ME piłkarzy ręcznych. Polacy pokonali Niemców, ale medalu nie będzie

Polscy piłkarze ręczni nie zdobędą pierwszego w historii medalu mistrzostw Europy. W środę z Niemcami urządzili kolejny dreszczowiec, tym razem zwycięski 33:32. Ale półtorej godziny później Duńczycy ograli Szwedów i to oni będą grać o podium

Drużyna Bogdana Wenty musiała pokonać Niemców i czekać na rozstrzygnięcia kolejnych spotkań. Niemcom zwycięstwo dawało półfinał. Ich szkoleniowiec sięgnął więc po jokera - kilka godzin przed pojedynkiem z Polską trener Martin Heuberger powołał do składu 25-letniego środkowego rozgrywającego TBV Lemgo Martina Strobla.

Ale nowy zawodnik nie wyszedł w podstawowym składzie, trener wciąż stawiał na dotychczasowego lidera Michaela Haassa. Na szczęście dla Polaków, bo z takim ustawieniem biało-czerwoni sobie radzili. Dobrze bronili, skutecznie wyprowadzali kontrataki. W 14. min był jeszcze remis 7:7, ale dwie minuty później biało-czerwoni wygrywali już 10:7. Świetną zmianą za odpoczywającego po urazie Bartosza Jureckiego był Kamil Syprzak - w cztery minuty zdobył trzy gole. W bramce rywali słabiej niż zwykle spisywał się Silvio Heinevetter, ale w ataku skuteczni byli Christian Sprenger i Dominik Klein. Po ich kolejnych bramkach siedzący na trybunie prasowej Stefan Kretzschmar, legenda niemieckiej piłki ręcznej, tylko wyskakiwał do góry z radości. Polakom nie udawało się też powiększać przewagi, bo nie radzili sobie z szybkimi wznowieniami piłki przez rywali.

Po przerwie biało-czerwoni byli bliscy powiększenia różnicy bramkowej, bo skutecznie odrzucali Niemców od swojej bramki. Gorzej szło im jednak w ataku. Czasami Polacy wyglądali tak jak ich rywale w poprzednich pojedynkach, którzy regularnie tracili wywalczoną wcześniej zaliczkę.

Od stanu 29:25 biało-czerwoni stracili kolejno sześć bramek! Niemcy byli na fali, ale biało-czerwoni wrócili do gry. Wyrównali i dramatyczne wydarzenia dopiero się zaczęły. Dwie i pół minuty przed końcem kontrującego Krzysztofa Lijewskiego pchnął w plecy Dominik Klein. Niemiec dostał za to czerwoną kartkę, ale akcję kontuzją barku okupili Lijewski oraz przypadkowo biorący w niej udział Michael Haass - ten ostatni Belgrad Arenę opuścił w karetce pogotowia. - Lekarze nastawili Krzysiowi plecy, ale czym ten uraz będzie skutkował, dopiero się okaże - powiedział chwilę później Wenta.

88 sekund przed końcem, po golu dobrze grającego Adama Wiśniewskiego i przy prowadzeniu Polski 32:31, trener Niemców poprosił o czas. Tuż po nim wyrównał Lars Kaufmann. Na 33:32 podwyższył Michał Jurecki, a Niemcy mieli piłkę. Rozgrywali ją długo, aż w końcu stracili. Równo z syreną Michał Jurecki z radości posłał piłkę pod sam sufit potężnej Belgrad Areny.

- Mimo tych wielu naszych problemów personalnych pokazaliśmy, że potrafimy walczyć do końca. Nie sądzę, żeby Szwedzi odpuścili mecz z Duńczykami, bo to przecież ich derby. Schodząc do szatni, rozmawiałem ze szwedzkim trenerem Ola Lindgrenem. Powiedziałem mu: "Nie róbcie żadnych jaj, tylko ograjcie Duńczyków". Mówi, że zagrają z nimi na poważnie - powiedział Grzegorz Tkaczyk, rozgrywający reprezentacji Polski, kapitan zespołu.

Duńczycy wykorzystali jednak szansę na awans do półfinału i pewnie pokonali Szwedów 31:24. Polakom do strefy medalowej zabrakło punktu. Być może tego z pojedynku ze Szwedami, gdy po fatalnej pierwszej połowie odrobili jedenastobramkową stratę, ale tylko zremisowali. Być może tego z Macedonią, po którym nie musieliby liczyć już na innych, tylko wystarczyłoby wygrać z Niemcami, by być w półfinale.

Bogdan Wenta nie był zdziwiony porażką Szwedów. - Gdy we wtorek spotkaliśmy się z nimi w hotelu, wyglądali, jakby już myślami byli w kwietniowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk, który organizują - stwierdził.

Więcej o:
Copyright © Agora SA