Milanovic to ekonomista światowej sławy. Urodził się w Belgradzie, ale wykształcenie i pozycję zdobył w Stanach Zjednoczonych. Zajmuje się nierównościami społecznymi i na ten temat opublikował wiele prac, które odbiły się szerokim echem. Jest przy tym zagorzałym fanem piłki nożnej.
Dziennikarze "Frobesa" zapytali go, jak widzi przyszłość piłki nożnej. Milanovic nie daje nadziei piłkarskim romantykom. - Świat stał się bardzo skomercjalizowany. Idziemy tam, gdzie są pieniądze. Nie ma powodu, dlaczego piłka nożna nie miałaby podążać tą samą drogą. W ciągu 30 ostatnich lat stawała się coraz to bardziej skomercjalizowana i zglobalizowana - mówi.
I dodaje: - Prawo Bosmana, które pozwoliło zmieniać zawodnikom w Europie kluby niezależnie od kraju pochodzenia - było punktem zwrotnym. Rynek piłkarskiej siły roboczej jest prawdopodobnie najbardziej zglobalizowanym rynkiem świata, jeśli chodzi o specjalistów w jednej dziedzinie. Nie możesz przenieść lekarza z Mali do Hiszpanii, Francji czy Anglii, tak łatwo jak piłkarza. To jest niemożliwe w każdej innej profesji - nawet dziennikarzy czy programistów. Wszyscy spotykają się z ograniczeniami w przekraczaniu granic, ale nie piłkarze i to jest bardzo interesujące, bo pozwala zobaczyć, jak działałby całkowicie otwarty globalny rynek pracy. Też mielibyśmy do czynienia z koncentracją wysokich kwalifikacji, ponieważ napędzałyby ją pieniądze.
Milanovic jako ekspert od nierówności społecznych twierdzi, że w ostatnich 30 latach różnica dochodów rosła wykładniczo. Ten sam proces postępował w piłce nożnej. W 2006 r. różnica między najbogatszym klubem Europy a dwudziestą ekipą w tym rankingu wynosiła ok. 200 mln euro. W 2019 wzrosła do 630 mln! W sezonie 2006/07 wielka piątka - pięć najbogatszych lig europejskich (ekstraklasy Anglia, Francja, Hiszpania, Niemcy, Włochy) - generowała 7,16 mld euro przychodów - 2,62 mld euro więcej niż cała reszta piłkarskiego biznesu w Europie, a w 2018/19 - 5,1 mld więcej. 75 procent pieniędzy wypłacanych przez UEFA w ramach nagród za udział w europejskich pucharach trafia do klubów Wielkiej Piątki. Ale nawet taka wielka, rosnąca dysproporcja w dochodach nie wystarcza tym najbogatszym. Problem w tym, że wciąż trzeba dzielić się pieniędzmi z biedniejszymi - to po pierwsze, a po drugie - biedniejsi potrafią wygrywać z bogatszymi. Jak to uwiera europejskie potęgi, dobitnie wyraził prezes Juventusu, który kilka miesięcy temu wyraził żal, że w Lidze Mistrzów grają tak nędzne klubiki bez żadnej historii jak Atalanta, a nie ma w niej np. wielkiej Romy, której powinęła się noga na krajowym podwórku. Nieprzewidywalność wyników to jest to, co jest nie w smak największym firmom piłkarskim w Europie.
- Europejska superliga jest nieunikniona - mówi Milanovic. - Wszystkie komercyjne uwarunkowania przemawiają na jej korzyść, a Europa to niewielki obszar. Sukces klubowy napędzany jest przede wszystkim przez nierówności finansowe. Manchester City to najlepszy przykład. To był dobry klub, ale nie na najwyższym poziomie. Kiedy dostał zastrzyk finansowy, stał się europejskim potentatem. Podobnie było z PSG. W Europie widać wyraźny ruch w kierunku stworzenia superligi. Jest to całkowicie wykonalne i przyniosłoby niewyobrażalne pieniądze.
Spekulacje na temat powstania superligi odżyły, gdy ustępujący prezydent Barcelony powiedział na konferencji prasowej: - Przyjęliśmy propozycję udziału w przyszłej europejskiej superlidze. Zaakceptowaliśmy też przyszły format klubowych mistrzostw świata.
