Liga Mistrzów. Co dalej z trenerem Chelsea Roberto Di Matteo?

Jego największa zaleta? Stawia na mnie - żartował Frank Lampard. Gdyby szkoleniowca wybierali piłkarze Chelsea, Włoch byłby pewny posady. Ale czy to najlepszy kandydat do budowy nowej drużyny, o której marzy Roman Abramowicz?

My też mamy zdanie! Dzielimy się nim na Facebook/Sportpl ?

Zobacz wideo

Di Matteo wielu zalet poza miłością do Chelsea nie miał. Jego trenerskie sukcesy zaczynały na doprowadzeniu MK Dons do baraży o drugą ligę, a kończyły na awansie z West Bromwich Albion do pierwszej. Nie miał opinii wybitnego taktyka, nie uchodził za specjalistę od rozpracowywania rywali, oskarżano go o lenistwo i małe zainteresowanie futbolem, co na Wyspach jest grzechem ciężkim.

Co najważniejsze, z WBA Di Matteo wyleciał, bo nie miał pomysłu na wyciągnięcie zespołu z zapaści. Jego drużyna wygrała ledwie trzy z 18 ostatnich meczów, groził jej spadek, a jego reakcją na porażki było przerzucanie piłkarzy po boisku. Pomocnik stał na obronie, lewoskrzydłowy na prawej stronie, napastnik na lewej.

Gdy kilka miesięcy później Di Matteo starał się o pracę w Birmingham, działacze woleli Chrisa Hughtona, którego największym sukcesem jest awans do Premier League z Newcastle.

Abramowicz nie miał jednak wyjścia, bo wszyscy mu odmówili. Do szatni uchodzącej za jedną z najtrudniejszych na szczytach futbolu wszedł Di Matteo. Miał uratować sezon, czyli zakwalifikować się do Ligi Mistrzów. O trofeach nikt na Stamford Bridge nie marzył.

42-letni trener zapomniał, że przez kilka miesięcy pomagał trenerowi chcącemu zbudować nową Chelsea. Zapraszał na boisko piłkarzy sprowadzonych jeszcze przez José Mourinho. Salomon Kalou pierwszy raz w tym sezonie zasłużył na miejsce w jedenastce w Premier League, dopiero gdy jego szefem został Di Matteo. Na ławce wylądował 23-letni Daniel Sturridge. Coraz częściej grali Frank Lampard i Didier Drogba. Powrót do przeszłości spodobał się wszystkim najważniejszym piłkarzom, nie ma się co dziwić, że po zdobyciu Pucharu Anglii i Ligi Mistrzów gwiazdy prosiły Abramowicza, by zostawił Di Matteo.

I tu zaczyna się kłopot. W perspektywie trzech miesięcy pomysł oparcia zespołu na starszakach się sprawdził, ale dłużej odsuwać zmian się nie da. Czy Di Matteo jest w stanie zrezygnować z ludzi, dzięki którym osiągnął największy sukces w karierze? Czy innym będzie potrafił powiedzieć, że wylądują na ławce rezerwowych? Czy z nowych zbuduje zespół, który powtórzy sukces z Monachium?

Wciąż zarządza szatnią pełną świetnych graczy. Żaden bramkarz nie bronił w ostatnich miesiącach tak spektakularnie jak Petr Czech. Defensywa w składzie Ivanović, Terry, Luiz, Cole nie jest gorsza od tej broniącej pola karnego Manchesteru City, a od zestawu z Realu Madryt wydaje się lepsza. Środek pomocy w najsilniejszym składzie również wielu zmian nie potrzebuje. Słabości łatwo wskazać na skrzydłach, ale przecież od następnego sezonu będą po nich biegać Kevin De Bruyne (kupiony za 7 mln funtów z Genku) i Marko Marin (6 mln funtów, Werder Brema). Zostaje atak, do którego trzeba dokupić lidera albo liczyć, że Fernando Torres zacznie w końcu grać jak Fernando Torres.

Abramowicz miał podjąć decyzję po finale. Od niedzieli dla bukmacherów faworytem jest Di Matteo. Ale wszyscy też wiedzą, że Rosjaninowi marzy się trener z nazwiskiem. W ostatnich tygodniach angielska prasa plotkowała m.in. o Pepie Guardioli, który za kilka dni odejdzie z Barcelony, i selekcjonerze reprezentacji Francji Laurencie Blancu.

Finał Ligi Mistrzów na zdjęciach [GALERIA] 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.