Cały kraj tarza się ze śmiechu. Najbogatszy klub świata znów okazał się memem

Michał Kiedrowski
Słowo "schadenfreude" wymyślili Niemcy, ale najlepszy przykład, co to pojęcie wyraża, można znaleźć w tym tygodniu w Ameryce. Dallas Cowboys znów przegrali na samym starcie play-off NFL i to jeszcze w kuriozalny sposób.

Ta historia powtarza się od ćwierć wieku, ale Amerykanów wciąż cieszy i bawi. Nie tylko zwykłych kibiców, ale też dziennikarzy, którzy w USA nie ukrywają swoich afiliacji kibicowskich. Numerem 1 wśród hejterów Cowboys jest z pewnością Stephen A. Smith ze stacji ESPN. On sam deklaruje się jaki kibic Pittsburgh Steelers i każdą wpadkę Cowboys komentuje z wielką lubością. Teraz też sobie nie odmówił, choć od 21 grudnia przebywa w izolacji po pozytywnym wyniku testu na COVID-19. Wideo, które wrzucił do sieci po meczu, ma już ponad 2,7 mln emisji na Twitterze. 

Zobacz wideo

Faworyt przegrał przez kuriozalne błędy

Dziennikarz powtarza słowa, które wypowiadał przez cały sezon w sztandarowym programie telewizji ESPN – First Take, że Dallas Cowboys nie wygrają w tym sezonie nawet jednego meczu play-off. I to się potwierdziło w niedzielę. Cowboys, choć byli zdecydowanym faworytem i grali na własnym boisku, przegrali z San Francisco 49ers 17:23. W dodatku przegrali w kuriozalnych okolicznościach. Raz, że mnóstwo jardów stracili przez kary za rekordowe w play-off 14 przewinień, a dwa, że w ostatnich sekundach meczu nie wiedzieli, jak się zachować, by mieć jeszcze jedną szansę na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść. 

- O mój Boże, o mój Boże - powtarzał tylko ekspert stacji CBS, Tony Romo, były rozgrywający Cowboys. - Co za kuriozalne zakończenie meczu – dodał.

Całą winę za fiasko ostatniej akcji ponosi rozgrywający Dak Prescott, nawiasem mówiąc najbogatszy zawodnik NFL. Przed nową zagrywką quarterback Cowboys, zamiast dać piłkę sędziemu, oddał ją centrowi Tylerowi Biadaszowi, który chciał jak najszybciej wznowić grę. Tyle tylko, że przepisy mówią, iż miejsce rozpoczęcia kolejnej zagrywki oznacza sędzia. To on powinien umieścić piłkę na boisku. Romo nie mógł uwierzyć, że tak podstawowy błąd przydarzył się zawodnikom Cowboys. Gdyby Prescott nie popełnił błędu, ekipa Dallas miałaby jeszcze czas, by zatrzymać zegar i ustawić akcję ostatniej szansy. 

Cowboys za porażkę winią sędziów. Jeszcze jedna kuriozalna sytuacja

Oczywiście, wielu fanów Cowboys jest przekonanych, że to sędziowie odebrali im zwycięstwo. Po meczu rzucali w nich butelkami i innymi śmieciami. Przy okazji dostało się też zawodnikom Cowboys. 

Oliwy do ognia dolali Prescott i trener Mike McCarthy, którzy też mieli pretensje do sędziów. Nie chodziło tylko o ostatnią akcję. Ten pierwszy – według przekazów medialnych – miał nawet pochwalić fanów za rzucanie butelkami w sędziów. 

Ale to tylko szukanie wymówek. To był po prostu słaby mecz najpopularniejszej drużyny Ameryki. Przed czwartą kwartą drużyna z Dallas przegrywała już 7:23 i dopiero zryw w ostatniej części meczu dał jej iluzoryczną szansę na zwycięstwo. Iluzoryczną, bo szansa, że ostatnia akcja meczu przyniesie Cowboys powodzenie, była minimalna.  

