. W rozmowach uczestniczył także selekcjoner Laurent Blanc. Chodziło m.in. o to, by nie wydawać pieniędzy na szkolenie zawodników, którzy po osiągnięciu wieku seniora mogą reprezentować inny kraj. - Jacy piłkarze są wielcy i silni? Czarni. Trzeba zmienić system selekcji wśród chłopców. Wprowadzić inne kryteria, oparte na naszej własnej kulturze - mówił Eric Mombaerts, trener francuskiej młodzieżówki. Blanc był bliski stracenia posady, zachował ją dzięki wsparciu ministra sportu.

Według stworzonego w Clairefontaine wzoru kluby wciąż kształcą jednak tłumy znakomitych graczy. Od wielu lat Francuzi są po Brazylijczykach najliczniej reprezentowaną nacją w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Nie ma kraju na świecie, który byłby liczniej reprezentowany w angielskiej Premier League uchodzącej za najlepszą na świecie.

Kłopot w tym, że ci sami piłkarze po przyjeździe na zgrupowanie i założeniu koszulki z kogutem na piersi nie potrafią stworzyć drużyny.

Albo nie potrafili. Blanc, uważany za jednego z najzdolniejszych trenerów w Europie, zbudował zespół, który demolował rywali w sparingach i przywrócił nadzieję kibicom. On jest w o tyle komfortowej sytuacji, że gorzej niż na mundialu w RPA Francuzi nie są w stanie się zaprezentować. W Anglii oczekiwania są tak małe, że awans do ćwierćfinału, którym w ostatniej dekadzie wyspiarze gardzili, tym razem byłby uznany za sukces.

Wygraj piłkę prosto z meczu Hiszpania - Włochy! Weź udział w konkursie!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.