Dziennikarz z Hiszpanii i Anglii dotarli do planów owej superligi. Miała skupiać 16-18 krajów z pięciu najlepszych lig europejskich. Każdy zespół miał grać 34 spotkania w sezonie zasadniczym, po którym następowałby play-off z udziałem 8 najlepszych drużyn. Jak widać, przy takim projekcie nie byłoby mowy, by kluby w nim zaangażowane mogłyby występować w innych rozgrywkach. W realizację projektu miał się zaangażować holding finansowy JP Morgan, który - według brytyjskiej stacji telewizyjnej Sky - gotowy jest wyłożyć 5 miliardów euro na start projektu. Co ciekawe, zdaniem Brytyjczyków superligę popierała Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej - FIFA.
Gdy plany zostały ujawnione, JP Morgan wstrzymał się od komentarzy, FIFA też odcięła się od nich, a UEFA gorąco potępiła. - Wielokrotnie informowaliśmy, że UEFA sprzeciwia się superlidze. Zasada solidarności, awansów i otwartego formatu dla klubów z całej Europy nie podlega dyskusji. To właśnie ten format sprawia, że Liga Mistrzów to najlepsze i najbardziej emocjonujące rozgrywki na świecie - powiedział Ceferin w rozmowie z AFP.
Tu warto wspomnieć, że jeśli chodzi o FIFA, to może być coś na rzeczy. Przecież rok temu szef światowej federacji Gianni Infantino zaproponował utworzenie kontynentalnej superligi klubowej, ale nie w Europie, a w Afryce. FIFA obiecała pomoc i inwestycję w projekt, w którym miałoby uczestniczyć 20 najlepszych klubów. - Taka liga mogłaby liczyć na 200 mln dolarów przychodów rocznie i byłaby pod tym względem w pierwszej dziesiątce na świecie.
To samo powtórzył Infantino w marcu tego roku. Widać więc, że idea klubowej, kontynentalnej superligi, nie jest obca w FIFA.
O nieuchronności powstania superligi przekonany jest nie tylko Milanovic. Wcześniej w swoim raporcie dowodzili tego analitycy z brytyjskiej firmy Vysyble, która analizuje finanse brytyjskich klubów.
Ich zdaniem kryzys, którego spodziewali się na rynku płatnej telewizji, doprowadzi do tego, że najpopularniejsze kluby będą chciały odłączyć się od tych mniej medialnych, by móc pokryć swoje coraz wyższe wydatki i długi. - W każdej innym sektorze gospodarki następujące po sobie okresy finansowych strat prowadzą do strukturalnych zmian, połączeń firm i przejęć. W angielskiej piłce nożnej ten proces właśnie się zaczyna - twierdzi Roger Bell, jeden z autorów raportu "We’re So Rich It’s Unbelievable!" opublikowanego dwa lata temu.
Proces konsolidacji na rynku piłkarskim polegałby przede wszystkim na wyeliminowaniu z konkurencji tych mniejszych i biedniejszych. Chodzi o to, by te same pieniądze dzielić w dużo mniejszym gronie. Pierwszą próbą rozbicia starej struktury był zgłoszony przez najbogatsze kluby Premier League w październiku tzw. Project Big Picture, który decyzje o funkcjonowaniu ligi oddawałby gronu najbogatszych drużyn: Liverpoolowi, Manchesterowi United, Manchesterowi City, Arsenalowi, Chelsea and Tottenhamowi. Pomysł nie zyskał akceptacji, ale to nie znaczy, że jego autorzy nie będą próbować nowych rozwiązań.
Po pandemii koronawirusa pieniędzy na piłkarskim rynku będzie mniej, a długi do spłacenia ogromne. Dla tzw. wielkich klubów pokusa, by wyciąć mniejszą konkurencję, będzie ogromna. Zwłaszcza gdy tabela na koniec sezonu będzie taka, jak w tej chwili i z szansami na awans do Ligi Mistrzów pożegna się np. Barcelona, Manchester City, czy Manchester United.
Oczywiście powstanie superligi dla całej reszty piłkarskich klubów na kontynencie oznacza obgryzanie resztek z pańskiego stołu i ponurą wegetację na peryferiach. To będzie koniec futbolu, jaki znamy. A wyobraźmy sobie jeszcze, jak kluby superligi, powołują do życia swój własny mundial z udziałem 12 najbardziej cenionych reprezentacji narodowych, rozgrywamy na pięknych boiskach w USA czy Niemczech? - Piłkarz nożna straciłaby wtedy swój sens. Zniszczylibyśmy najmniej skomercjalizowaną część piłki nożnej, a razem z tym całego ducha futbolu - ocenia Milanovic.