Amerykański festiwal schadenfreude po porażce Dallas Cowboys

Porażka Cowboys wywołała w Ameryce – oczywiście poza Teksasem – nagły przypływ radości. Nic tak nie jednoczy w sporcie kibiców różnych klubów, jak porażka potentata. Na twitterowym koncie programu SportsCenter – najpopularniejszych w USA telewizyjnych wiadomości sportowych - można podziwiać galerię smutnych kibiców Cowboys. 

A tak porażkę Cowboys przyjął serwis Barstool Sprots, obserwowany na Twitterze przez 3 mln osób. 

Wspomniany Stephen A. Smith dosłownie tarzał się ze śmiechu w swoim programie "First Take", do którego wrócił po kilkutygodniowej przerwie. 

Cowboys to najbogatszy zespół sportowy świata, choć od 27 lat nic nie wygrał

Cowboys – zwani też od 1978 r. "America’s Team", czyli Drużyną Ameryki – to bez wątpienia najbardziej popularny zespół w USA. Ma fanów nie tylko w Teksasie, ale w każdym zakątku Stanów Zjednoczonych. Na taką popularność tej drużyny złożyło się kilka czynników. Przede wszystkim fakt, że zdobyła ją w latach 70., gdy pięć razy grała w Super Bowl, a NFL stawała się najważniejszą rozrywką telewizyjną w USA.  

Ale najdziwniejsze, że ta popularność pozostała, choć od 1995 r. drużyna nie wygrała mistrzostwa. Co więcej, nawet do play-off wchodziła rzadko i jeszcze rzadziej udawało się jej przebrnąć choć jedną rundę. Paul Hembekides ze stacji telewizyjnej ESPN porównał dokonania Cowboys w ostatnim ćwierćwieczu do liczby zwycięstw w play-off quarterbacków, których umiejętności były co najwyżej średnie.  

Nawet Colin Kaepernick, który w NFL grał krótko, ma więcej zwycięstw w meczach play-off niż cały wielki klub Dallas Cowboys. 

Telewizyjny fenomen meczów Dallas Cowboys

Ale przy całej tej sportowej mizerii Cowboys biją rekordy oglądalności. W ubiegłym roku na 10 najchętniej oglądanych meczów sezonu zasadniczego, aż pięć toczyło się z ich udziałem. Z czego dwa na dwóch pierwszych miejscach. 

Tu mała dygresja. W ostatnich tygodniach wielką furorę na świecie robi film "Don’t Look Up" z gwiazdorską obsadą. Na całym świecie – jak podaje Netflix – był oglądany od premiery do 9 stycznia (najnowsze dane) przez 327,8 mln godzin. Pięć meczów Cowboys, o których wyżej wspominam, było oglądanych przez około 440 mln godzin i to tylko w USA. To daje jeszcze bardziej pełny obraz popularności tego zespołu.

Według biznesowego magazynu "Forbes" Cowboys są warci w sumie 6,5 miliarda dolarów, a według serwisu Sportico – 6,97 mld. Pod tym względem to klub nr 1 na świecie. Najbogatsze kluby piłkarskie - Barcelonę i Real - "Forbes" wycenia na 4,75 mld.

A to tylko jeszcze bardziej podsyca schadenfreude – radość z cudzego nieszczęścia – jak mają Amerykanie.  

Telewizja ESPN Stephena A. Smitha nazywa po klęsce Dallas najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i cytuje jego długą tyradę, w której dziennikarz jest po prostu wściekły, że Prescott i McCarty nie umieją wziąć na siebie winy za porażkę, a tłumaczą się złym sędziowaniem. - Ten klub to hańba! 

- Jestem bardzo rozczarowany. Jestem zawiedziony ze względu na naszych fanów. Oni zasłużyli na nasze zwycięstwo i na awans do kolejnej rundy – mówił po meczu właściciel klubu Jerry Jones, który, jak pisze serwis The Athletic, wyglądał po meczu, jakby był chory. Na pytanie, kiedy był ostatnio tak rozczarowany po porażce, Jones odpowiedział: – Nie pamiętam.

Więcej o:
Copyright © Agora SA