Euro 2012. Teraz liczy się tylko Grecja

Franciszek Smuda odetchnął: amatorzy z Andory nie uszkodzili żadnego filaru kadry na ME. Sparingi dały nadzieję, że na turnieju Polacy będą nacierać na bramkę z obu stron boiska

Jaki będzie wynik meczu z Grecją? Dyskutuj na naszym forum!

Do tej pory największa siła rażenia była po prawej stronie, gdzie szalał dortmundzki duet Łukasz Piszczek - Jakub Błaszczykowski. Oni mieli dostarczać piłkę Robertowi Lewandowskiemu. Przeciwko Słowacji Piszczek miał pierwszą asystę w reprezentacji. Z Andorą - drugą. Obie, teoretycznie, słabszą lewą nogą. A przecież jego podania - do Perquisa w Klagenfurcie i Lewandowskiego w Warszawie - zostały wykonane bardzo precyzyjnie. Błaszczykowski z Lewandowskim strzelili Andorze po golu. Jeśli jednak Grecy, Rosjanie i Czesi myśleli, że Polaków można zatrzymać, odcinając od podań zawodników z Dortmundu, byli w błędzie.

Prawa strona dostała wsparcie od lewej. Skrzydłowy Maciej Rybus był najlepszym zawodnikiem polskiej reprezentacji w dwóch ostatnich meczach. Ze Słowacją dwukrotnie minimalnie chybił, trafił w słupek, ale siał popłoch pod bramką rywali skupionych na zawodnikach Borussii. Z Andorą to on jako pierwszy ograł przeciwnika i wyłożył piłkę Ludovikowi Obraniakowi, który strzelił gola.

W lutym selekcjoner miał ogromne wątpliwości, czy Rybus dobrze robi, zamieniając Legię na Tereka Grozny, drużynę z dolnej połowy rosyjskiej ligi bijącej się o utrzymanie. Smuda mówił nawet, że 23-letni piłkarz podjął zbyt pochopną decyzję. Boisko wskazało coś innego - zmiana wyszła Rybusowi na zdrowie, gra lepiej, dużo bardziej odpowiedzialnie, mniej chaotycznie, nie traci piłki, nie kopie na oślep. Reprezentacja zaczyna mieć z niego pożytek. - Na wielkich turniejach rodzą się nowi bohaterowie - mówił niedawno Rybus. I jeśli lewa strona nie jest jeszcze tak samo wydajna jak prawa, to wyłącznie dlatego, że obrońca Sebastian Boenisch gra co najwyżej poprawnie. Po sparingach z Ukrainą i Australią we wrześniu 2010 roku wydawało się, że reprezentacja Polski doczekała się lewego obrońcy klasy europejskiej. Zawodnik Werderu Brema nie tylko przerywał akcje rywali, ale także pomagał w atakach. Biegał po boku boiska w stylu najlepszych skrzydłowych. Później jednak doznał poważnego urazu kolana, przez dwa sezony spędził na boisku niespełna sześć godzin. Tę przerwę w jego grze widać wyraźnie. Stara się, ale nie zachwyca ani z piłką, ani bez niej. Wygląda na ociężałego, nie jest tak szybki jak dwa lata temu. A jego umiejętności w defensywie tak naprawdę sprawdzone nie zostały. Tak samo jak i całej obrony szykowanej na Grecję. Szczęsny, Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch w sumie zagrali ze sobą 140 minut. Pięć z Portugalią, 90 ze Słowacją i 45 z Andorą. W żadnym ze sparingów rywale nie zmusili ich do wysiłku. Nie wiemy, czy ofensywna gra bocznych obrońców to efekt słabości rywali. Pozbawieni skrzydłowych Stocha i Weissa Słowacy problemów Piszczkowi i Boenischowi nie sprawili. Andorczycy większość czasu spędzili na własnej połowie. Sprawdzą ich dopiero greccy skrzydłowi Samaras i Salpingidis.

Ostatni sparing skończył się zgodnie z planem: wszyscy są zdrowi i gotowi na Grecję. Szczęsny znowu nie puścił gola, Lewandowski strzelił, Błaszczykowski z Rybusem błysnęli. Czy to samo napiszemy w piątek chwilę przed 20?

Polska biało-czerwoni: Wygraj Xboxa!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.