Pomogę trochę Twojej pamięci. Mogłeś pół dnia przestać w kolejce "za mięsem" na kartki albo na przykład odsypiać nocną transmisję z mundialu w Meksyku. Polacy, wtedy jeszcze trzeci zespół świata z Antonim Piechniczkiem jako trenerem, rozpoczęli turniej dwa dni wcześniej, remisując 0:0 z Marokiem. Właśnie tego dnia Barry Bonds zaliczył pierwszego home runa w karierze.
Amerykański baseballista wciąż gra. W ubiegłym tygodniu wybił piłkę 756. raz poza boisko i ustanowił rekord wszech czasów. Rodacy nazywają jego wyczyn jednym z najświetniejszych w historii sportu. I mają rację, choć te górnolotne stwierdzenie wywołują uśmiech politowania na innych kontynentach poza północną Ameryką.
Wystarczy jednak sobie uświadomić, jaki szmat czasu musiał upłynąć, by Bonds zapisał swoje nazwisko wśród największych. Nie tylko on zresztą. Podobnie przecież było z Babe Ruthem, który swoje odliczanie swoich 714 home runów rozpoczął, gdy świat jeszcze nie wiedział, co to wojna światowa (dowiedział się dopiero pół roku później) i piłkarski mundial, a kończył, gdy Hitler przejmował pełnię władzy w Niemczech. Tak samo Hank Aaron, który 755 home runów zbierał przez ponad 22 lata. Ten ostatni musiał nie tylko utrzymywać formę i mierzyć się z rywalami, ale także wytrzymać ogromną presję. Na koniec sezonu 1973 r., gdy brakowało mu tylko jednego uderzenia, by pobić rekord Rutha, baseballista obawiał się, że nie dożyje kolejnego meczu. Otrzymywał bowiem dziesiątki listów z pogróżkami. Rasiści nie chcieli się pogodzić z faktem, że czarnoskóry odbierze rekord ich białemu idolowi. Aaron przeżył, ale w późniejszych wywiadach stwierdził, że ani on, ani jego rodzina nie mogli w pełni cieszyć się z historycznego osiągnięcia.
Z rekordem Bondsa Amerykanie mają inny problem, bo jest on oskarżany o doping. Jego były trener przygotowania fizycznego został skazany za rozprowadzanie zakazanych środków. Bonds nigdy nie został przyłapany na braniu, ale w jego niewinność nie wierzy nikt.
Kibice baseballa marzą, by ktoś szybko poprawił osiągnięcie Bondsa. Pierwszym kandydatem jest najbogatszy wśród baseballistów - Alex Rodriguez (29 milionów dolarów rocznie), który w ubiegłym tygodniu zaliczył 500. home runa w karierze. Zawodnik Yankees jest najmłodszym w historii, który dokonał takiej sztuki. Aby pobić Bondsa musiałby grać na obecnym poziomie jeszcze 6-7 lat, a przy tym chuchać na siebie i dmuchać. A do tego unikać stresów i być odpornym na wszelkiego rodzaju niespodzianki losu.
Było już bowiem paru śmiałków, którzy chcieli wymazać z tabel rekord Rutha czy Aarona. Przegrywali z kontuzjami. Taki Sammy Sosa (obecnie 604 home runy) pięćsetkę przekroczył dwa lata wcześniej niż Bonds (w wieku 34 lat), ale potem podczas rozmowy z dziennikarzami kichnął tak siarczyście, że poczuł nagły ból pleców. Z powodów nieustannych skurczów grzbietu został umieszczony na liście kontuzjowanych. Od tego momentu nie mógł się już pozbierać. Z powodu słabej formy opuścił cały sezon 2006. Częściej wtedy latał w podróże dyplomatyczne z prezydentem Dominikany, niż grał w baseball.
Z kolei Jamie Foxx, który we wczesnych latach czterdziestych ścigał rekord Rutha po przekroczeniu 500. home runa (udało mu się to w młodszym wieku niż Ruthowi), przeżył nagły spadek formy, który według wielu był spowodowany nadużywaniem alkoholu.
Tymczasem Japończyk Sadaharu Oh zachęca Bondsa do dalszych rekordów. Według niego, prawdziwy wynik do pobicia to 868 home runów w karierze. Właśnie tyle zaliczył on, grając przez 22 lata w Yomiuri Giants w japońskiej zawodowej lidze NPB.
PS. Matt Murphy, który schwycił piłkę po rekordowym uderzeniu Bondsa, zastanawia się, czy ją sprzedać. Może uzyskać za nią co najmniej 500 tys. dol. Niezależnie od tego, czy sprzeda piłkę, czy nie, będzie musiał zapłacić 210 tys. dol. podatku od wzbogacenia. Rzeczoznawcy wycenili baseballówkę na 600 tys. dol.